Spóźnione szczęśliwych walentynek lub dnia singla <3
Co do treści rozdziału, wszystko wytłumaczy się w kolejnej części, to celowy zabieg ehehe.
***Dzisiaj w lokalu Diluca ruch jest naprawdę spory, a braki w personelu naprawdę rzucają się w oczy. Jestem tylko ja , Lumine i Beidou, więc sytuacja jest naprawdę, hm... Nieciekawa.
Diluc z Kaeya są dzisiaj nieobecni, więc nawet jeśli chciałybyśmy poprosić o dodatkową pomoc, to niestety jest to niemożliwe.
Podobno załatwiają jakieś sprawy prywatne.
Wzdycham ciężko i odgarniam włosy z twarzy, po czym prostuje plecy, a lekkie strzyknięcie sprawia, że wzdycham z ulgą.
Niestety, nie mam więcej czasu na rozciągnięcie skostniałych mięśni, przed co w głębi duszy niesamowicie ubolewam.
Te kilka dni wolnego naprawdę mnie rozleniwiło.
Mlaskam z niezadowoleniem i rozglądam się w poszukiwaniu odpowiedniego numerku stolika, już mam do niego podchodzić, gdy zatrzymuje mnie mocny uścisk na ramieniu. Stękam z zaskoczeniem mam zamiar podnieść głos, jednak w porę orientuję się, że to żadna z znajomych mi osób.
Mrugam głupio oczami i patrzę tępo na mężczyznę, który mnie zaczepił. Nie jest jakoś dużo wyższy ode mnie, jednak jest dobrze zbudowany. Jego ciemne oczy skanują mnie z dołu do góry, przez co czuję się nieco niekomfortowo, uśmiecham się głupio i rozglądam w poszukiwaniu pomocy.
- Pomóc panu w czymś? -pytam miło, jednak w głębie duszy, panikuję. Kojarzę skądś tego człowieka, ostatnio chyba zrobił tu awanturę i Diluc musiał go wyrzucić. Przełykam głośno ślinę i próbuję wymyślić plan ucieczki od niego.
Problem w miejscach takich jak lokal Diluca jest taki, że ludzie patrzą tylko na siebie. Dopiero gdy sytuacja naprawdę się zaostrzy, ktoś zareaguje.
- Możesz dać mi swój numer.- uśmiecha się znacząco i gładko przechodzi ze mną na "ty". Chrząkam i uśmiecham się niezręcznie.
- Nie jestem zaineresowana, może mnie pan już puścić?
- Najpierw podaj mi swój numer. - uśmiech na jego twarzy odrobinę blednie, uścisk staje się mocniejszy, przez co się krzywię. Czysto teoretycznie, mogłabym podać wymyślony numer, ale może zadzwonić przy mnie, by się upewnić, że podałam mu prawdziwy.
- Nie mogę. - mężczyzna marszczy brwi i nachyla się nieco w mom kierunku. Krzywię się, gdy wyczuwam smród alkoholu i papierosów.
- A to niby czemu?
- Mam chłopaka. - rzucam pierwszą lepszą wymówkę i mam nadzieję, że da mi spokój.
- Ale go tutaj nie ma, prawda?
- Jest.- macham ręką w jakimś kierunku i modlę się do wszystkich możliwych bytów, by nie drążył już tematu.
- To ten rudy?
- Tak. -mówię odruchowo i wzruszam ramionami, po czym zamieram i przeklinam się za własną głupotę.
Tylko jedna osoba, która tu przychodzi ma właśnie ten kolor włosów.
I właśnie ta osoba podchodzi prosto do nas z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy. W prawej dłoni trzyma jakiegoś kolorowego drinka, a lewą macha w moim kierunku.
- Cześć Słońce. - mówi do mnie, a ja mam ochotę strzelić sobie w łeb. Childe staje przed nami i przekrzywia lekko głowę, na jego twarzy pojawia się grymas, gdy zauważa, że mężczyzna nadal trzyma mnie za ramię. - Hej, hej, możesz ją w końcu puścić.
Nieznajomy w odpowiedzi tylko zaciska mocniej chwyt, przez co syczę z bólu. Rudowłosy marszczy brwi i po kilku sekundach wahania, podchodzi bliżej, wciska się między nas tak, że mężczyzna musi mnie puścić i obejmuje mnie ramieniem.
- To jest moja dziewczyna. - podkreśla przedostatnie słowo - Więc łaskawie łapy przy sobie. - pozornie jest spokojny, jednak jego uścisk przybiera na sile. - No już, zmykaj stąd.
Mężczyzna wygląda jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili rezygnuje i znika gdzieś w tłumie.
Wzdycham z ulgą, po czym orientuję się, że rudowłosy dalej mnie obejmuje. Krzywię się nieco i ścigam jego rękę z mojego ramienia, na co Childe reaguje cichym chichotem.
- Z Czuba awansowałem na twojego chłopaka? Jesteś dość szybka w tych sprawach.
Z trudem postrzymuję się od głupiego komentarza. Mina rudowłosego poważnieje, ciężko wzdycha i patrzy znacząco na wiszący na ścianie zegar.
- Pamiętasz, gdy ostatnio mówiłem ci o tym, że musimy o czymś porozmawiać? - niechętnie kiwam głową. - Dzisiaj nadszedł ten dzień, poczekam, aż skończysz zmianę.
- Nie przyjmujesz odmowy?
- Nie tym razem.
***
Dalsza część zmiany była dla mnie istną tragedią. Nie dość, że czułam się obserwowana przez nieznajomego typa, to Childe nie spuszczał ze mnie oka.
Dodatkowo jak nigdy przedtem, stresowała mnie wizja poważnej rozmowy z nim.
Bo o czym on mógł chcieć ze mną gadać?
Na pewno nie o gospodarce Rumunii.
Chociaż kto go tam wie.
W pewnym momencie mężczyzna, który przedtem mnie zaczepił, chciał ponownie podejść, jednak moja prywata ochrona, stała na baczności.
Childe z szerokim uśmiechem objął faceta i poprowadził go w nieco mniej zatłuczone miejsce, gdzie z przyjazną miną wygłosił mu jakiś monolog.
Cóż, sam monolog widocznie nie był tak przyjazny, jak jego uśmiech, bo niższy odszedł od rudowłosego z dziwnie przerażoną miną.
Cokolwiek Childe mu powiedział widocznie zadziało, bo przestał się na mnie gapić.
Przynajmniej na coś się przydał.
***
- Więęęc. - zaczynam nieco nerwowo, na co Childe unosi brwi.
- Więc?
- Chciałeś porozmawiać. - przypominam mu. Wkładam dłonie do kieszeni ciepłej kurtki i wzdycham ciężko. Childe bohatersko stwierdził, że mnie odprowadzi, więc przynajmniej nie muszę się sama szwędać o tej porze.
- Ano, to trochę skomplikowane. - chcichocze i kopie w leżący na ziemi kamyk, który poturlał się do pobliskiego rowu. Uśmiech na jego twarzy blednie, gdy jego jedyna rozrywka zniknęła z cichym pluskiem.
- Nie bardzo rozumiem. - tłumię chęć ziewnięcia, przecieram zmęczone oczy i patrzę na niego wyczekująco.
Childe marszczy nos i drapie się po karku. Delikatne światło księżyca łagodzi wyraz jego twarzy.
W końcu bierze głęboki wdech i patrzy prosto w moje oczy.
- Zostań moją dziewczyną.
CZYTASZ
Miłość Przyjdzie Z Czasem Childe x Reader
FanficRodzice Mercy od zawsze chcieli dla niej jak najlepiej, ale próba zeswatania jej z nadętym synem lekarzy, przelała czarę goryczy