30. Dorian

3.6K 93 2
                                    

       Kiedy rozłączyłem się z Wasilijem, rozjebałem o ścianę kolejny już telefon w tym tygodniu. Wiedziałem, że to cisza przed burzą. A dałem wyraźne polecenia moim ludziom na temat ochrony moich dziewczyn. Odpowiedzą za to, że porwali mi córkę, nie będę miał żadnych skrupułów, wiedzieli co się stanie, jak mnie zawiodą. Wpadam do domu z Antonem, który w końcu przestał rżnąć tą swoją pomywaczkę. Pierwsze co widzę to moja załamana Karinka. Od razu łagodnieje. Podchodzę do niej w dwóch krokach, a ona chowa się we mnie, pragnie mojej bliskości, widzę jak się boi. Przeklęci Włosi zapłacą mi za każdą jej wylaną łzę, jak i mojej córki. Jak mogli porwać małe dziecko, ona jeszcze nie ma trzech lat. Nic nie rozumie, pewnie jest przestraszona. Zaczynam się spinać, więc Karinka się ode mnie odsuwa ostrożnie.

-Znajdź ją Dorian- błaga mnie- Boże nasze dziecko- dodaje i znowu przylgnęła do mnie.

Do domu wpada mój ojciec, widzę że Karinka wypatruje Kiry, ale ona jedzie teraz do jednego z naszych domów na obrzeżach miasta. Ojciec go kupił kilka lat temu, i nikt oprócz naszej dwójki o nim nie wie. Karinkę też mam zamiar tam wysłać, ponieważ nie mogę jeszcze jej stracić. Będzie ciężko, bo jak ją znam będzie chciała tutaj być przy mnie.

-Dorian- rozpaczliwie nawołuje mnie Anna, nie mam jej za złe co się stało. 

-Spokojnie Aniu, wiem że to nie twoja wina.

-Moja Dorianie, gdybyśmy bardziej uważali- mówi żartlwie.

Winę za to szambo ponoszą moi ludzie, i nikt więcej. Ojciec również pociesza Karinkę, widzę że ona już ledwo co się na nogach trzyma, więc sadzam ją koło Anny. Wraz z ojcem, Antonem, Teo i Wasilijem idziemy do mojego gabinetu. 

-KTO Z NIMI POJECHAŁ?! - drę się 

-Nikolaj, i Kostyia- mówi Anton.- Też ponieśli rany, są w naszym szpitalu. Dorian oni robili co mogli- zapewnia mnie 

-Gdyby to zrobili to moja córka byłaby tutaj!- krzyczę do wszystkich. 

-Dorian spokojnie- karci mnie tata.- Nie możemy im pozwolić opuścić Moskwy- dodaje.

-Ktoś rozmawiał z Nino?- pyta Teo. 

Wszyscy patrzą po sobie, bo od dwóch dni nie ma z nim żadnego kontaktu. Zawsze wieczorem dzwonił i zdawał relacje, ale ja byłem tak pochłonięty planowaniem kolejnych ataków, i spędzaniem czasu z rodziną, że nawet tego nie zauważyłem. Ojciec wyciąga telefon, i dzwoni do niego. 

-Ma wyłączony telefon- mówi rozłączając się. 

-Wszystkie lotniska mają być obstawione! mam mieć listę pasażerów z każdego jebanego lotu!- polecam.

Teo wyciąga telefon i przekazuje moje rozkazy. Sam nie mogę usiedzieć na miejscu. Camorra właśnie wydała na siebie wyrok śmierci. Nie spocznę póki nie wybije każdego z tej parszywej organizacji. Nie spocznę póki nie wybije ich wszystkich razem z ich żonami, dziewczynami, kochankami, dziećmi, i nawet jebanymi teściami. Oni wszyscy są odpowiedzialni za porwanie mojej córki. Ustalamy jeszcze kilka ważnych rzeczy, i opuszczamy gabinet. Teraz muszę się zmierzyć, z moja narzeczona i zmusić ją do wyjazdu. Kiedy wchodzimy do salonu Karinka bandażuje Annie rękę. Widzę, że obie cały czas płaczą. Obie są zdruzgotane. Kiedy nas zauważają, Karinka kończy szybko co zaczęła i podchodzi do mnie. 

-Chcę wiedzieć co postanowiliście- oznajmia z wysoko podniesioną głową. 

Zaimponowała mi tym posunięciem. Widzę, że chce być silna dla mnie. Pragnie żebym miał w niej oparcie. Każda spędzona z nią sekunda jeszcze bardziej mnie upewnia w wyborze jej za moją żonę. Kiedy już znajdziemy córkę, nie będę czekał zaciągnę ją przed ołtarz. Mój ojciec pomaga Annie dostać się do jej sypialni, a ja powoli tłumaczę Karince nasze kolejne posunięcia.

-Dorian oni muszą za to zapłacić! To jeszcze dziecko- mówi wściekła.

-Zapłacą za to nie martw się kochanie, ona do nas wróci- zapewniam ją.

Karinka się uspokaja, ale widzę szalejącą burzę w jej oczach. A przede mną teraz najcięższe do zrobienia. 

-Musisz wyjechać Karinko- mówię, a chłopaki potakują.

Patrzy na nich jak na zdrajców. Potem patrzy na mnie i kategorycznie odmawia. 

-Karinko kochanie, musisz. Muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna- dodaje

Ale to ja grochem o ścianę, teraz nic nie mówi, ale widzę jak mocno zaciska zęby. To bardzo zły znak.

-Kira już tam na Ciebie czeka- z oddali słychać głos mojego ojca.

-Nie ma mowy, nie zostawię Cię teraz Dorianie - zwraca się do mnie.-Nie proś mnie o coś takiego!- dodaje oburzona. 

Chłopaki jak i ojciec udają się zadzwonić czy mamy jakieś nowe wieści, a ja zostaje sam z moją złośnicą. Kiedy miesiączkuje czy coś tam jest jak potwór, w bardzo ładnej obudowie.

-Muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna, nie mogę się stracić Karinko, tego bym nie przeżył.

Widzę, że waha się co powiedzieć, widzę walkę pomiędzy dobrem- czyli zrobieniem po mojemu, a złem- czyli po jej. 

-Tutaj jestem bezpieczna, chyba nie podejrzewasz, że ktoś gra na dwa fronty- pyta mnie, a ja dostaję jebanego olśnienia. 

-Kurwa!- klnę.- Mamy jebanego  kreta!!!- krew zaczyna mnie zalewać, dlaczego ja wcześniej o tym nie pomyślałem. 

-Ktoś nas zdradził?- 

-Tego jeszcze nie wiem, ale dowiem się, i pożałuje dnia, w którym się urodził- zapewniam ją.

Karinka jest genialna, ta dziewczyna zawsze myśli za mnie. Nikt z nas nie brał takiej możliwości, bo chłopaki przechodzą wiele testów na lojalność, o których nawet, nie mają pojęcia. Muszę iść do ojca, i pomówić z nim. Ale najpierw muszę załatwić sprawę wyjazdu mojej przyszłej żony.

-Karinko, pojedziesz tam czy chcesz czy nie! Siłą Cię wepchnę do tego samochodu rozumiesz?!- prawię już krzyczę.- Muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna żebym mógł normalnie pracować. 

Widzę jej wściekła minę. 

-Tak jest!- mówi swoim obojętnym mocnym głosem, i wychodzi.

Wiem, że jest zła, ale nie ma innej opcji, nawet za nią nie idę, bo jeszcze by mnie poważnie poturbowała. A ja mam córkę do odnalezienia. Nie tracąc czasu idę do chłopaków.

-Mamy kreta- oznajmiam w drzwiach

-Właśnie o tym gadaliśmy- rzuca Teo.- Nino jest w Moskwie- dodaje a mi zapala się czerwona lampka. 

-Jeśli to on....- nie kończę nawet, i łapię się za skronie.- On kurwa wie o wszystkim!

-Synu spokojnie, namierzamy go. 

-Wasilij, pośpiesz moją narzeczoną- polecam, na co wszystkie oczy zwracają się ku mnie.

-KOGO?- krzyczą chyba wszyscy naraz.

-Co kurwa się lampicie?!Nie teraz, nie mamy czasu na babskie pierdolenie- kiwam głową na Wasilija.

Dla nich zawsze byłem inny, w stosunku do moich ludzi nie pierdole się w tańcu jak z Karinka, nie jestem delikatny, czuły, i kochający. Tylko ordynarny chamski, i czasem bardzo władczy chociaż to moi przyjaciele, i bracie z innej matki, to muszą wiedzieć kto tu rządzi. 

OpaskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz