Wybawiciel

1.9K 134 364
                                    

BUUURN BUTCHER BUUUURN

Albedo to t e n rodzaj studenta.

Ja to wiem.

***

Budzi  mnie trzask garnków i głośne przeklinanie, mlaskam z niezadowoleniem podnoszę się z niezbyt wygodnego łóżka i przecieram zmęczone oczy.

Kolejny cudowny dzień czas zacząć. Ziewam z irytacją i narzucam na swoje zwłoki, inaczej zwane ciałem, jakąś starą bluzę, którą wyczaiłam w lumpie.

Następnie swoje kroki kieruję w stronę kuchni. Moja twarz wykrzywia się mimowolnie, gdy nacisk moich bosych stóp na panele, wytwarza specyficzny, niemiły dla ucha dźwięk. Skrzypienie jest naprawdę wkurzające.

W kuchni jak zawsze panuje chaos.

Zhongli z narastającym niepokojem stara się opanować działania przestarzałego ekspresu do kawy, zaś Albedo z wściekłością porusza ołówkiem po swoim szkicowniku, w pewnym momencie łamie ołówek i mamrocze coś ze złością. Jego blond włosy są niedbale spięte, a duże niebieskie oczy uważnie skanują kartkę, poprawia rękawy swojego beżowego swetra i bierze uspokajający oddech.

- Żałosne. - jego głos ocieka jadem, przez co mimowolnie chichocze. Mój śmiech przyciąga ich uwagę, bo blondyn mierzy mnie dziwnym spojrzeniem, a Zhongli przywołuje mnie ruchem ręki do siebie.

- Mercy. -  ton jego głosu jest proszący. Wzdycham ciężko, po czym uderzam ręką w ekspres, urządzenie przestaje piszczeć, a z specjalnej rurki, zaczyna sączyć się kawa. 

Studenci mają dwie, podstawowe zasady, wobec rzeczy, które muszą mieć w swoich mieszkaniach/akademikach.

Kawę (w przypadku Zhongliego raczej herbatę, chociaż zastrzykiem kofeiny nie pogardzi) i jedzenie w słoikach.

Reszta to luksus.

Brunet uśmiecha się wdzięcznie i już po chwili wdycha miły zapach kawy, po czym kładzie ją przed Albedo. Chłopak nawet na nas nie patrzy, bo od razu łapie za kubek i pociąga ogromnego łyka.

- Trzysta euro się należy. - rechoczę głupio, a brunet przewraca oczami. Przeciągam mięśnie, siadam obok Albedo i nakładam sobie jajecznicę na talerz.

Mamy rozpiskę, według której przyrządzamy jedzenie. Na szczęście dziś wypadła kolej Zhongliego, bo jeśli mam być szczera, to gotowanie zdecydowanie nie jest moją mocną stroną.

Może i mam wiele zalet, ale to zdecydowanie nie jedna jest jedną z nich.

- Idziesz dzisiaj do pracy?- Albedo w końcu się odzywa. No tak, dostał kawę, więc jego wewnętrzna bestia została oswojona. Blondyn jest naprawdę prostym w obsłudze człowiekiem, piekielnie inteligentnym i utalentowanym, ale przy tym miłym i uczynnym. Jednak jego artystyczne natchnienia, bywają naprawdę straszne.

- Mhm. - kiwam głową i wsadzam porcję dania do ust.- Ale na szczęście nie na jakoś długo.

-Diluc wydaje się być dobrym szefem. - zauważa Zhongli, który siada obok mnie. Odgarnia ciemną grzywkę z przystojnej twarzy i zaczyna jeść posiłek. Naprawdę nie rozumiem, jak może wyglądać tak elegancko w starej piżamie. 

- Bo jest. - przyznaję mu rację z lekkim uśmiechem na twarzy. - Nie mogłam lepiej trafić. 

- A później co? Chcesz iść na studia, czy zamierzasz dalej pracować? - tym razem odzywa się Albedo, a ja rumienię się lekko ze wstydu i zaczynam bawić się nerwowo palcami.

- Ja... Uhm, nie wiem.

Spojrzenie blondyna nieco łagodnieje, wypuszcza z siebie ciche westchnięcie i przez chwilę wpatruje się intensywnie w moja osobę.

Miłość Przyjdzie Z Czasem Childe x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz