Tchórzliwość

1.2K 120 182
                                    

Dzisiaj znowu krócej, ale ✨szkoła✨
I postarajcie się nie zjeść rudego po tym rozdziale, będzie łajza jeszcze przez chwilkę.

***

- Mogę wiedzieć, co ty do cholery wyprawiasz? - z wyczuwalną irytacją stawiam tacę z zamówieniem przed rudowłosym.

Childe mruga z zaskoczeniem oczami i wzrusza ramionami.

- Piję? - uśmiecha się kpiąco, po czym demonstracyjnie unosi kieliszek i wypija jego zawartość.

- Dobrze wiesz, co mam na myśli. - ściskam dłonią nasadę nosa i tłumię irytację. Patrzę na niego, a ten wygląda na bardzo zadowolonego z siebie.

- Oświeć mnie, piękna. - udaję, że mam odruch wymiotny, na co Childe uśmiecha się krzywo.

- Pojawiasz się tu zupełnie znikąd. - zauważam. - Psujesz to, co budowałam mięsacami. - kładę dłonie na blacie stołu i patrzę prosto w jego niebieskie, puste oczy. - W jakim celu się mnie tak uczepiłeś?

Childe wzdycha i machinalnie bawi się guzikami bordowej koszuli, po czym opiera głowę na zagłówku i uśmiecha się leniwie.

Przełykam głośno ślinę i wiem, że za chwilę będę żałować swoich słów.

- Co niby takiego psuję? - unosi brew, a z jego ust wydobywa się cichy śmiech. - Cały ten fałszywy świat i swoją nową osobowość? - macha ręka, jakby chciał pokazać zakres mojej głupoty. Zgrzytam zębami i odwracam wzrok. - Nawet nie potrafisz spojrzeć mi w oczy, to naprawdę żałosne, Mercy.

-  Po prostu powiedz mi, czego ode mnie chcesz, nie znam cię od dziś. - biorę głęboki oddech i zaciskam nerwowo usta. - Wiem, że nie przychodzisz tu z nudów, masz jakiś cel.

- Moim celem jest święty spokój. - śmieje się głośno, przez co się peszę. - Zresztą, nie rozumiem, o co ci chodzi, jestem kulturalnym klientem, który przychodzi tu spędzić swój wolny czas.

- I ty i ja wiemy, że chcesz czegoś ode mnie.

Childe wzrusza ramionami.

- Być może.

- Jesteś tchórzem. - parskam, a na jego twarzy pojawia się dziwny, niemiły grymas. Podrywa się do przodu w przeciągu kilku sekund i swoją prawą dłonią, łapie mnie za brodę. Przełykam głośno ślinę, a rudowłosy uśmiecha się złośliwie.

- Ja jestem tchórzem? - pyta, ton jego głosu jest niewinny, ale wiem, że to tylko przykrywka. Jak ja się cieszę, że Childe jest tu jedynym w miarę trzeźwym klientem, reszta niedobitków siedzi przy barze. - To ty uciekasz.

- Nie. - zaprzeczam. Czuję się dziwnie, naprawdę nie lubię rozmawiać na takie tematy, a już na pewno nie z nim. - Czy to źle, że chciałam żyć po swojemu?

Childe kręci z rozbawieniem głową, po czym puszcza moją twarz i wraca na swoje miejsce.

Krzywię się i rozmasowuję obolałe miejsce.

- To źle, że zachowujesz się jak nie ty. - prycha. - Oboje wiemy, że nie jesteś taka.

- Gówno wiesz. - podnoszę na niego głos. Nie mogę już wytrzymać jego głupiej paplaniny. - Nie znałeś mnie, nie znasz i nie poznasz.

Naprawdę mam go dość. Każdego dnia przychodzi chociażby na chwilę, mówi coś głupiego, a ja muszę żyć w wiecznym stresie, czy czasem nie doniesie na mnie moim rodzicom.

- Zważaj na swoje słowa.

- Śmiesz mi grozić? - parskam i spoglądam na niego z niedowierzaniem. - Jesteś obrzydliwy.

- Nie grożę Ci. Potraktuj to jako ostrzeżenie. - jego głos jest cichy, ale dobitny. Bawi się kieliszkiem, a kiedy w końcu patrzy na mnie, wzdyrgam się.

- Daj mi w końcu święty spokój.

Rudowłosy śmieje się gorzko, po czym kładzie pieniądze na blacie i dźwiga się z siedzenia. Posyła mi długie rozbawione spojrzenie, a kiedy przechodzi obok mnie, pochyla się i szepcze wprost do mojego ucha.

- Zabawa dopiero się zacznie.

***

- Jak ja go nienawidzę! - wrzeszczę z irytacją i wtulam twarz w poduszkę.

- Powtarzasz to od godziny. - zauważa Albedo. Jego monotonny i spokojny głos, sprawia, że duszę w sobie chęć krzyku.

-A my nadal nie wiemy, o co chodzi. - dodaje Zhongli. Wzdycham ciężko i odsuwam miękki materiał od twarzy.

- Pamiętacie jak mówiłam wam o tym denerwującym typie z pracy? - kiwają zgodnie głowami. - Znowu nie daje mi spokoju. - stękam.

- Może opowiedz o nim coś więcej? - proponuje blondyn. Albedo opiera się plecami o moje łóżko i przybliża do siebie kolana, na których opiera szkicownik.

I w tym momencie zamieram.

Bo to nie tak, że sama do nich przyszłam, by się wygadać.

Wręcz przeciwnie.

To Zhongli zauważył mój parszywy nastrój od razu po powrocie do mieszkania. Gdy zamknęłam się w pokoju, nie musiałam długo czekać, by rozległo się delikatne pukanie.

To był Zhongli. Trzymał tacę, a na niej stały kubki z parującą herbatą. Bez słowa wszedł do mojego pokoju, po czym upewnił się, że mi nie przeszkadza.

Nie musieliśmy długo czekać na Albedo. Chłopak wszedł do mojego pokoju ze swoim ukochanym szkicownikem w ręce, usiadł na podłodze i zaczął gadać coś na temat niezrozumienia ludzkich uczuć.

- Uhm. Ja...- Drapię się nerwowo po karku po czym kładę dłonie na kolanach. Zhongli swobodnie łapie mnie ramię, czym zwraca na siebie moją uwagę.

-  Jeśli nie chcesz zagłębiać się w szczegóły, to nie musisz. - jego miły głos sprawia, że odrobinę się rozluźniam. - Wiesz, może postaraj się zignorować tego klienta?

- Może to nie będzie taki zły pomysł. - Mówię z zamyśleniem.

- Warto spróbować. - podsumowuje Alebedo, a Zhongli kiwa powoli głową.

Chyba faktycznie posłucham ich rad i zobaczę, co się stanie.

Albo da mi spokój, albo zirytuję go bardziej.

Zobaczymy.

Miłość Przyjdzie Z Czasem Childe x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz