Kiedy wieczorem idę do ośrodka, próbuje choć na chwile całkowicie wyciszyć umysł. Nucę w myślach „Yours Truly” Paradise Fears. Naprawdę uwielbiam ten utwór i sądzę, że jest to najlepsza piosenka tego zespołu. Wyobrażam sobie, że jestem na scenie i gram na pianinie, które jest oświetlane przez cienką wiązkę światła reflektora. Nie zwracam uwagi na tłum ludzi, którzy mnie otaczają i śpiewam z całą pasją, jaką mam w sobie.
Zanim docieram do ośrodka śpiewam ten utwór kilka razy i nawet mieszam z innymi utworami o podobnym brzmieniu. Jest dobrze, dopóki nie docieram do budynku i nie widzę innych ludzi wokół. Jest wpół do dziesiątej, a o tej porze wszyscy zazwyczaj siedzą w swoich pokojach. Nikt nie poświęca mi uwagi, bo przyciskam się do ściany, jakbym chciała wtopić się w obrazy, które na niej wiszą. Jestem dla nich zwykłą dziewczyną z czerwonymi włosami, które opadają mi na twarz, jakby miały być zasłoną odgradzającą mnie od reszty ludzi.
Wbijam wzrok we własne stopy i obejmuję się ciasno ramionami, przyjmując obronną postawę. Tak naprawdę to nie sądzę, żeby ludzie chcieli mnie skrzywdzić, ale nic nie poradzę na reakcje własnego ciała. Niepokój uderza we mnie silnie, wprawiając serce w szaleńczy galop. Próbuję prędko dostać się do pokoju muzycznego, ale dzisiaj wokół jest dużo więcej ludzi niż zazwyczaj, a ja nie dam rady zmusić swojego ciała do przeciskania się między nimi. To nie nasi klienci stoją na korytarzu, ale inni pracownicy, którzy kotłują się jak pracujące mrówki, podczas gdy ja bez ruchu zastanawiam się o co chodzi. Widzę wielkie drzwi do studia muzycznego i planuje rzucić się do nich biegiem, ale słyszę czyjś śmiech i ten dźwięk mnie z niewiadomych powodów zatrzymuje. Znów przyciskam się do ściany, jakbym mogła stać się jej częścią i z głębokim westchnięciem rozglądam się wokół, żeby znaleźć rozbawioną osobę. Nie wiem czemu, ale nie mogę tak po prostu tego zignorować, bo chichot sprawia, że moje serce przyśpiesza jeszcze bardziej. Przyglądam się dyskretnie wszystkim ludziom dopóki nie znajdujeich.
Harry i Niall ubrani w krótkie hotelowe szlafroki idą, rozmawiając i śmiejąc się na cały głos. Ich włosy są wilgotne, jakby właśnie wracali z basenu. Jak dla mnie blondyn wcale nie wygląda na szczęśliwego i gdybym się z nim przyjaźniła pewnie martwiłabym się o jego samopoczucie, ale skoro Harry nie jest zaniepokojony to chyba musi być w porządku.
Przeszli obok mnie, jakbym wcale tam nie stała i zignorowali mnie jak wszyscy inni ludzie. Tym razem mi się to nie podoba, pewnie dlatego, że okropnie chciałam porozmawiać z Harrym od czasu wydarzenia z jeziora, a kiedy jestem w jego królestwie – Bo pewnie czuje się tu jak w pałacu. - On wcale mnie nie zauważa. Moje oczy śledzą go dopóki nie znika za rogiem. Dopiero wtedy wzdycham pokonana. Czuję się tak, jakbym się skurczyła przez niedługą chwilę i była mniejsza niż w rzeczywistości.
- Hej Harry. - Szepczę, zamykając oczy.
To są słowa, które powinnam powiedzieć, kiedy przechodził obok mnie. Powinnam zawołać go i przywitać się, odpowiedzieć na wszystkie pytania, które zadał mi wcześniej i wyjaśnić, że wcale nie jestem niemową, za którą mnie uznał.
Ale oczywiście tego nie zrobiłam.
Wzdycham po raz kolejny, potrząsając głową, żeby pozbyć się uczucia rozdarcia i w końcu zmuszam się, żeby przebyć drogę do pokoju muzycznego. Zostanie tutaj byłoby bezcelowe, bo przecież nawet tu nie mieszkam. Cicho zamykam za sobą drzwi i natychmiast zabieram się do sprzątania. Chwytam gitarę i zaczynam grać pierwszą piosenkę, która przychodzi mi na myśl.
CZYTASZ
Little Shy Ariel | h.s. (tłumaczenie)
FanfictionZostałam nazwana po Małej Syrence, uważanej za silną i odważną. Imię godne księżniczki - mawiała mama. Ale nigdy nie wymieniłam swojego głosu na przystojnego księcia. Nie miałam okazji. Zawsze byłam nieśmiałą najmłodszą siostrą, która jest zbyt prze...