Moje opowiadanie bez Lady Gagi, to nie moje opowiadania.
I nie, to jeszcze nie czas na love story, spokojnie XDD.
***
- Wiem, co poprawi twój humor. - mówi i uśmiecha się pewnie. Odwracam wzrok od okna i ziewam głośno.
- Niby co? - pytam z lekką ciekawością.
- Zobaczysz.
***
- Serio? McDonald? Dziwny sposób na oświadczyny, ale mówię tak.
Childe parska śmiechem i podaje mi zamówienie, które przed chwilą odebrał z okienka, chcę zjeść jedną frytkę, jednak powstrzymuje mnie mocne pacnięcie w dłoń. Patrzę z oburzeniem na rudego i już chcę coś powiedzieć, gdy ten kładzie palec na swoich ustach i nakazuje mi milczenie, co dodatkowo mnie irytuje.
Widzi, że chce się odezwać, więc uprzedza mnie, włącza radio, a z głośników dobiega dobrze znana mi melodia.
- Słuchasz Lady Gagi?- rechoczę i mogę przysiąc, że jego policzki czerwienieją.
- Pewnie Swietłana zostawiła płytę.- tłumaczy się gorączkowo.
- Mhm, mhm. Nie ma czego się wstydzić, jej piosenki są super. Ciekawe, czy Osial wie, że jesteś jej fanem.- droczę się z nim.
- Weź przestań, nie da mi żyć. -korzystając z jego rozproszenia, moja dłoń kieruje się do papierowej torby, jednak moja misja nie kończy się powodzeniem, bo czuje kolejne pacnięcie. - Nie podjadaj.
- To tak jakbyś zabrał mnie do kina i zabronił patrzeć na film.- stękam.
- Mogę cię zabrać do kina. - rusza brwiami. - Najlepiej na horror, wiesz będziemy jak te pary w filmach.
Przewracam oczami i mimowolnie się uśmiecham, bo gdy się tak nie panoszy, to jest całkiem miły.
- Najpierw musimy być parą. - śmieję się, a Childe udaje, że ociera łzy.
- Ranisz moja piękna, ranisz. - chce coś jeszcze dodać, ale nagle milknie. Na jego twarzy pojawia się zadowolenie. - Jesteśmy.
- Czy ty wywiozłeś mnie do lasu? Wiesz, że są ciekawsze sposoby na morderstwo?
Przewraca oczami, zwiększa głośność radia, tak by muzykę było słychać na zewnątrz, wychodzi z samochodu, okrąża pojazd i odbiera ode mnie jedzenie.
Rozglądam się ze zdziwieniem po okolicy i zauważam, że stoimy na małym parkingu, obok którego znajduje się taras widokowy.
- Och, wow. - niemal piszczę i wbiegam na drewniane podwyższenie. - Ale tu ładnie. - wołam z zachwytem, bo faktycznie jest prześlicznie. Nasze miasto cudownie odznacza się na tle ciemnego lasu, światła wydają się migotać z tej odległości, co wygląda pięknie. Dodatkowo tej nocy gwiazdy świecą niezwykle jasno. - Patrz, Kasjopeja! Wiesz, że według mitologii greckiej bogowie przemienili ją w gwiazdozbiór? Była też matką Andromedy. - paplam mu z głupim uśmiechem na twarzy, ale gdy nie odpowiada, przymykam się i odwracam w jego stronę. Robi mi się głupio, bo orientuję się, że może nie przepadać za mitologią, dlatego jestem zdziwiona, gdy ten uśmiecha się delikatnie w odpowiedzi.
- Więc lubisz mitologię, huh? Wiesz, możesz mi kiedyś poopowiadać więcej ciekawostek, chętnie posłucham. -
- Serio? - pytam z niedowierzaniem, a ten kiwa głową.
Z głośników auta dobiega jedna z moich ulubionych piosenek.
- Mogę panią prosić? - wyciąga w moim kierunku dłoń.
- Ale ty wiesz, że nie umiem tańczyć? - Childe przewraca oczami i bez zbędnych słów, łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie.
- Po prostu pozwól mi prowadzić i słuchaj muzyki. - mówi cicho.
I'll dance, dance, dance.
- Głowa do góry.- gdy go nie słucham, puszcza chwilowo moją talię, łapie za brodę i zmusza do spojrzenia prosto w jego niebieskie oczy. - Lepiej.
With my hands, hands, hands.
Pozwalam mu się prowadzić, na co Childe reaguje zadowolonym uśmiechem.
- Odpręż się, bo mam wrażenie, że tańczę z workiem ziemniaków.
Above my head, head, head, Like Jesus said. I'm gonna dance, dance, dance, With my hands, hands, hands above my head, Hands together, forgive him before he's dead.
- Worek ziemniaków nie zrobiłby tego. - tym razem to ja obracam nim w tańcu, Jest to trochę trudne, bo muszę stanąć na palcach, jednak zdecydowanie warte jego miny. - Widzisz?
Ten jedynie prycha z rozbawieniem i przejmuje kontrolę. Kręci mną kilkukrotnie, aż w końcu łapie jedną ręką za moje plecy i przechyla do tyłu.
Zamieram z powodu tej dziwnej bliskości w jakiej się znajdujemy.
Rudowłosy po prostu patrzy na mnie przez chwilę, a księżyc rozświetla jego twarz, w końcu chrząka nerwowo i odsuwa się.
- Dziękuję pani.- kłania się przede mną. - Teraz zapraszam do jakże wykwintnego posiłku. - Wskazuje na ławeczkę i torbę z McDonalda, która na niej leży.
Śmieję się cicho, siadam na ławce, a Childe rozwala się obok mnie i zaczyna pałaszować hamburgera. Z niedowierzaniem patrzę, jak Rudowłosy pochłania z zawrotną szybkością posiłek i patrzy wyczekująco na wrapa, którego akurat trzymam w dłoniach
- Childe nie.
Ignoruje moje sprzeciwy i odgryza połowę, przez co stękam z irytacją. Rudowłosy uśmiecha się złośliwie, a ja zauważam, że jego policzek ubrudzony jest sosem.
- Niby gentleman, a je jak prosię. - odruchowo ścieram plamę, na co patrzy na mnie głupio. - No co?
- Nic, nic. - rusza brwiami. - Jestem po prostu pod wrażeniem twojej zmiany nastawienia.
- Bywasz znośny, gdy mnie nie szantażujesz.
- Najlepszy komplement z Twoich ust, moja droga.
- Czemu mnie tu dzisiaj zabrałeś? - pytam w końcu, Childe patrzy na mnie z wypchanymi ustami, niczym ta wiewiórka z parku. - To chyba nie należy do naszej części umowy.
Rudowłosy się krztusi, na co uderzam go kilkukrotnie w plecy.
- Po porostu chciałem żebyś się uśmiechnęła i zrelaksowała. - wolną ręka drapie się po karku. - Wiesz, lubię twój szczery uśmiech, jest ładny.
- Childe, czy ty jesteś chory? - pytam z powagą i kładę dłoń na jego czole, o dziwo jest faktyczne rozpalone. - Masz gorączkę?
![](https://img.wattpad.com/cover/295638892-288-k932087.jpg)
CZYTASZ
Miłość Przyjdzie Z Czasem Childe x Reader
FanfictionRodzice Mercy od zawsze chcieli dla niej jak najlepiej, ale próba zeswatania jej z nadętym synem lekarzy, przelała czarę goryczy