Umowa

1.1K 124 289
                                    


NIE BO JA MAM TAKI POMYSŁ NA FF, ZE TO HIT

***

- Zostań moją dziewczyną.

Wytrzeszczam na niego oczy i przeze krótką chwilę myślę, czy dobrze go zrozumiałam.

- Fuj. - odpowiadam z autentycznym obrzydzeniem. Childe marszczy brwi i wydyma wargi. - Pogięło cię czy coś?

- Nie.

Prycham z irytacją i patrzę na niego z niedowierzaniem.

- Więc co to do cholery jasnej za pytanie?- nieco podnoszę głos. - Pojawiasz się tu znikąd, ciągle mnie szantażujesz i odwalasz jakieś chore akcje!

- To nie było pytanie. - głos rudowłosego brzmi monotonnie, ziewa i patrzy z znudzeniem na swoje dłonie. - Po prostu nią będziesz.

- Jesteś obrzydliwy.

Twarz rudowłosego ciemnieje, a brwi marszczą się w geście złości. Childe przystaje, łapie mnie za ramiona i nachyla się w moim kierunku.

- Nie masz wyjścia. - brzmi nieco ozięble, przez co zauważalnie się spinam. Childe zauważa zmianę mojego nastawienia, bo wyraz jego twarzy odrobinę łagodnieje. - Mercy, ty pomożesz mi, a ja pomogę tobie.

- W jaki niby sposób związek z tobą może mi pomóc? Czy ty siebie słyszysz?

- Twoi rodzice dali by ci w końcu spokój. - uśmiecha się przekonująco. - Powiedz mi Mercy, nie tęsknisz za nimi? - machinalnie zaczyna bawić się kosmykiem moich włosów, po czym patrzy mi w oczy. - Oboje na tym skorzystamy. Dobrze  wiesz, że nasi rodzice od początku chcieli nas zeswatać, nie musimy być w tym związku długo, powiemy, że nam się nie układało i tyle.

- Ja...

- Powiem, że pracujesz u mnie. - jego głos jest dziwnie przekonujący. - Powiem, że powoli pniesz się w górę, że przynosisz im dobrą renomę. W końcu będę z ciebie dumni, Mercy.

- Nie zależy mi na tym. - odpowiadam oschle, jednak w głębi duszy wyobrażam sobie ich zadowolone miny.

Childe chichocze cicho.

- Próbujesz przekonać mnie, czy siebie?

- Ja...

- Nic cię to nie będzie kosztowało. - uśmiecha się delikatnie i przymyka oczy. - Jeśli się zgodzisz, to nie powiem nikomu, gdzie tak naprawdę pracujesz, dam ci święty spokój.

- A co jeśli odmówię?

- Twoi rodzice dowiedzą się dokładnie, gdzie jesteś, czym się zajmujesz, padnie kilka nieprzyjaznych słów i określeń. Zresztą, chyba nie chcesz zaszkodzić ich reputacji?

Mam go serdecznie dość.

- A co ty z tego będziesz miał? - Childe zaciska nieco wargi, po czym w końcu mnie puszcza i odsuwa się na bezpieczną odległość.

- Rodzice dają mi spokój. - wzrusza ramionami, gdy zauważa moje zdziwione spojrzenie. - No co? Nie tylko ciebie chcą zeswatać. Dodatkowo chcę powiększyć firmę, pożyczą mi pieniądze, ale pod jednym warunkiem: muszę znaleźć sobie dziewczynę.

- I dlaczego padło na mnie? - pytam z zaskoczeniem, a Childe przewraca oczami i patrzy na mnie pobłażliwie.

- Bo moi rodzice cię lubią. - cóż, może przynajmniej moi teściowie są spoko. Rudowłosy marszczy brwi i patrzy na mnie głupio.

- Co?

- Powiedziałaś to na głos. - mówi, a ja uśmiecham się nerwowo.

- Przynajmniej jestem z tobą szczera.

- Czyli się zgadasz? - patrzy na mnie z nadzieją, a mnie niemal skręca.

- A mam wybór?

- Niekoniecznie, ale żeby nie było, to spytałem.

- Ale bez całowania. - zaznaczam i wzdyrgam się na samą myśl o tym. Childe uśmiecha się krzywo.

- Sama o to poprosisz. - puszcza mi oczko, a ja udaję, że mam odruch wymiotny.

Chociaż w sumie nie muszę udawać.

Childe wygląda na bardzo zadowolonego.

- Wiesz, że musisz być do mnie miła?

- To tak nie działa. - Prycham. - Pamiętaj, że mnie do tego zmusiłeś.

- Mogłaś odmówić. - wzrusza ramionami.

- I miałabym przez to kłopoty.

- To już twój problem.

- Okropny z Ciebie chłopak. - mamroczę pod nosem.

- Och, no Mercy. - przewraca oczami. - Nie obraź się, ale nie chciałbym być z tobą na poważnie.

- Ja nawet nie chcę z tobą być w udawanym związku. - parskam, a ten w odpowiedzi przewraca z irytacją oczami.

- Później zmienisz zdanie. - mówi z dziwną pewnością, na co marszczy brwi.

- Chyba w snach. Pamiętaj, że ja cię nawet nie lubię. - uśmiecham się złośliwie, a coś w jego spojrzeniu sprawa, że przez chwilę żałuję moich słów.

Ale tylko przez chwilę.

Dziwna mina rudego znika już po chwili, a na jego twarzy pojawia się typowy dla niego uśmieszek.

Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarliśmy pod moją kamienicę. Mrugam z zaskoczenie oczami i chrząkam nerwowo.

- Więc... - zaczynam, jednak Childe przerywa mi.

- Napiszę do ciebie z wytycznymi co do naszej współpracy, resztę omówimy na kawie, co ty na to?

- Chyba nie mam innego wyboru, huh?

- Niezbyt. - kolejny raz się uśmiecha, jednak jest to bardziej wymuszony grymas, niż miły gest. - Do zobaczenia, Mercy.

- Już nie mogę się doczekać. - mamroczę pod nosem.

***

- Rozmawiałaś z Childe? - Zhongli odkłada gazetę na stół i palcem wskazującym poprawia okulary.

Albedo odrywa podkrążone oczy od jakiegoś szkicu i ziewa.

- Bawisz się w osiedlowy monitoring?

Zhongli uśmiecha się pod nosem.

- To Albedo was zauważył.

- Mieliśmy, eh, małą rozmowę?

- Nie wydajesz się zbytnio przekonana.

Przez krótką chwilę mam ochotę im o wszystkim opowiedzieć, jednak przypominam sobie, że mam nikomu o tym nie mówić.

Plan musi wypalić.

Udaję więc zakłopotanie. Drapię się po karku i spuszczam nieco wzrok, po czym głupio chichoczę.

- Te kobiety. - blondyn mamrocze pod nosem, po czym wstaje od stołu i informuje, że idzie po energetyki. Po poinformowaniu go, że ma nie przesadzać z piciem tych napoi, zapewnia nas, że rzadko po nie sięga.

Zostaję sam na sam z Zhonglim, który przygada mi się z ciekawością.

- Coś się stało?

- Po prostu wyjaśniliśmy sobie parę rzeczy. - cóż, nie do końca go okłamuję, ale nadal nie czuję się z tym dobrze.

Bo Zhongli jest trochę dla mnie jak starszy brat.

Tym, który zawsze pomoże, doradzi.

Tym, który rozbawi.

Tym, który się mną zajmie podczas choroby.

Tym, który po prostu jest obok.

- Naprawdę mnie to cieszy. - delikatnie się uśmiecha i przymyka złote oczy. - Childe jest świetnym przyjacielem, co prawda specyficznym, ale można na nim polegać.

Taa, uwielbiam go.

Miłość Przyjdzie Z Czasem Childe x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz