Epilog.

60 6 0
                                    

Chwyciłam rączkę czarnej walizki i ruszyłam za Liamem w stronę ciemnego Vana.
Brad, nasz dzisiejszy kierowca, otworzył bagażnik, po czym dołączył nasz bagaż do pozostałych sześciu. Harry, Niall, Louis, Zayn i dziewczyny już czekali w samochodzie.

-Dziękuję za wszystko. -pożegnałam się już kolejny raz z Simonem, który zdążył już wrócić z jakiejś ważnej kolacji.

-Już, już, bo się popłaczę.. -zaśmiał się, zamykając mnie w ciasnym uścisku.
-Dzięki, Simon. -rzucili chłopcy, po czym ruszyliśmy z posesji Cowella.
Kiedy mijaliśmy duży park, w którym miałam okazję się zgubić, zrobiło mi się smutno.
To była moja ostatnia podróż po Los Angeles, a przecież to tutaj wszystko się zaczęło.
W końcu znalazłam rodzinę, przyjaciół, a nawet miłość, chociaż to ostatnie nie skończyło się najlepiej.
Po godzinie znalazłam się już na opustoszałym lotnisku, z nowym planem na nadchodzące dni.
Mogę już chodzić, więc znajdę pracę i zejdę z głowy chłopcom.
Na pewno gdzieś w Londynie znajdzie się dla mnie miejsce, prawda?
-Jak się czujesz? -poczułam ciepłą dłoń na ramieniu.

-Jest okay, Zayn. Po prostu.. Co teraz będzie?
-Londyn, Jane. Zobaczysz, spodoba ci się.

***
-Jane, możemy pogadać? -Harry usiadł obok mnie, odwracając moją uwagę od widoków za oknem samolotu.

-Coś się stało?

-Poza tym, że wciąż jestem skończonym kretynem, nie. -zaśmiał się.

-Więc o co chodzi, skończony kretynie? -odpowiedziałam tym samym, akcentując ostatnie słowa.
-Wiesz.. Tak się zastanawiałem... Czy jest jakakolwiek szansa, żebyś dała mi drugą szansę?
Spojrzenie jego cudownych, zielonych tęczówek przyszywało mnie całkowicie.
Na moment zatonęłam w jego oczach.

-Harry, ja... Ja chyba...
-Obudź się...
-Co?
-Obudź się, Jane!

Otworzyłam oczy, żeby zobaczyć szeroki uśmiech irlandczyka.
-Niall?

-Musiałem to zrobić, Jane. Chcę ci coś pokazać, a poza tym.. Znów mówiłaś przez sen..

-Co tym razem? -przestraszyłam się. Mój sen był dość jednoznaczny.
-Majaczyłaś coś o Hazzie i jego cudownych tęczówkach.. -westchnął teatralnie.
-Oh, zamknij się. -szturchnęłam go w ramię. -Co chciałeś mi pokazać?
Wskazał palcem widok za oknem.
Wciągnęłam głośno powietrze, kiedy zobaczyłam błyszczące w oddali kolorowe światła miasta.

-Czy to...

-Nasz przystanek -uśmiechnął się, potwierdzając moje myśli.
-Proszę zapiąć pasy, za chwilę podchodzimy do lądowania.

Wypatrzyłam moją walizkę i dołączyłam do czekających na mnie przyjaciół.
-Jedziemy? Mam wrażenie nie za chwilę zasnę, w jakiejkolwiek pozycji bym się nie znajdowała. -zaśmiała się Perry, zerkając wymownie na Malika.

-Oh nie, proszę was... Zostawcie to sobie na później, co? -zaśmiał się Harry.
-Dave powinien już być.. Dziwne, że jeszcze nie dzwoni..
-Może stoi w korku?

-Naprawdę, El? Myślisz, że nasz kierowca utknął w korku o 4:32?
-Oh, um.. No tak, jest przecież środek nocy...
-Może po prostu wyjdźmy na zewnątrz, hm?

Kolejny ciemny Van stał dokładnie przed wyjściem z lotniska.

Wsiedliśmy do środka i w ciszy odjechaliśmy, kierując się na obrzeża miasta.

Całą drogę modliłam się, żeby nie zasnąć.
Harry siedział dokładnie obok mnie, co nie było zbyt komfortowe.
Nadal czułam się nieswojo w jego towarzystwie.
Ale hey, minął dopiero dzień!
To chyba normalne po zerwaniu, tym bardziej, że godzinę po tym nakryłam go z inną.
Niestety wszechświat ze mną nie współgra, a ostatnie co zobaczyłam, to ramię loczka, kiedy moja głowa powoli na nie opadła.

***
PRZECZYTAJ PROSZĘ SŁOWO ODE MNIE :)
Mam tylko nadzieję, że tym rozdziałem nic nie zepsułam.. :)

Lost in L.A.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz