Nie sądzę, że kiedykolwiek byłam tak podekscytowana na moje urodziny. Znaczy, pamiętam raz, kiedy byłam małą dziewczynką, a moja Mama planowała dla mnie przyjęcie Małej Syrenki. To było najlepsze przyjęcie, nawet jeśli tylko moi rodzice i siostry byli obecni. Tym niemniej jestem naprawdę zdenerwowana nadchodzącymi urodzinami i to głownie z powodu Harry'ego, wiem to. Nie rozumiem dlaczego tak go to obchodzi, mam na myśli, że on mnie ledwo zna i jestem pewna że ma masę lepszych rzeczy do roboty niż planowanie moich urodzin. Cokolwiek jest powodem, on o to dba, nawet jeśli tego nie rozumiem.
Coś mi mówi, że nie ważne co zrobi, to będzie wyjątkowe. Mój tata zapytał mnie czy chcę coś na urodziny, ale zawsze mówię to samo: „Nic wyjątkowego, Tato. Będę w porządku". Część mnie karci mnie za to, ale nie chcę mieć żadnych innych planów tego dnia. Naprawdę nie wiem co planuje Harry, ale w razie czego chcę być w stu procentach wolna.
Kiedy nadchodzi ten dzień ledwo mogę zebrać się w sobie. Nie mogłam nawet pójść spać zeszłej nocy, więc spałam tylko kilka godzin, kiedy usłyszałam pukanie do moich drzwi. Słaniając się odpowiedziałam „wejdź", żeby zobaczyć mojego tatę wchodzącego z tacą w swoich dłoniach.
- Wszystkiego najlepszego, moja księżniczko! – zaszczebiotał z dużym uśmiechem i otarłam oczy, żeby się w pełni obudzić. Normalnie jest o tej porze wśród roślin, więc to naprawdę słodkie z jego strony, że przyszedł tu by dać mi śniadanie.
- Dziękuję – odpowiadam, mój głos jest ochrypnięty. Rozciągam się, sprawiając, że moje mięśnie i kości trzaskają trochę, zanim siadam prosto na łóżku i uśmiecham się do Taty bardziej jak człowiek. Nawet przejeżdżam dłonią po włosach, by je trochę okiełznać.
Wtedy zauważam, że Tata nie jest sam, inna postać czeka w drzwiach i moje oczy rozszerzyły się w szoku i zażenowaniu, kiedy rozpoznaję Timmy'ego.
- Wszystkiego najlepszego, dzieciaku – mówi z framugi drzwi i znowu przygłaskuję dłonią włosy, próbując nie wyglądać jak gargulec.
- Timmy – wydycham, zbyt zaskoczona żeby powiedzieć coś jeszcze. On się śmieje, wiedząc, że to dla mnie żenujące. – Uh, dziękuję.
Uśmiech Taty się rozszerza, kiedy kładzie tacę na moje kolana i siada obok mnie, na łóżku, przytula mnie, ale jest ostrożny, żeby nie zrzucić niczego z tacy.
- Nie mogę uwierzyć, że moja księżniczka ma osiemnaście lat. Czuję, jakbym wczoraj zmieniał twoją pieluszkę – Ojciec pamięta, jego głos wypełniony emocją sprawia, że Timmy i ja się śmiejemy.
- Nie ważne ile lat będę mieć zawsze będę twoją najmłodszą córką – mówię mu, a on wzdycha.
- To prawda, ale niewystarczająco komfortowa – znowu się śmieję i usiłuję przytulić go raz jeszcze, ale taca wszystko utrudnia. – Tak czy siak, to ważne urodziny i mam dla ciebie coś wyjątkowego.
Zmieszana gapię się na mojego ojca, zastanawiając się o czym on mówi. Z naszą obecną sytuacją ekonomiczną głupotą z jego strony byłoby kupowanie mi czegoś. Nie możemy pozwolić sobie na nie niezbędne zakupy i nie ma niczego, co mógłby mi kupić. Mam nadzieję, że ma na myśli coś innego niż prawdziwy prezent.
Ojciec kiwa głową i Timmy staje bardziej prosto, zabierając coś ze strony, gdzie nie mogłam tego widzieć. Robi krok do środka pokoju i dokładnie wiem co trzyma i nie mogę oddychać. Nie wierzę w to. To się nie dzieje. Ojciec staje, a ja automatycznie odstawiam tacę, nadal zszokowana tym co widzę. Mrugam szybko, kiedy Timmy nadal podchodzi ze znajomym uśmiechem przyklejonym do ust. On wie, on naprawdę wie co to we mnie powduje.
- Tato... nie musiałeś... ty... – bełkoczę i mój ojciec tylko się śmieje zabierając prezent z rąk Timmy'ego i daje go mnie. Twarda skorupa etui jest czarna i błyszcząca, z dużą, czerwoną wstążką, która iskrzy magią - wiem, że wcale nie, ale ja tak to czuję.
- Wszystkiego najlepszego, księżniczko. To jest od nas wszystkich, twoich sióstr, ode mnie i nawet od Timmy'ego – mówi Tata klepiąc ramię Timmy'ego. Naprawdę stał się kimś z rodziny. – Planowaliśmy z twoimi siostrami ten prezent od lat.
Patrzę na nich z szeroko otwartymi oczyma, które pieką nie wypuszczonymi łzami.
- Dziękuję – wyszeptuję bez tchu skupiając uwagę na pudełku na moich kolanach.
Powoli chwytam zamki i otwieram futerał odkrywając pluszową wyściółkę ochraniającą piękno w środku. Łapię w gardle oddech kiedy ją widzę, wspaniałą i błyszczącą, idealną i nową: majestatyczną gitarę akustyczną.
Moja obecna gitara była od mojej mamy i wtedy ona ją do mnie dopasowała. Jest stara i to był czas, żeby odeszła na emeryturę, ale nie mogłam teraz pozwolić sobie na nową gitarę, ze wszystkimi problemami, które mamy, więc po prostu dbałam o moją starą gitarę. Ale teraz moja rodzina daje mi to, i to nie jest jakaś gitara, ale Hummingbird Quilt Gibson! Czy ja śnię?
Z czcią wzięłam ją w moje dłonie, niemal bojąc się, że mogłabym ją zepsuć albo że obudzę się i nie będę mieć w rękach nic poza powietrzem. Ale wydaje się być solidna na moich kolanach kiedy naciskam struny na mostku, żeby zrobić pierwszy akord i wtedy muzyka wypływa, kiedy muskam palcami dolne druny. Och, jeśli to nie jest magia, to nie wiem co to jest.
Powoli zaczynam grać, po prostu przypadkowe akordy i wkrótce melodia zostaje przywołana do życia, melodia która brzmi sto razy lepiej i nadal nie mogę oddychać, nadal sądzę, że śnię. Ale wtedy zerkam w górę, żeby zobaczyć Tatę i Timmy'ego oglądających mnie z dużymi, zadowolonymi uśmiechami. Odkładam gitarę do futerału raz jeszcze, tak ostrożnie jak za pierwszym razem i kiedy jest bezpieczna, zeskakuję z łóżka żeby przytulić Ojca i Timmy'ego, obu w tym samym czasie.
- Bardzo dziękuję! Jest taka piękna i idealna. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - wygadałam kiedy mnie ściskali, lekko chichocząc. - Nie musieliście, mimo wszystko – dodaję odrywając się i usiłując wyglądać poważnie. - Wiem, że nie możemy pozwolić sobie na takie rzeczy, Tato.
- Nonsens, Ariel. To twoje osiemnaste urodziny. To prezent od wszystkich ludzi, którzy cię kochają i zaakceptujesz to bez narzekania. To rozkaz. - Tata stoi z założonymi rękoma, marszcząc na mnie brwi, co mnie zaskakuje, ale wtedy traci poważność swojego wyrazu twarzy i jasno się do mnie uśmiecha. - Wiemy jak wiele znaczy dla ciebie muzyka, Ariel. Nigdy o nic nie prosisz.
- Bo nie potrzebuję niczego więcej – mówię, a on kiwa głową z ciężkim westchnieniem.
- Ale jestem twoim ojcem, chcę dawać ci rzeczy od czasu do czasu, a twoje urodziny są idelną wymówką. Nawet jeśli nie mogę dać ci tak wiele jakbym chciał – dodaje i moje serce się skręca, więc znowu wpadam w jego ramiona.
- Dajesz mi więcej niż mi wystarcza, Tato. Dziękuję – mówię szczerze i wtedy on mnie ciasno przytula.
- Kocham cię, Księżniczko – wzdycha mój ojciec głaszcząc delikatnie moje włosy.
- A ja kocham ciebie, Tato.
Przytulamy się jeszcze chwilę, zanim się cofa i mówi, że musi wrócić do pracy. Przytulam jego i Timmy'ego raz jeszcze zanim wracam do łóżka, żeby zjeść śniadanie i doceniać moją nową gitarę. Nie mogę uwierzyć, że jest moja. To jest takie nierealistyczne. Pijąc herbatę podążam za projektem kolibra i liści, i motyla. Kocham jej czerwonawy kolor, jak moich włosów. Czuję, jakby ta gitara została zrobiona dla mnie. Kiedy skończyłam śniadanie spędzam pół godziny po prostu ciesząc się i zaznajamiając z moją nową gitarą. Nawet ją nazwałam: Maeve, jak moja mama. Nauczyła mnie grać, nauczyła mnie śpiewać i kiedy gram czuję jej bliskość. Przestaję grać kiedy zauważam, że jest późno i muszę dostarczyć codzienne zamówienie, więc spieszę pod prysznic, a później do ogrodu, gdzie Timmy ma wszystko przygotowane. Docieram tam, kiedy wsiada do samochodu.
- Nie, nie! Ja to zrobię – przerywam mu.
- Nie ma potrzeby, Ariel. To twoje urodziny, uznaj to jako dzień wolny – próbuje mnie przekonać, ale potrząsam głową.
- Jest okej, naprawdę, pozwól mi to zrobić – błagam, a on wzdycha.
- Stawiam, że chcesz to zrobić tylko dlatego, że chcesz zobaczyć swojego chłopaka – dokucza mi wysiadając z auta.
- O-o-on nie jest moim chłopakiem – jąkam się, czując że moje policzki płoną jasnym płomieniem. Nie muszę go nawet o kim mówi, wiem że ma na myśli Harry'ego.
- Pff, formalności – kontynuuje Timmy, a ja rumienię się nawet jaśniej. - Okej, idź do niego. Miłego dnia, Ari.
Nie mówię nic więcej, jestem po prostu zbyt zawstydzona, więc zamiast po prostu wsiąść do auta i odjechać, nadal czuję rumieńce palące moje policzki. I kiedy zbliżam się do ośrodka zaczynam się denerwować. Nie wiem, czy Harry tam będzie czy może przyjdzie później nad jezioro. Nie powiedział mi, żebym się z nim gdzieś spotkała, a jestem pewna, że nie zapomniał o moich urodzinach. Wspominał o nich prawie codziennie. Kiedy docieram nie ma go w pobliżu, zamiast niego spotykam Carla i wkrótce wesoła Mare przybiega by ciasto mnie uścisnąć.
- Wszystkiego najlepszego! - śpiewa, a ja śmieję się w jej ramionach. - To dla ciebie – mówi odsuwając się i wyciągając mały prezent z kieszeni. - Wiem, że to niewiele, ale chciałam ci coś dać.
- Och, nie musiałaś – mówię patrząc na nią z jasnymi oczami. Nie mogę uwierzyć, że pamiętała o moich urodzinach. Myślę, że wspomniałam jej o nich tylko raz.
- Ale chciałam – odpowiada, a ja całuję ją w policzek zanim go otworzę. Uśmiecham się, kiedy widzę prostą, lecz bardzo uroczą, ręcznie robioną bransoletkę. To zawiły projekt zrobiony z różnych kolorów sznureczków, ma też wisiorek z konikiem morskim na końcu. - Mówi się, że koniki morskie przynoszą szczęście, symbolizują też siłę i moc, więc pomyślałam, że to będzie dobra rzecz dla ciebie. Plus, kochasz wszystkie wodne rzeczy – Mare wyjaśnia i przytulam ją raz jeszcze.
- Uwielbiam ją. Bardzo ci dziękuję! - mówię, a ona uśmiecha się tak wesoło. - Pomożesz mi, proszę? - pytam i ona kiwa głową, pomagając mi założyć bransoletkę. Jest taka piękna, naprawdę ją kocham.
- Nie wiedziałem, że masz urodziny – mówi Carl, kiedy Mare się odsuwa, a ja oglądam moją nową bransoletkę. - Wszystkiego najlepszego – dodaje i podchodzi, żeby mnie uścisnąć. Wiem, że teraz rozmawiamy i wszystko jest z nim lepiej, ale nadal napinam się widząc go zbliżającego się. On nie jest Mare albo Timmym, których mogę przytulać bez sekundy zastanowienia. Dostrzega moją reakcję, więc zatrzymuje się i zamiast mnie przytulić, po prostu się do mnie uśmiecha.
- Przepraszam – wyszeptuję, a on potrząsa głową.
- Rozumiem, nie martw się.
Nadal czuję się źle reagując tak źle na tylko uścisk, który przypomina, że nadal mam problemy, nawet kiedy prawie czuję, że jestem normalna, gdy jestem z Mare i Timmym. Nadal boję się ludzi, jak sądzę.
Mare uśmiecha się do mnie zachęcająco i wzdycham zanim zaczynam pracę przy stawianiu dostawy w kuchni. Zwykły proces, a kiedy kończę, nie czuję się tak niezręcznie przy Carlu, ale nadal czuję się źle. On tylko chciał być miły.
Kiedy opuszczam kuchnię, gotowa by wsiąść do auta i odjechać do domu, widzę kogoś pochylonego nad pojazdem, uśmiechającego się jasno, kiedy spotyka moje oczy.
- Cześć, Ariel – mówi, delikatnie sprawiając, że moje serce galopuje. - Wszystkiego najlepszego.
***
Jak myślicie, kto przyszedł? :D
No to zabalowałam.. Wyparowałam z życia na miesiąc, ale już wracam ;D
Jak tam pierwszy dzień szkoły?
CZYTASZ
Little Shy Ariel | h.s. (tłumaczenie)
FanfictionZostałam nazwana po Małej Syrence, uważanej za silną i odważną. Imię godne księżniczki - mawiała mama. Ale nigdy nie wymieniłam swojego głosu na przystojnego księcia. Nie miałam okazji. Zawsze byłam nieśmiałą najmłodszą siostrą, która jest zbyt prze...