Miłej nocy/dnia besties <3
***
- Przesadzasz. - mówię, a Childe marszczy brwi i kręci głową.- Nie do końca. Chciałem z tobą na spokojnie porozmawiać i widzisz jak wyszło.- wzdycha ciężko. Zmarznięte dłonie wkłada do kieszeni i wydyma śmiesznie usta. Gdy zauważa, że patrzę się na niego, puszcza do mnie oczko.
- Ta chęć rozmowy nie do końca jest odwzajemniona. - mamroczę pod nosem, a ten odpowiada mi urażonym spojrzeniem.
- Nie chcesz porozmawiać ze swoim przyjacielem z dzieciństwa? - łapie się za klatkę piersiową i dramatycznie sapie. - Ranisz mnie Mercy.
- Z kim?- pytam odruchowo.- Nigdy nie uważałam cię za kogoś bliskiego i tak pozostało do dzisiaj. - nie dbam o to, że moje słowa brzmią nad wyraz nie miło. Jestem już wystarczająco zirytowana i nie potrzebuję dodatkowych nerwów.
- Och.- blask w jego oczach odrobinę przygasa, jednak wbrew pozorom, uśmiech wymalowany na twarzy, tylko się poszerza. - Nawzajem. - odpowiada mi w końcu. Marszczę brwi i zaciskam usta, po czym w myślach liczę do dziesięciu.
- Najpierw twierdzisz, że byliśmy przyjaciółmi, a teraz mówisz, że nie byłam ci bliska?
- Czyżbym cię uraził?- jego usta wyginają się w kpiącym uśmiechu, przed co mam ochotę zrobić mu krzywdę.
- Nie. - zaprzeczam zgodnie z prawdą, bo faktycznie nie czuję się w żaden sposób urażona, raczej czuję się zirytowana. - Po prostu baw mnie fakt, jak łatwo zmieniasz zdanie i z jaką lekkością nazywasz "przyjacielem" kogoś, kto w rzeczywistości nie był ci nawet odrobinę bliski.
- Taki żarcik. - nie wydaje się być w żaden sposób dotknięty moimi słowami, co denerwuje mnie jeszcze bardziej.
- Bardzo durny żarcik. - prycham i poprawiam czapkę, która nieco wpadła mi na oczy. Oczywiście jest na mnie nieco za duża, co tylko przypomina mi o tym, że Childe może i ma wielką głowę tylko szkoda, że pustą.
- Po prostu jesteś nadwrażliwa.
- Skończ pieprzyć i mów, co dokładnie chcesz ze mną omówić.
Jak na złość, Childe postanawia się przymknąć.
Naprawdę nie znam bardziej nieprzewidywalnego człowieka, niż on.
Kiedy myślę, że będzie zły, jest rozbawiony.
Kiedy myślę, że będzie smutny, jest zirytowany.
Kiedy myślę, że będzie rozbawiony, jest zły.
Dramat.
A Childe jak milczał, tak milczy nadal. Powoli przekraczamy bramę, która prowadzi do parku, a ja nic nie mogę poradzić na to, że wzdycham z zachwytem.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam w parku, ale uświadamiam sobie, że jako małe dziecko kochałam przebywanie na świeżym powietrzu. W tej krótkiej chwili zdążyłam sobie przypomnieć dlaczego, aż tak bardzo za tym tęskniłam.
Bo teren jest naprawdę piękny.
Różnokolorowe liście szumią w rytm pięknej melodii, jaką wygrywa na nich wiatr. Te, które już opadły w śmieszny sposób szeleszczą, gdy się na nie nadepnie. Uśmiecham się pod nosem i odruchowo kopię w nie, przez co wydają ten specyficzny, ale miły dla ucha dźwięk.
Promienie zachodzącego słońca odbijają się od tafli stawu, który znajduje się w samym centrum parku. Wzdycham z zadowoleniem i mimo ogarniającego mnie zimna, poczułam się jakoś lepiej. Mój szczęśliwy grymas poszerza się, gdy zauważam na ścieżce śliczną, rudą wiewiórkę.
Ręka mojego cudownego chłopaka buszuje przez chwilę w kieszeni, po czym wyciąga z niej orzechy. Patrzę na niego głupio, gdy ten pochyla się i kładzie je na ziemi.
- Co się tak patrzysz? - uśmiecha się delikatnie. - My rudzi musimy trzymać się razem, nie mała?
Jednak wiewiórka mu nie odpowiada. Zabiera orzechy i kieruje się w stronę zachodzącego słońca.
Kocham wiewiórki.
- Nazwałem ją Frida. - oznajmia z dumą. Mrużę oczy i parskam śmiechem.
- Frida? - powtarzam za nim z rozbawieniem. Childe kiwa z zapałem głową i ponownie wkłada ręce do kieszeni.
- To bardzo majestatyczne imię.
- Bardzo. - Childe unosi brew, ale nie komentuje mojej wypowiedzi. Znowu zapada cisza, a my spokojnie spacerujemy wąską ścieżką.
I przez krótką chwilę czuję się dość... Dobrze. Obecność rudowłosego o dziwo mi nie ciąży, kiedy się przymknie może być całkiem znośny.
- Całkiem przymnie, czyż nie? - Childe uśmiecha się do mnie i przymyka nieco oczy. Przekrzywia głowę i drapie się po karku, a jego niebieskie oczy błyszczą z rozbawieniem.
- Było przyjemnie dopóki się nie odezwałeś. - mówię. Rudowłosy uśmiecha się z przekąsem i wzdycha cicho.
- A już myślałem, że nieco wyluzowałaś. - chichocze. - Dlatego cię tu zabrałem, wiesz, świeże powietrze, zwierzątka i te sprawy.
- Żebym wyluzowała?
- Aha. - kiwa głową. - Jesteś dziwnie spięta.
- Dziwisz mi się?
- W sumie to nie. - wzrusza ramionami. - Ale twoja aura jest odpychająca. W każdym razie, wróćmy do interesów. - gestem zachęca mnie do przysiadnięcia na nieco obdartej ławce.
- To nie brzmi za dobrze.
Jego spojrzenie ciemnieje, a usta wyginają się w protekcjonalnym uśmieszku.
- Słońce, interesy to moja specjalność. - podkreśla przedostanie słowo. Wzdyrgam się nieco i nie wiem, czy to z zimna, czy też przez ton jego głosu, jednak nie umyka mu to. - Dałabym Ci kurtkę, ale mi też jest zimno, wybacz.
Prycham z irytacją.
- To ty mnie tu zaciągnąłeś.
- I przecież z byłaś zadowolona z tego naszego małego wypadu.
- Tak, byłam. Do momentu, w którym się nie odezwałeś.
W odpowiedzi tylko przewraca oczami, po czym zmienia temat.
- Więc słucham, wymyśliłem to tak, spotkaliśmy się przed jedną z kawiarnii, wiesz, jak w tych komediach romantycznych. Zastał cię deszcz, a ja zauważyłem cię z lokalu, bo wszędzie poznam te rozdwojone końcówki. Oczywiście, ty w pierwszej chwili nie wiedziałaś z kim masz do czynienia, bo tak bardzo zmężniałem i wyprzystojniałem.
- Z której strony, bo nie widzę.
Przewraca z irytacją oczami i kładzie palec wskazujący na moich ustach. Przez głowę przemyka mi myśl, że dla obcych ludzi, możemy faktycznie wyglądać jak para.
- Tworzę scenariusz, więc mi nie przerywaj. Wracając, zaproponowałem ci kawę i później odwiozłem do domu i tak zaczęła się nasza miłość. Później kilkukrotnie przypadkowo się spotkaliśmy, aż w końcu zrozumieliśmy, że jesteśmy sobie pisani. Co ty na to? - pyta z zadowolonym uśmiechem i wyzywająca miną.
- Za dużo komedii romantycznych.
![](https://img.wattpad.com/cover/295638892-288-k932087.jpg)
CZYTASZ
Miłość Przyjdzie Z Czasem Childe x Reader
FanfictionRodzice Mercy od zawsze chcieli dla niej jak najlepiej, ale próba zeswatania jej z nadętym synem lekarzy, przelała czarę goryczy