4.

144 12 6
                                    

Kiedy opowiadałam im historię mojego życia, nie odezwali się ani słowem.
Ograniczyli się do niewielkich gestów typu: Harry złapał moją rękę, kiedy z nerwów zaczęły się trząść. Lou przytulił mnie, kiedy popłakałam się na wspomnienie niektórych wydarzeń.. Zayn i Niall położyli ręce gdzieś na moich nogach, blisko reszty, a Liam trzymał drugą dłoń. A wszystko po to, żeby mnie wesprzeć.
Naprawdę byłam im za to wdzięczna, choć mogłoby się wydawać, że to nic takiego.

-No więc.. -zaczęłam. -Urodziłam się w Kanadzie. Mieszkałam z rodzicami i bratem, 2 lata starszym ode mnie. Wszystko było dobrze, do czasu... Kiedy miałam 2 lata, rodzice się rozwiedli. Tata wyprowadził się, Bóg wie gdzie, zabierając moje jedyne rodzeństwo. Od tamtego dnia nie miałam z nimi kontaktu... Żadnego telefonu, listu... Jakby całkowicie wymazali nas ze swojego życia. Z tego, co mówiła mama, zmienili nawet nazwiska, ale w końcu przestałam wypytywać. Odpuściłam, tak samo, jak oni... Oczywiście jakoś sobie radziłyśmy- tylko ja i mama. Aż do tego dnia... Dwa miesiące temu musiałam zostać dłużej w pracy- emitowali chyba jakiś ważny mecz i bar był czynny nieco dłużej, niż zazwyczaj.. Kiedy już wracałam, z daleka zobaczyłam kłęby dymu. Podejrzewałabym wszystko, ale nigdy nie to... Gdy podeszłam na tyle blisko, by dostrzec źródło dymu... Zobaczyłam, jak płonie mój dom. Chociaż, właściwie już się dopalał. Pamiętam, jak przerażona podbiegłam do jednego ze strażaków, prosząc by zabrał mnie do mamy. Nigdzie jej nie znalazłam, a to znaczyło, że nadal była w domu. Chciałam wbiec do środka, ale ktoś mnie powstrzymał. Po krótkiej histerii udało mi się namówić kolejnego strażaka, żeby jej poszukał. Po jakichś 10 minutach, które ciągnęły się w nieskończoność, zobaczyłam ich. Niósł ją nieprzytomną na rękach. Nie przeżyła... Dosłownie chwilę po tym, jak strażak wyniósł moją mamę, dom się zawalił. Nad ranem zaczęli przeszukiwać to, co z niego zostało, by znaleźć przyczynę pożaru. Jedyne, co przetrwało, to poczerniała od płomieni skrzynka, pełna zdjęć, filmów i listów zaadresowanych do mnie. Koperty nie miały nadawcy, ale podpis pod każdym z nich mówił wystarczająco. Tylko jeden z nich był inny. Był od mamy.. Kiedy go przeczytałam, mój świat runął, tak jak nasz dom.

Kochana Córeczko,
jeśli to czytasz, to znaczy, że już mnie tu nie ma.
Muszę Ci coś powiedzieć, przyznać się do czegoś..
Po pierwsze chcę, żebyś wiedziała, że Cię kocham.
Zawsze kochałam i to się nigdy nie zmieni.
Wszystko, co zrobiłam.. Było dla Twojego dobra.
Miałam gorsze dni, jak każdy, ale Ty zmieniałaś je na lepsze.
Właśnie dlatego to wszystko ukrywałam...
Pewnie już przeczytałaś listy od taty.
Tak bardzo Cię przepraszam, że nie pokazałam ich wcześniej.
Po prostu bałam się, że odejdziesz.
Że zostawisz mnie, tak jak on.
Że zabierze mi Ciebie, tak samo, jak Twojego brata.
Jednak chyba już czas, żebym pozwoliła Ci odejść.
W zielonej kopercie jest wszystko, czego potrzebujesz, żeby ich znaleźć.
Jeszcze kluczyki- pani Collins wszystko Ci powie.
Mam nadzieję, że Ci się spodoba- zawsze o takim marzyłaś.
Kocham Cię, Córciu.
Pamiętaj, że zawsze przy Tobie będę.
ZAWSZE.
Ucałuj ode mnie brata.
Kocham Cię, Mama.”

Popłakałam się jak głupia, przypominając sobie list.
Cały ten ból powrócił. Tęskniłam za mamą, rozumiałam ją, ale jednocześnie byłam zła, że ukrywała przede mną to wszystko.
-Następnego dnia odwiedziłam panią Collins. -kontynuowałam. -Okazało się, że za oszczędności mama kupiła mi motor. Dokładnie ten, o którym zawsze marzyłam. Ciągle zawracałam jej głowę opowiadając, że kiedyś będę go mieć... Przyjechałam nim aż tutaj, do LA. Niestety nie udało mi się znaleźć chłopaków.
-Czemu nie nazywasz brata po imieniu? -zapytał po chwili ciszy Liam.
-Bo już go nie znam.. Jego imienia. Z tego co powtarzała mama, tata zmienił je zaraz po rozwodzie.

-Ohh.. -kiwnął głową zamyślony Harry.

-Hey, masz informacje o ojcu, prawda? Możemy go przecież poszukać. -Zayn lekko się uśmiechnął. Cieszył się ze swojego pomysłu.
-Tak.. Numer telefonu, adres.. Chociaż mógł je już zmienić. Ostatni list jest sprzed kilku miesięcy. Poza tym znam jego poprzednie nazwisko. Może gdybym się postarała, poznałabym też obecne. Reszta byłaby już banalnie prosta. -rozpromieniłam się. Na nowo obudziła się we mnie nadzieja, że znajdę brata.
-To nie będzie takie trudne. -zauważył Niall. -Wystarczy pojechać do urzędu, wyjaśnić sytuację... Myślę, że spokojnie by nam pomogli.
-Ale przecież ja nie mogę stąd wyjść.. -jęknęłam, wracając na ziemię.
-Ty może nie, ale my.. -uśmiechnął się Zayn. -Wracając.. O jakim motorze mówiłaś?
-Ehh, na parkingu przed Sally's Motel. Szukaj zielonego Kawasaki. -wskazałam szafkę obok łóżka. -W kieszeni kurtki powinny być kluczyki.
-Super! -ucieszył się, wychodząc wraz z Niallem.
-Hmm, to co z tymi rzeczami? -Harry przypomniał sobie o naszej rozmowie przed opowieścią o moim życiu.
-Jak mówiłam, nic nie mam. Jakieś pojedyncze ubrania zostały w motelu.
-W takim razie idziemy na zakupy. -zaśmiał się Liam, ciągnąc za rękę Lou. Widząc moją minę, uśmiechnął się jeszcze szerzej. -Nie masz się o co martwić, my dwaj świetnie sobie radzimy!
-No okay.. -zgodziłam się. -W torebce jest mój... -nie dali mi dokończyć, wychodząc. Super..
Więc zostałam tylko ja i Harry...

***
To ten... Rozdział numer 4! :)
Udało mi się na chwilę wyrwać z kuchni, więc dodaję go teraz :)
Chyba mam kolejną czytelniczkę- tak się cieszę!
Dedyk dla niej jako podziękowanie :)
Mam dziwne wrażenie, że rozdział mógł być lepszy, ale chyba jeszcze nigdy nie podobało mi się w pełni to, co napisałam :D 
Kolejny, tak myślę, będzie jutro (ewentualnie w niedzielę).
No i tego, mam nadzieję, że rozdział nie jest aż tak zły, wbrew  mojej "cudownej" samokrytyce :P
I standardowo- baardzo mnie cieszy każda kolejna odsłona, komentarz, gwiazdka i wogóle, bo widzę, że to może jednak ma sens ;)
Ale nie zmuszam! ;)

Lost in L.A.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz