30.

63 6 8
                                    

Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu.
Byłam zła na Harry 'ego. Powinien mi zaufać...

Wysiedliśmy i Ed zaprowadził nas do domu.

Wyglądał na dużo większy, kiedy był pusty.

Usiedliśmy na kanapie. Oczywiście mój, pożal się Boże, chłopak, nie odstępował mnie na krok.

-Macie zamiar to jakoś odkręcić? -zapytał Ed.

-Mamy? -rzucił sarkastycznie Hazz.. Oczywiście w moją stronę.

Spojrzałam na niego oburzona. Zaczynał przesadzać.

-Sam mi powiedz... -rzuciłam, nawet na niego nie patrząc. Miałam łzy w oczach i wiedziałam, że zaraz nie wytrzymam. -Pokażesz mi, gdzie jest łazienka? -zapytałam, wstając.

-Jasne. Nate, pomóż jej.

Całkowicie nieświadomie Ed jeszcze bardziej zdenerwował Hazzę.
W tym momencie jednak nie zwróciłam na to uwagi.
Oparłam się o chłopaka i wyszliśmy z salonu.

-On zawsze taki jest?

-Szczerze mówiąc, myślałam, że nigdy..

-Ohh.. Mogę o coś zapytać?

-Jasne, pytaj.

-Naprawdę jesteście razem, czy to tylko plotka?

-Jesteśmy, znaczy, jeszcze przed chwilą byliśmy, ale teraz już sama nie wiem...

Chyba go trochę zawiodłam taką odpowiedzią.
-Tutaj -wskazał drzwi po lewej stronie.

-Przepraszam... -spojrzałam mu w oczy. -Jeśli ci to pomoże, to  kiedy cię poznałam, jeszcze nie byliśmy razem...

Zamknęłam drzwi.
Co ja najlepszego wyrabiam?
Powinnam teraz siedzieć w salonie z moim chłopakiem...

O ile nie zmienił zdania...

Boże... Jak on może być zazdrosny o coś takiego?

Ja nawet nie znam Nate 'a...

A Harry? Chyba go kocham...

Jest skończonym kretynem, ale go kocham...

I nic tego nie zmieni...

Spojrzałam na swoje odbicie, poprawiłam włosy, wytarłam rozmazany tusz.

I wyszłam.

Nate czekał cierpliwie, oparty o ścianę.

Kiedy drzwi się otworzyły, spojrzał na mnie.

-Gdyby nie on, co by się stało?

To pytanie mnie zaskoczyło...

Nie wiedziałam, co powiedzieć..

-Nie wiem, Nate.. -westchnęłam. -Może moglibyśmy...

-Oh..

Świetnie... Po prostu fantastycznie...

Wróciłam do pokoju w jeszcze gorszym nastroju, niż przed wyjściem.

Wróciłam na swoje miejsce, ale Hazz już mnie nie objął.

Poczułam ból w klatce.

To było jak cios w serce.
Opadłam zrezygnowana na oparcie.

Jakimś cudem udało mi się przetrwać kolejną godzinę, śmiejąc się i udając, że wszystko jest ok.

Oczywiście, wcale tak nie było...

Kiedy siedziałam między Harrym i Natem czułam się, jak między młotem, a kowadłem.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy Ed zaproponował bilard.

-Może zejdziemy na dół? Mam tam kilka stołów i wgl.. Zawsze to jakieś zajęcie -zaśmiał się.
-Jestem za. Dawno nie grałem w bilarda..

-Gdzie ja mam głowę? Pewnie zgłodnieliście, huh?
-Czytasz mi w myślach -odparł wesoło Niall. Ożywił się na wzmiankę o jedzeniu.

Ed zamówił pizzę i poprosił, żeby Nate ją odebrał.

-Będziemy na dole -dodał, prowadząc nas do piwnicy.

Pokój był całkiem spory- nie spodziewałam się tego.

Wzdłuż jednej ze ścian stały trzy stoły.

Na niej wisiał rząd kijów.

Każdy stół miał osobne oświetlenie.

Zauważyłam, że chłopcy zaczęli już dobierać sobie parę, więc odsunęłam się nieznacznie w głąb sali.

-Liam, możemy pogadać? -zagadnęłam, kiedy już dobrał się z Niallem.

-Jasne -poprowadził mnie do ostatniego stołu. -Co się dzieje?

Przysiadłam na nim, jednocześnie odwracając się tyłem do reszty.

-Co powiedział, kiedy wyszłam? -wypaliłam.

-Co? -nie zrozumiał..

-Harry.. Ed pytał, czy chcemy to odkręcić..

-Oh.. Nie powinienem, Jane.. Niech sam ci to powie.. Zasługujesz na to.

-Liam, proszę cię.. -jęknęłam płaczliwym tonem.

-Nie mogę... -łzy pociekły mi po twarzy. Nie mogłam tego powstrzymać... Automatycznie mnie przytulił.

-Przepraszam... -szepnął. Poczułam, że podnosi głowę, po czym odsunął się ode mnie z zatroskaną miną. -Powodzenia.. -powiedział odchodząc.

Zanim zdążyłam wstać, podszedł do mnie Hazz.

-Możemy..

-Co mu powiedziałeś? -przerwałam mu.

-Chcę pogadać.

-A ja chcę wiedzieć, co powiedziałeś Edowi...

-To był błąd, Jane. -zamarłam.

-C-co?

-Nie powinienem był tego mówić. Znaczy, wczoraj.. To był błąd, że to zacząłem.

Patrzyłam na niego kompletnie zdezorientowana.

Nie mogłam wymyślić nic sensownego.. Pustka...

-To.. To koniec. -dokończył.

-Ale..

-Powiedziałem mu, że coś wymyślę, żeby to odkręcić..

Tym razem nie skończyło się tylko na płaczu.

Chyba czekał, aż coś powiem, jakoś zareaguję...

Zamiast tego po prostu wstałam i ruszyłam do wyjścia, z całych sił powstrzymując łzy.

Nie udało mi się..

W połowie drogi wybuchłam głośnym szlochem, więc ruszyłam biegiem przed siebie.
Od wypadku nie czułam się na tyle pewnie na własnych nogach...

Przez jakieś 10 sekund.

Podparłam się stołu i szarpnęłam delikatnie za rękę Leo, zrozumiała.

Złapały mnie z Pezz i wyprowadziły z sali.

Ostatnie, co widziałam, to zdezorientowane i przerażone miny chłopaków.

***
Tadaaam!

Nie zabijcie mnie, proszę ;c 
Tak ładnie, ładnie proszę ;c

Przed nami jeszcze parę rozdziałów-poczekajcie do końca, wtedy możecie ze mną zrobić, co chcecie, serio.
Sama siebie nie lubię za ten rozdział ;c



Lost in L.A.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz