Rozdział 5

377 18 115
                                    

Rano obudziła cię Mikasa. Wstałaś z łóżka zgarniając mundur i ruszyłaś do łazienki. Ogarnęłaś się i ruszyłaś w drogę powrotną do pokoju. Po drodze spotkałaś Jeana z Connim. Jasnowłosy już miał się odezwać, ale zrezygnował z tego pomysłu. Weszłaś do siebie gdzie na swojej pryczy czekała już czarnowłosa.

- Gdzie jest Sasha? - spytałaś chowając piżamę i ścieląc łóżko.

- Nie wiem, jak się obudziłam już jej nie było. - odparła.

- Dziwne. Idziemy? - stanęłaś przy drzwiach. 

- Może jest z Connim i Jeanem. - podeszła do ciebie.

- Wykluczone. Mijałam ich jak wracałam z łazienki. - ruszyłyście na stołówkę.

Po drodze dołączyły do was Ymir i Christa mimo iż z nimi nie rozmawiałaś. Przy wejściu na stołówkę spotkałyście Sashę. 

- Gdzieś ty była z rana? - spytałaś podchodząc bliżej.

- Nie mogłam spać, więc poszłam na spacer.- powiedziała niepewnie.

- Ty nie mogłaś spać? Przecież to do ciebie niepodobne.- oznajmiła Ymir przyglądając się jej.

Ona tylko wzruszyła ramionami i weszła do środka. Spojrzałaś na Mikasę i poszłaś za dziewczyną. Podeszłyście do kucharek i odebrałyście tace. Dziewczyna ruszyła w stronę stołu z przyjaciółmi. Ty tylko tam spojrzałaś i podeszłaś do stołu Luka ze znajomymi.

- Mogę z wami usiąść? - spytałaś stając obok.

- Jasne. - przytaknął Matt przesuwając się i robiąc ci miejsce.

Uśmiechnęłaś się w podziękowaniu i usiadłaś obok. Zaczęłaś dość niepewnie jeść, co chłopcy zaraz powtórzyli. Czułaś na sobie wzrok dziewczyn, ale udawałaś, że tego nie widzisz.

- Nadal się nie pogodziliście? - spytał Jason. 

- A widać byśmy byli pogodzeni? - mruknęłaś sarkastycznie. 

- No nie, ale jak się już pogodzicie to opanuj swoje psy stróżujące. - spojrzał na ciebie Luke.

- Co masz na myśli? - zerknęłaś na niego niezrozumiale.

- Twoje psy stróżujące z pamiętnej walki plus jakiś jeszcze jeden patrzą na nas jakbyśmy coś ci zrobili. - wytłumaczył.

- My nic nie zrobiliśmy. To ty coś zrobiłeś. - mruknął Matt.

Odwróciłaś się w stronę stolika gdzie siedzą przyjaciele i faktycznie Jean, Connie i Eren mordowali ich wzrokiem. Gdy poczuli na sobie twoje spojrzenie odwrócili oczy na ciebie. Posłałaś im tylko chłodny wzrok i z powrotem odwróciłaś do towarzyszy. Wywróciłaś oczami i dokończyłaś śniadanie. Matt z Jasonem spojrzeli tylko po sobie i uśmiechnęli się pod nosem. 

- Wiadomo co robimy po śniadaniu? - spytał Luke. 

- Chyba dzisiaj mamy wolne, bo kapral wyjechał gdzieś ze swoim oddziałem. - powiedziałaś wstając od stołu.

- Jak dla mnie może już nie wracać. - mruknął Jason również wstając, co powtórzyła pozostała dwójka. 

- Dlaczego niby? - zapytałaś nieco zdziwiona idąc do kuchni. 

- Zajęcia prowadzone przez niego to jakaś katorga, a nie treningi. On to chyba chce byśmy wszyscy pozdychali już w kwaterze. - wytłumaczył odkładając naczynia do zlewu. 

- Nie przesadzaj. Chce nas po prostu nas dobrze przygotować, byśmy nie zginęli na pierwszej wyprawie. - oznajmił brunet wychodząc z kuchni

I tak rozpoczęła się dyskusja na temat treningów kaprala i czy powinien wrócić. Z Mattem spojrzeliście tylko po sobie wzdychając i ruszyliście za nimi. Poszliście na dwór i usiedliście na ławkach obok wejścia. Chłopcy nadal się kłócili, a ich argumenty z każdym razem robiły się coraz bardziej idiotyczne. 

Kɪᴍ Dʟᴀ Cɪᴇʙɪᴇ Jᴇsᴛᴇᴍ... - | ʜᴀɴɢᴇ ᴢᴏᴇ |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz