35. Epilog I

4.8K 101 18
                                    

       -Dorian, Dorian- słyszę wołanie mojej Karinki. 

Szukam jej wszędzie, jednak ciemność skutecznie mi to utrudnia. 

-Dorianie, tu jestem kochanie- słyszę jej melodyjny głos zaraz za mną. 

Odwracam się, ale nie ma tam mojej narzeczonej, pozostał tylko po niej słodki zapach malin. Podążam za nim, aż widzę w oddali lekkie światełko. Nadzieja się, we mnie wzbiera, i pędzę tam na złamanie karku. Jestem już tak blisko. Patrzę jej prosto w oczy, zaraz będę trzymał ją w ramionach, i już nigdy nie puszczę. Kiedy mam już wyciągać ręce ku niej, ona upada z hukiem na ziemie. Chcę podejść do niej, złapać ją, niewidzialne siły, nie pozwalają mi wykonać nawet najmniejszego kroku, w jej stronę. 

-Karinko- mówię rozpaczliwie. 

W powietrzu zaczyna unosić się metaliczny zapach krwi. Szkarłat zaczyna rozlewać się, i dociera aż do mnie. Chcę się ruszyć, pomóc jej, ale nie jestem w stanie. 

-Pomóż mi, pomóż Dorianie- mówi do mnie wesołym głosikiem, jakby wcale zaraz nie miała mnie opuścić. 

Tak bardzo chcę do niej podejść, łzy lecą mi po policzkach, z bezsilności. Karinka zaczyna się krztusić własną krwią. Nie nie nie, to się nie dzieje naprawdę- pocieszam się. Wraz z ostatnim tchem Karinki, budzę się cały spocony w mojej sypialni. 

-Dlaczego mi to robisz?- pytam jej chociaż wiem, że nie usłyszę odpowiedzi.

Od jej śmierci mija dokładnie dzisiaj dziesięć lat. Dziesięć lat żyje w moim prywatnym piekle. Codziennie na nowo śni mi się jej śmierć, codziennie prosi mnie o pomoc, a mnie zawsze wtedy paraliżuje. Tak bardzo za nią tęsknie, wciąż tak bardzo ją kocham. Karinka nie spędziła ze mną wiele czasu, ale szturmem podbiła moje serce, i wiem że już nigdy go nie odpuści. Nad jej grobem obiecałem jej wierność do końca swoich dni. Z chęcią sam dołączyłbym do niej, gdyby nie nasza córka Aria. Przez te wszystkie lata żyję tylko dla niej. Wiem, że Karinka nie wybaczyłaby mi nigdy, gdybym zostawił naszą córkę. Codziennie na nowo odtwarzam tamten dzień, jak i wszystkie nasze wspólne dni. Jest tyle rzeczy, które chciałbym jej powiedzieć, ale nigdy nie będzie mi już dane. Podnoszę się do pozycji siedzącej, i patrzę na jej nienaruszoną część łóżka. Robię to codziennie, jakby kiedyś miała się tam pojawić. Dopiero po roku pozwoliłem zabrać jej rzeczy, z naszej sypialni, ale nie pozbyłem się niczego. Wszystko leży pięknie zapakowane, w starym pokoju Arii. Często tam zaglądam, czuję się wtedy jakby była przy mnie. Czasem mi się zdaje, że nawet czuję tam jej zapach. I tym razem zmierzam w tamtą stronę. Uchylam drzwi, i wchodzę do środka, nie pozwalam tutaj nikomu wejść. Podchodzę do wielkich pudeł, i wyciągam z nich jej słodkie piżamki, przypominając sobie każda wspólną noc, i poranek. Jaki ja byłem wtedy szczęśliwy. Te kilka miesięcy spędzonych u jej boku, to był najlepszy czas w moim życiu, i pewnie trzymam się jeszcze przez te wspomnienia. Wizje szczęśliwych nas. Następne co wpada mi w dłonie, jest nasze wspólne zdjęcie na tarasie. Karinka ze swoją szyna na nodze, a ja po postrzale, para kalek. Uśmiecha się, aż cała promienieje, a ja patrzę na nią jak na ósmy cud świata, zresztą na każdym zdjęciu tak na nią patrzę. W domu też są rozwieszone wszędzie nasze wspólne zdjęcia, jakoś lepiej mi się wraca do domu, kiedy wiem że od wejścia przywita mnie jej uśmiech. Jej akcenty są wszędzie w domu. Jaka szkoda, że Aria jej nawet nie pamięta. Przez te wszystkie lata pielęgnowałem jej wspomnienia o mamie. Pokazywałem jej nasze wspólne zdjęcia, ich wspólne, z basenu, ogrodu, jak spały razem. Niekorzystne zdjęcia mojej Karinki, również były pokazane. Wtedy była najpiękniejsza. 

-Tak bardzo za Tobą tęsknie- mówię do mojej narzeczonej ze zdjęcia. 

-Tato, tato- moja córeczka szuka mnie.

Wychodzę szybko z pokoju, Aria się bardzo o mnie martwi, zresztą nie tylko ona. Cała moja rodzina, zjednoczyliśmy się jeszcze bardziej, po odejściu mojej narzeczonej. Nie mogłem patrzeć, na to ja Teo, i Wasilij są przybici, i wysłałem ich do Stanów, żeby pilnowali tamtejszych biznesów. 

-Jedziemy na cmentarz?- pyta mnie już moja dwunastoletnia pannica. 

-Tak, tylko się ubiorę. 

Aria jak zawsze obdarza mnie swoim cudownym uśmiechem, i znika w korytarzu. Z dołu słyszę radosny śmiech Anny, Aria nazywa ją babcią. Moja gosposia ma już swoje lata, ale dalej się nami opiekuje. Idę do garderoby, mimowolnie patrzę na pustą stronę Karinki. Ubieram garnitur, i schodzę na dół. Tata, i Kira wraz z małym Ivo czekają na mnie. Ojcu trzy lata temu urodził się jeszcze syn. Sam do tej pory nie mogę uwierzyć jak on dał radę go spłodzić w tym wieku.  

-Synu- mówi zadowolony lata, i przytula mnie po męsku.- Jedziemy ?

Wszyscy kierujemy się na cmentarz. Na jej grób mógłbym trafić z zamkniętymi oczami, bo przesiaduję tutaj bardzo często. Już zza róż wita mnie złoty napis Karina Lebiedjew. Kazałem napisać tutaj moje nazwisko. Chociaż niestety nigdy nie została moją żoną, nad czym bardzo ubolewam. Aria trzyma mnie pod ramię, dodając otuchy. To wspaniała dziewczyna, i przelałem na nią miłość za nas dwoje. Zapalamy znicze. Ojciec z dziewczynami, i Ivo zostawiają mnie samego. 

    Wraz z odejściem mojej Karinki, opaska którą mi nieświadomie zawiązała, pokazując cudowność życia w związku, zniknęła, a wraz z nią cząstka mnie. Karinka zabrała ze sobą, spory kawałek mojego serca. Ale wiem, że kiedyś mi go odda, gdy się zobaczymy. A jestem pewny, że kiedyś jeszcze na pewno będziemy razem. 

-Kocham się Karinko- żegnam się z nią, i idę w stronę mojej rodziny. 




 

OpaskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz