Ale nie spodziewałam się, że poczuję jego miękkie usta na swoich własnych.
Pluszak wypada mi z rąk.
Rozszerzam ze zdumieniem oczy i mam ochotę odsunąć się od niego jak najdalej, bo cholera, nie miał mnie całować. Problem potęguje fakt, że właśnie na nas patrzą.
Jednak mimo wszytko nie potrafię go odtrącić.
Łapię go za płaszcz, przyciągam bliżej siebie i w końcu odwzajemniam pocałunek.
- Gorzko, Gorzko! - woła Venti.
- Ty jesteś jakiś nawiedzony. - pycha Xiao
Żeby dodać przedstawieniu wiarygodności, zarzucam rudowłosemu ręce na szyję, a Childe wplata palce w moje włosy.
Tłumię łzy, które pojawiają się w moich oczach, bo należę do osób, które całują się tylko wtedy, gdy naprawdę coś do kogoś czują.
W końcu zaczyna brakować mi powietrza, więc odsuwam się od chłopaka i biorę głęboki wdech. Policzki palą mnie niemiłosiernie, a usta mrowią.
Nawet nie wiem, co mam powodzieć, czuję się skołowana.
Z jednej strony mam ochotę go uderzyć i skończyć całą tą głupią farsę.
Ale z drugiej strony, nie mogę zaprzeczyć, że całkiem mi się podobało.
I to jest w tym wszystkim najgorsze.
Wszyscy dookoła śmieją się, Venti gwiżdże, a ja mam ochotę płakać.
Childe chyba widzi moją nietęgą minę, bo ponownie się do mnie zbliża, łapie za tył mojej głowy i mocno do siebie przytula.
- Przepraszam. - szepcze tak, bym tylko ja mogła to usłyszeć. - Mercy nie lubi zbytnio okazywać uczuć publicznie. - wyjaśnia towarzystwu i powoli gładzi mnie uspokajająco po głowie.
Zaciskam dłonie na jego płaszczu, biorę głęboki oddech i w końcu odsuwam się od niego.
Uśmiecham się niemrawo, a zawstydzenie wciąż mnie nie opuściło.
Czuję się jak skończona kretynka.
Nieśmiało spoglądam na rudowłosego, który unika mojego wzroku, jednak wygląda na dość zadowolonego z siebie, co dodatkowo mnie irytuje.
Childe sięga po moją dłoń i ściska ją mocno, mam ochotę ją wyrwać, ale reszta patrzy.
Ogarnia mnie niesamowita frustracja. Jestem wściekła na rudowłosego, bo pocałował mnie przy nich i jestem wściekła na siebie, bo trochę mi się podobało.
Popełniłam błąd, nie powinnam pozwolić mu się do mnie zbliżyć.
Powinniśmy pozostać przy czysto biznesowych relacjach.
Grupa w końcu przestaje się nami interesować, a gdy jestem pewna, że na nas nie patrzą, wyszarpuję dłoń z jego uścisku i schylam się po maskotkę, po czym przytulam ją mocno do siebie.
- Wszystko dobrze? - głos Merong przywraca mnie do świata żywych, dopiero teraz zauważyłam, że do mnie podeszła. Otrząsam się z zamyślenia i uśmiecham słabo.
- Tak, dziękuję. - złote oczy czerwonowłosej błyszczą delikatnie, a ja dopiero teraz dostrzegam, że jest nieco podobna do Diluca.
- Kaeya bywa głąbem. - wzrusza ramionami i uśmiecha się zawadiacko.
- Znasz go? - pytam z zaskoczeniem, bo jakoś nie przypominam sobie, by coś o niej wspominał.
- To mój kuzyn. - hm, to tłumaczy jej podobieństwo do mojego szefa.
Merong zaczyna paplać wesoło na temat swoich powiązań z tą specyficzną dwójką, a ja kątem oka dostrzegam, że Childe chce mnie po raz kolejny złapać za rękę.
Dlatego udaję, że ziewam.
***
To było długie i niezwykle męczące popołudnie.
I najgorsze jest to, że na każdym kroku musiałam udawać, że wszytko jest w jak najlepszym porządku.
- Jesteś na mnie zła. - zauważa Childe. Oczywiście jako chłopak idealny zaoferował, że odprowadzi mnie do mieszkania, a że stałam pośród tłumu znajomych, musiałam zaakceptować jego propozycję.
- Trafna dedukcja, Sherlocku. - prycham z irytacją.
- O ten pocałunek? - pyta z niedowierzaniem, co dodatkowo potęguje moja złość.
- A jak myślisz?
Childe przewraca oczami.
- To tylko całus, nie dramatyzuj.
- Nie całuję byle kogo. - odpycham jego dłoń i zakładam ręce na piersi.
- Myślisz, że tego chciałem? - podnosi nieco głos, co mnie irytuje. Krzyczenie, gdy kończą się argumenty, kojarzy mi się jedynie z moim rodzinnym domem.
- Gdybyś nie chciał, to byś mnie nie całował, mówiłam już na samym początku, że masz tego nie robić.
- Chciałaś żeby się połapali, że nie jesteśmy razem?
- A nie mogłeś powiedzieć, że się wstydzę? Jakoś później nie miałeś z tym problemu.
- Zachowujesz się jak cnotka. - zaczyna gotować się we mnie krew. Zgrzytam zębami o patrzę na niego z wściekłością.
- Bo całuję tylko tych, których naprawdę kocham?
- Och, czyżby? - uśmiecha się złośliwie, a jego oczy błyszczą niebezpiecznie. - W takim razie, gdzie jest ten twój kochaś? Ten ze szkoły, byliście przecież taką szczęśliwą parą.
- Leży dwa metry pod ziemią. - oświadczam sucho. - Zginął w wypadku, jeśli tak Cię to interesuje.
- Nie widziałem... - zmienia ton głosu, a na jego twarzy pojawia się zakłopotanie.
- A skąd miałeś wiedzieć? - pytam beznamiętnie i wzruszam ramionami.
- Dlaczego nic nie mówiłaś?
- A co miałam powiedzieć? "Ej Childe, Cyno zginął w wypadku i bardzo mi z tym źle"? Chciałam żeby w końcu rana porządnie się zagoiła, dopiero niedawno mi się to udało. - wzdycham ciężko i patrzę w niebo. - Nie chciałam o tym mówić, zresztą to, że o nim nie wspominam nie znaczy, że o nim zapomniałam.
- Kochasz go? - jego pytanie brzęczy mi w uszach, a ja potrzebuję przez chwilę zastanowić się nad odpowiedzią.
- Kocham jego wspomnienie. - zwilżam wargi. - Zawsze będę chociaż trochę za nim tęsknić, ale nie mogę na resztę życia zamknąć się w skorupie i natrętnie o nim myśleć, nie chciałby tego. To naprawdę była miłość, młoda, głupia, naiwna, ale wciąż miłość.
Nawet nie wiem, kiedy w moich oczach pojawiły się łzy. Pociągam nosem i staram się odwrócić od rudowłosego, ale powstrzymuje mnie delikatny uścisk na dłoni.
Przyciąga mnie do siebie i obejmuje w pocieszającym uścisku, a ja nie mam siły, by oprzeć się temu kojącemu ciepłu.
Rozluźniam się, a Childe w pewnym momencie chwyta delikatnie za moją brodę i sprawia, że patrzę prosto w jego oczy.
Zapiera mi dech w piersi, rudowłosy powoli się nachyla i składa delikatny pocałunek na moim czole.
- Przepraszam. Nie powinienem był tego robić.
A mi nie powinno się to podobać.
CZYTASZ
Miłość Przyjdzie Z Czasem Childe x Reader
FanfictionRodzice Mercy od zawsze chcieli dla niej jak najlepiej, ale próba zeswatania jej z nadętym synem lekarzy, przelała czarę goryczy