Rozdział 27

299 20 71
                                    

Otworzyłaś oczy tylko jak poczułaś promienie słońca na twarzy. Przetarłaś oczy i wstałaś z łóżka. Dziewczyny jeszcze spały, więc po cichu zabrałaś czyste ubrania i poszłaś do łazienki. Szybko się ogarnęłaś i odkładając ubrania do pokoju poszłaś w stronę gabinetu generała. Stanęłaś przed drzwiami i niepewnie zapukałaś.

- Proszę. - usłyszałaś stłumiony głos.

Weszłaś do środka od razu salutując. Generał zmierzył cię uważnie wzrokiem.

- Kazał pan się stawić rano. - powiedziałaś patrząc w okno za nim.

- Owszem, ale nie sądziłem, że wstaniesz tak wcześnie. - odparł.

- Tak naprawdę to nie spałam wcale. - wyjaśniłaś.

- To nie dobrze, ale nie martw się. Twój brak snu nie będzie ci przeszkadzać w zadaniach. - mruknął wstając.

- Co mam zrobić? - zapytałaś w końcu na niego spoglądając.

- Wiesz w ogóle za co będzie robić karne zadania? - zignorował twoje pytanie.

- Za samodzielne opuszczenie terenu. - powiedziałaś.

- Chociaż tyle wiesz. - mruknął niby pod nosem.

- Wiem co zrobiłam źle, nie musi być generał taki złośliwy. - powiedziałaś pod nosem.

- Muszę bo inaczej się nie nauczysz. - odwrócił się w twoją stronę.

- Przecież mówiłam, że musiałam sobie... - zaczęłaś.

- Zamknij się. Już wcześniej to mówiłaś. - warknął mierząc cię wzrokiem.

Posłusznie się nie odzywałaś. Obserwowałaś jak mężczyzna przechadza się po swoim gabinecie. W końcu podszedł do ciebie bardzo blisko. 

- Powinnaś się cieszyć, że to Levi nie wymyśla ci kary. - mruknął.

- Mam wrażenie, że u pana będzie gorzej, niż jak kapral jest wkurzony. - odparłaś.

- I dobre masz wrażenie. - mruknął łapiąc cię za ramię.

Zerknęłaś kątem oka na jego dłoń mocno zaciskającą twoje ramię. Zanim się spostrzegłaś dostałaś w brzuch. Skuliłaś się jęcząc z bólu. Podniosłaś wzrok na generała, który patrzył na ciebie z kpiną. Wyprostowałaś się na tyle ile pozwalał ci ból. Mężczyzna chciał cię znowu uderzyć, ale zablokowałaś jego dłoń. On tylko uśmiechnął się drwiąco i rzucił tobą o szafkę. Podtrzymałaś się mebla podnosząc powoli wzrok na blondyna.

- Wstawaj, idziemy na plac. - mruknął tylko i wyszedł. 

Westchnęłaś i ociężale wstałaś. Ruszyłaś powoli za generałem. Gdy wyszłaś na plac on już na ciebie ciekał siedząc na koniu. Wywróciłaś niezauważalnie oczami i podeszłaś bliżej niego. 

- Idziemy biegać, mam nadzieje, że jesteś zadowolona. - powiedział sarkastycznie.

- Tryskam radością. - mruknęłaś.

- Świetnie, więc za mną. - oznajmił i ruszył do lasu.

Przeklnęłaś pod nosem swój los i ruszyłaś truchtem za nim. Gdy dotarliście do brzegu lasu mężczyzna zatrzymał się. Zaczekał aż do niego przybędziesz. 

- Biegasz wokół lasu. A ja będę jechał za tobą jakbyś zwalniała. - wyjaśnił.

- Ile okrążeń? - dopytałaś.

- Aż mi się nie znudzi. - wzruszył ramionami. 

- Zajebiście. - szepnęłaś i zaczęłaś biec.

Kɪᴍ Dʟᴀ Cɪᴇʙɪᴇ Jᴇsᴛᴇᴍ... - | ʜᴀɴɢᴇ ᴢᴏᴇ |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz