DZISIAJ TROCHĘ KRÓCEJ, BEZ ŁADU, ALE JEST I ROZDZIAŁ.
***
- Widzę, że zdążyliście się poznać. - spokojny głos Zhongliego rozbrzmiewa w pomieszczeniu. Mrugam z zaskoczeniem oczami i chcę coś odpowiedzieć, jednak Childe mi przerywa.- Och, znamy się od dawna. - mówi jakby od niechcenia, na co przewracam oczami.
- Niestety.
Childe uśmiecha się krzywo, a ja dopiero teraz zauważam, że Albedo wślizgnął się do mieszkania. Odwiesza płaszcz na wieszak i patrzy na nas z zmęczeniem wymalowanym na twarzy.
- Co tak śmierdzi? - rzucam w stronę rudego znaczące spojrzenie, a ten krzywi się, gdy orientuje się, co mam na myśli.
- Wiesz, Mercy, jakoś nie wyglądasz na smutną, gdy cię odwiedzam w pracy. - unoszę brew do góry i prycham.
- Racja, wyglądam na zirytowaną.
Zhongli patrzy to na mnie, to na mojego byłego znajomego nieprzeniknionym spojrzeniem. Marszczy śmiesznie nos i w charakterystycznym dla siebie gęście, łapie się za brodę.
- To ty jesteś tym nadętym czubem z baru? - ton jego głosu brzmi tak niewinnie, że niemal mnie rozczula, ale orientuję się, co właśnie powiedział.
Childe zauważalnie się spina, a atmosfera gęstnieje. Albedo uderza się dłonią w czoło, a głośny plask, brzęczy mi w uszach.
- Zhongli, użyj niekiedy reszty tych szarych komórek. - blondyn przeciera oczy i patrzy na nas ze znużeniem. Machinalnie poruszą dłonią po kartce, która leży na stole.
- Powiedziałem jak jest. - wzrusza ramionami.
- Jestem nadętym czubem? - Childe w końcu się odzywa, a ja przełykam głośno ślinę i patrzę prosto w jego niebieskie oczy. Rudowłosy nie spuszcza ze mnie spojrzenia, co nieco mnie peszy.
Przez chwilę myślę co odpowiedzieć, aż w końcu decyduję się postawić wszystko na jedną kartę.
- Jesteś.
Childe rozchyla usta, po czym je zamyka i mruga głupio oczami. Marszczy brwi, jego twarz wykrzywia się w niemiłym grymasie
Albedo parska smiechem, a Zhongli uśmiecha się z zadowoleniem.Przez chwilę w pomieszczeniu słychać tylko ciche tykanie zegara. Blondyn w końcu z zadowoleniem odkłada ołówek na bok i unosi do góry kartkę, na której coś bazgrał.
Ale to co pokazuje, to nie jakieś zwykle bohomazy. Obrazek przedstawia fragment naszej kuchni, głupio szczerzącego się rudowłosego, zamyślonego Zhongliego i zirytowaną mnie. Childe gwizda z zadowoleniem.
- Wow, nawet na obrazku jestem przystojny.
Udaję odruch wymiotny, a rudowłosy patrzy na mnie z nieczytelnym wyrazem twarzy.
- Serio rysowałeś nas jak się kłócimy? - pytam z niedowierzaniem, a mój współlokator wzdycha.
- Prawdziwy artysta zadowoli się każdą widownią. - odpowiada z dumą. - Nawet taką, która nie zna się na sztuce. - dopowiada z poważną miną, jednak jego ton głosu zdradza, że jest rozbawiony.
Kręcę głową i wzdycham ciężko, chcę coś powiedzieć, ale przerywa mi odgłos piekarnika. Niemal biegnę do niego i chcę go otworzyć, kiedy powstrzymuje mnie mocny uchwyt na ramieniu.
- Odsuń się trochę. - Głos Zhongliego brzęczy mi w uszach. - Dostaniesz gorącą parą w twarz. - informuje, gdy widzi moją głupią minę.
- Mogłeś jej pozwolić. - zauważa Childe.
- Żeby się poparzyła?
Childe wzrusza ramionami.
- Może by się w końcu nauczyła, że ma tak nie robić.
Przewracam oczami i bez zbędnych słów ubieram rękawice, po czym wyjmuję pizzę z piekarnika i kładę ją na desce.
Następnie wyciągam trzy talerze i gdy chcę je położyć na stole, Childe unosi rękę do góry.
- Ty nie będziesz jadła? - pyta z czarującym uśmieszkiem. Zgrzytam zębami i wyjmuję kolejne naczynie.
- A czy ciebie nie stać na jedzenie?
Childe uśmiecha się złośliwie i wygodnie rozsiada na krześle.
- Mnie stać. - podkreśla i patrzy na mnie znacząco. - Mam wrażenie, że twoi rodzice popełnili błąd w wychowaniu ciebie.
Z trzaskiem stawiam przed nim talerz, a ten mruga do mnie znacząco. Korzystając z okazji, że stoję blisko niego, nachyla się lekko w moją stronę.
- Zważaj na swoje słowa.
Nie pamiętam, kiedy ostani raz chciałam tak bardzo kogoś uderzyć.
- Childe. - Zhongli w końcu się odzywa. Marszczy brwi i patrzy z powagą na rudego. - Co w ciebie dzisiaj wstąpiło?
- Nic, po prostu się droczymy, prawda Mercy?
Rudowłosy śmieje się, ale jego wzrok sprawia, że czuję ciarki na ciele. Przełykam ślinę i śmieję się nerwowo, po czym zasiadam obok blondyna.
- Oczywiście. - chyba nie brzmię na przekonaną, bo Albedo wydyma śmiesznie wargi, a Zhongli mamrocze coś pod nosem.
Wszechświecie, daj mi siłę.
Posiłek spożywamy w dziwnej ciszy, Childe patrzy się na mnie dziwnie, Zhongli obserwuje nasze zachowanie, a Albedo ma wszystko gdzieś.
Chciałabym być jak Albedo.
***
- Jesteś pewna, że to posprzątasz? - brunet nie wydaje się być przekonany moja propozycją, jednak zapewniam go, że wszystko jest w porządku.
- Mhm, to tylko kilka naczyń, zresztą, nudzi mi się trochę. - uśmiecham się do niego. - Musisz się iść pouczyć, pamiętasz?
Kiwa powoli głową, ale chyba nie jest zachwycony moim pomysłem.
- Pomogę jej. - niespodziewanie odzywa się Childe, na co zamieram, jednak rudy ignoruje moją reakcję. - Zhongli, możemy później porozmawiać o sprawie, z którą do ciebie przyszedłem? Zajmę ci tylko chwilkę.
- Nie ma problemu. - mówi cicho i już po chwili znika za drzwiami swojego pokoju.
Zostaję sam na sam z rudym.
O dziwo, faktycznie mi pomaga. Bez zbędnych komentarzy, zabiera brudne naczynia ze stołu, wkłada do zlewu i zaczyna je szorować. W pewnej chwili zastyga w bezruchu i patrzy na mnie z zamyśleniem.
- Wiesz, z tobą też chciałabym porozmawiać.
CZYTASZ
Miłość Przyjdzie Z Czasem Childe x Reader
FanfictionRodzice Mercy od zawsze chcieli dla niej jak najlepiej, ale próba zeswatania jej z nadętym synem lekarzy, przelała czarę goryczy