Ogólnie mam ochotę zacząć pisać one shoty na zamówienie, ale boję się, że szybciej zrobiłabym screenshota XDD.
***
- Uważasz, że jestem denerwujący? - pyta, a wyraz jego twarzy poważnieje. Odkłada widelczyk na bok i uważnie się we mnie wpatruje.
- Sam sobie odpowiedz. - parskam i rzucam mu przelotne spojrzenie.
- Czemu tak twierdzisz? - wydaje się być autentycznie zdziwiony, co szczerze mówiąc, denerwuje mnie.
- Jaja sobie ze mnie robisz? - jakoś tracę ochotę na ciasto. Odsuwam od siebie talerzyk i zakładam ręce na piersi.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - wzrusza ramionami.
- Rusz głową może, co?
O dziwo, Childe uśmiecha się szeroko i chichocze.
- Oj, spokojnie Mercy, tylko się z tobą droczę.
- To przestań, bo mnie to jakoś nie bawi. - nic nie mogę poradzić na to, że mój głos brzmi ostro. Childe chrząka nerwowo i spuszcza nieco wzrok.
- Na żartach się nie znasz?
- Nie.
Childe wzdycha ciężko i kontynuuje jedzenie swojego zamówienia. Co jakiś czas patrzy na mnie z niezbyt czytelną miną, a ja tępo wpatruję się w stół.
- Będziesz to jadła?
- Co? - otrząsam się z zamyślenia, a rudowłosy palcem wskazuje w moje ciastko. Kręcę głową, na co Childe uśmiecha się z zadowoleniem. Łapie za talerzyk i dojada sernik.
Boże, brak mi słów.
- Jakiś problem?- pyta z pełnymi ustami, zgrzytam zębami i liczę w myślach do dziesięciu.
- Skądże.
- To się ceni. - uśmiecha się szeroko i przymyka swoje niebieskie oczy. - Właśnie, Mercy. - nagle poważnieje. - Moi rodzice zaprosili nas na obiad.
- Nas?
- No przecież jesteśmy razem. - mówi cicho. Na jego twarzy pojawia się konsternacja.
- I już zdążyłeś im się pochwalić? - pytam z niedowierzaniem. Wszechświat mi świadkiem, że kiedyś zrobię mu krzywdę, moja cierpliwość jest naprawdę na skraju wyczerpania.
- Ah, ah. Nie doceniasz mnie kochanie. - odkłada talerzyk na bok i nachyla się w moim kierunku. W myślach przeklinam kawiarnię za takie małe stoliki. - Powiedziałem im, że mam dla nich niespodziankę. - mówi z zadowoleniem, a ja czuję, że jestem o krok od popełnienia morderstwa.
- I to ja nią jestem?
- Nie wiem dlaczego, ale zawsze cię lubili. - wydymam z irytacją wargi, Childe uśmiecha się przepraszająco.
- Kiedy mamy tam iść? - pytam z wyczuwalną niechęcią. Mam wrażenie, że jego plan nie przyniesie niczego dobrego.
- Jeszcze dam ci znać, mają ostatnio dużo pracy.
- Mhm. - mamroczę. Ledwie nasz "związek" się zaczął, a ja już mam dość.
- Ach i w jakiś dzień musisz przyjść do mnie do pracy. - uśmiecha się wesoło. - Pokażę ci co i jak.
Marszczę brwi i wpatruję się w niego głupio.
- Mam jeszcze dla ciebie pracować? Jaja sobie ze mnie robisz?
- Nie nazwałabym tego pracą. - wzrusza ramionami, po czym zaczyna stukać palcami w blat ciemnego stołu. - Po prostu musisz się tam pokazać parę razy, wypełnić jakieś dwa papierki, ot tyle, nic skomplikowanego.
- Mam nadzieję, że przynajmniej mi zapłacisz. - szczerze mówiąc, to nie mam ochoty porzucać pracy u Diluca. Wbrew pozorom, bardzo ją lubię. Cóż, najwyżej będę chodzić nie wyspana przez parę dni, cała ta szopka raczej dłużej nie pociągnie.
Childe marszczy brwi.
- To nie było oczywiste?
- Nie w twoim przypadku.
- No w sumie masz rację. - chichocze, po czym wstaje od stołu i podchodzi do wieszaka. Zabiera nasze rzeczy, najpierw sam się ubiera, po czym pomaga mi założyć płaszcz. Przewracam oczami na jego pseudo dobre wychowanie, bo wiem, że robi to tylko na pokaz.
W pewnym momencie czuję na sobie palące spojrzenie, odwracam się i zauważam, jak kelnerka, która nas obsługiwała mierzy mnie morderczym wzrokiem. Przełykam ślinę i uśmiecham się głupio do rudego.
- Jesteś pewien, że to ja mam być twoją dziewczyną.- szepczę do niego i ukradkiem wskazuję na dziewczynę. - Ona ucieszyłaby się bardziej z tej propozycji.
- Ale ona mnie nie interesuje.
Patrzę na niego jak na idiotę.
- Gdzie ty masz oczy? Przecież ona jest śliczna. - mówię z autentycznym zaskoczeniem. Bo cóż, długie rzęsy i włosy, zarumienione policzki i duże oczy, to według mnie same auty.
W sumie trochę jej zazdroszczę.
- A ty gejowa. - parska, a ja zgrzytam zębami.
- Nie jestem gejowa. - zaprzeczam i wydymam z irytacją usta. - Po prostu podziwiam piękno.
Rudy przewraca oczami i otwiera przede mną drzwi, po czym mnie przepuszcza.
- Niech ci będzie.
Wychodzimy na zewnątrz, a w moją twarz uderza niemiły, mroźny powiew wiatru. Wzdyrgam się, a Childe obrzuca mnie uważnym spojrzeniem, po czym ciaśniej owija się swoim czerwonym szalikiem.
- Dzięki za dziś? - bardziej pytam, niż oznajmiam. - To ten, ja będę się już zbierała. Pa.
- Gdzie idziesz? - wydaje się być szczerze zdziwiony. Marszczy usiany piegami nos i spogląda na mnie dziwne.
- Do domu? Zimno jest. - na potwierdzenie swoich słów, szczelniej otulam się płaszczem.
- Chodź ze mną na spacer. - śmiesznie przeciąga ostatnie słowo i robi maślane oczka, po czym nagłym ruchem otwiera tylnie drzwi swojego samochodu i zasłania mi widok. Już po chwili odwraca się do mnie z zwycięskim uśmiechem i czapką w dłoni. - Znalazłem.
Zamyka drzwi i pochodzi do mnie, po czym szybkim ruchem, nakłada mi uszankę na głowę. Krzywię się, gdy przypadkiem wyrwał mi kilka włosów.
- Wyglądasz trochę jak błazen. - przekrzywia nieco głowę, a jego usta wyginają się w złośliwym uśmiechu.
- Wiesz, w przeciwieństwie do bałwanów - patrzę na niego znacząco. - błazny były szanowne przez władców.
- Och, czyżby? - unosi brew. Niebieskie oczy wpatrują się we mnie z rozbawieniem, co potęguje moją irytację.
- Mhm. - mamroczę pod nosem. - Wyjaśnij mi dlaczego mam z tobą iść?
- Musimy uzgodnić jeszcze parę rzeczy. - uśmiecha się pobłażliwie. - Wiesz, jak zostaliśmy parą, gdzie się spotkaliśmy i jak odnowiliśmy kontakt.
- I nie mogliśmy omówić tego w kawiarni?
- Miałem taki zamiar. - przyznaje i rusza w kierunku pobliskiego Parku. Przeklinam pod nosem i posłusznie idę za nim. - Ale Osial musiał się wtrącić. - wypluwa z siebie imię kuzyna, a mnie zastanawia, co się między nimi wydarzyło. Owszem, mieli kiedyś napięte relacje, ale teraz jest dużo gorzej. - Później ta kelnerka mnie denerwowała.
- Przesadzasz.
CZYTASZ
Miłość Przyjdzie Z Czasem Childe x Reader
FanfictionRodzice Mercy od zawsze chcieli dla niej jak najlepiej, ale próba zeswatania jej z nadętym synem lekarzy, przelała czarę goryczy