Rozdział 35

262 16 39
                                    

Rano obudziła cie Mikasa. Spojrzałaś na nią półprzytomnym wzrokiem. 

- Śniadanie. - mruknęła patrząc na ciebie.

- Tak, już wstaje. - przetarłaś zaspana oczy podnosząc się do pozycji siedzącej.

Dziewczyna podeszła do okna i zaczęła patrzeć na zewnątrz. Podeszłaś do niej niepewnie i położyłaś dłoń na ramieniu. Spojrzała na ciebie kątem oka i znowu patrzyła przed siebie. 

- Ej co jest? - spytałaś.

- Nic. - szepnęła.

- Co się stało na wyprawie? - dopytywałaś.

Dziewczyna tylko westchnęła i odwróciła się przodem do ciebie. W jej oczach dostrzegłaś smutek i powstające łzy.

- Żałuje, że nie udało mi się ich uratować. - szepnęła i spuściła głowę.

- To nie twoja wina. Nie mogłaś przecież uratować wszystkich. - położyłaś jej dłonie na ramionach. 

- No niby tak. - przyznała ci racje. 

- Dużo od was zginęło? - spytałaś niepewnie.

- Tylko dwójka. - wzruszyła ramionami.

- Znałaś ich jakoś lepiej? - zgarnęłaś jej włosy z twarzy.

- Jansona znałam... - powiedziała nieśmiało.

Spojrzałaś na nią zaskoczona. Obserwowała twoją reakcje zlękniona. 

- Luke i Matt już to wiedzą prawda? - spytałaś cicho.

- Już za murami wiedzieli. - przyznała.

- Byłaś przy jego śmierci, prawda? - dopytywałaś.

- Tak. Przepraszam, że nie udało mi się go uratować. - powiedziała.

- Nic nie szkodzi. Nie miałaś na to wpływu. - przyznałaś podchodząc do szafy i zabierając z niej mundur.

- Mogłam mieć. - szepnęła.

- Nie baw się w Erena i nie próbuj uratować wszystkich. To jest niewykonalne, a tylko sobie zaszkodzisz. - wyznałaś wychodząc z pokoju.

Ze spuszczoną głową poszłaś do łazienki się ogarnąć. Szybko się przebrałaś i spojrzałaś na swoje odbicie. Przemyłaś twarz wodą, by odgonić łzy z oczu i wróciłaś do pokoju. Na swoim łóżku siedziała czarnowłosa. 

- Gdzie jest Petra? - spytałaś ścieląc łóżko.

- A jak myślisz? Od rana już jest u kaprala. - wyznała wstając.

- Petrze podoba się kapral? - spytałaś.

- Nie mów, że nie zauważyłaś. - spojrzała na ciebie.

- Była bardziej zajęta pułkownik, więc co od niej chcesz? - usłyszałaś głos za sobą. 

Odwróciłaś się do tyłu i zobaczyłaś Jeana z Connim. Uśmiechnęłaś się delikatnie w ich kierunku.

- To nie prawda. - zaprzeczyłaś.

- Czyżby? Jakoś ci nie wierze. - zaśmiał się Connie.

- Oj dobra idź tam. - machnęłaś na niego ręką i ruszyłaś na stołówkę.

Za sobą usłyszałaś ich śmiech. Westchnęłaś cicho i weszłaś do pomieszczenia. Zabrałaś od kucharek swoją porcję i usiadłaś przy stoliku. Zaraz dołączyły do ciebie zguby.

- Oj no Reader. Nie obrażaj się - powiedział Jean tykając cie palcem w policzek.

- Nie gadam z wami. - odepchnęłaś jego dłoń.

Kɪᴍ Dʟᴀ Cɪᴇʙɪᴇ Jᴇsᴛᴇᴍ... - | ʜᴀɴɢᴇ ᴢᴏᴇ |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz