Poranek

1K 128 128
                                    

- Zamknij się. - stękam i chcę się odsunąć, jednak powstrzymuje mnie jego uścisk.

- No weź, to tylko zwykłe przytulanie, odpręż się. - mamrocze pod nosem, chcę coś powiedzieć, jednak na ekranie nagle pojawia się dziwna zjawa. Zauważalnie się wzdyrgam, na co Childe reaguje cichym śmiechem. Zaczyna gładzić uspokajająco moją dłoń i mocniej mnie przytula. - Widzisz? Mogę być cudownym chłopkiem, który zapewnia ci komfort podczas oglądania strasznych filmów.

- Nie boję się. - przeczę.

- Tak, tak. Silna pani feministko.

Chcę go uderzyć, jednak blokuje mój cios mocnym chwytem, drugą rękę kładzie na moim biodrze i pcha mnie na kanapę tak, że góruje nade mną.

Na jego twarz ciśnie się złośliwy uśmieszek, który sprawia, że zapiera mi dech w piersiach.

Jednak niepokój wzbudza czerwień, zdobiąca jego policzki. Marszczę nos i odruchowo moja dłoń dotyka ciepłego czoła.

Uśmiech schodzi z jego twarzy, a usta rozchylają się z zaskoczeniem.

- Musisz wziąć leki. - bezceremonialnie zrzucam go z siebie, a ten jęczy z zawodem.

- A czy ty musisz psuć moment?

- Jaki moment? - marszczę brwi. - Zaczynasz majaczyć.

Childe siada na kanapie, a ja podaję mu odpowiednie leki i pilnuję, by popił je wodą.

- Zrobię Ci okład, dobrze?

- Usiądź na chwilę. - patrzy na mnie prosząco. - Było tak miło...

Ignoruję głupoty, które mówi i idę do łazienki, gdzie wyciągam mały ręczniczek z koszyka. Moczę go zimną wodą i wracam do rudowłosego, po czym ostrożnie kładę go na jego czole.

Chwilową ciszę przerywa głośny dzwonek do drzwi. Oho, pewnie pizza.

Chidle podaje mi kartę, która leżała na szafce obok, a gdy chce ukradkiem zabrać swoją, by móc zapłacić, gromi mnie złym spojrzeniem.

Kręcę głową i udaję się w kierunku drzwi wejściowych. Biorę głęboki wdech i otwieram potencjalnemu dostawcy pizzy.

Młody, przystojny mężczyzna mierzy mnie spojrzeniem od stóp do głów, co trochę mnie peszy.

- Dobry wieczór ślicznej pani. - błyska uśmiechem.

- Dobry wieczór. - odpowiadam, a blondyn puszcza mi oczko, wręcza ciepłe kartony i podaje kwotę, którą muszę zapłacić. Przykładam kartę do terminala, a cichy dźwięk potwierdza płatność.

- Może by tak numer pani telefonu jako napiwek? - mruga do mnie znacząco, a mnie wcina w ziemię, bo cóż, faceci do mnie z reguły nie podbijają, tym bardziej nie tak otwarcie.

- Ja, uhm...

- Śliczna pani pani jest zajęta. - Zamieram, gdy czuję ręce oplatające mnie w pasie i ciepły oddech na szyi. Jakim cudem nie upuściłam tej pizzy to ja nie wiem. - Żadnego napiwku nie będzie, dobranoc.

- Dobranoc. - mówi cicho i powoli, choć niechętnie odchodzi.

Childe przestaje mnie obejmować, a ja krzywię się odruchowo, gdy przyjemne ciepło mnie opuszcza. Zamyka drzwi, odbiera ode mnie pizzę i powoli wraca do salonu.

- Mógłbyś siedzieć w spokoju przez pięć minut? Jeśli będziesz stał przy drzwiach, to nie polepszy ci się.

- Kojarzę tego typa, nie dałby ci spokoju. - zaczyna okropnie kaszleć, więc podaję mu szklankę z wodą.

- Dbaj o siebie. - mamroczę odruchowo. Brwi Rudowłosego wędrują do góry.

- Czyli jednak się martwisz? - chrypi.

- Gdy jesteś chory, to jesteś bardziej upierdliwy.

- Tak czy nie? - uśmiecha się drażniąco.

- Może trochę?

- To mi wystarcza. - posyła mi buziaka.

- Kretyn.

- Mercyyyy, głowa mnie boli. - Stęka i patrzy na mnie oczami niczym kot ze Shreka.

- Zjedz i idź spać. - mówię. Patrzę na zegar, który wisi nad lustrem i wydymam wargę. - Zaraz będę się zbierała do domu.

- Masz autobus powrotny?

- Tak. - kłamię, bo ostani uciekł mi godzinę temu, jakoś się zasiedziałam. Cóż, będę wracać pieszo, trochę mi to zajmie, ale kiedyś może wrócę do mojego mieszkania.

- Mhm.

W końcu zaczynamy jeść, a Childe puszcza jakiś film i wygodnie siada obok mnie.

Kończę po trzecim kawałku, a jakiś czas później, zaczynam czuć zmęczenie, moja głowa mimowolnie opada na jego ramię, a oczy odruchowo się przymykają.

Tylko pięć minut.

Senność dobija jego ręka, która bawi się moimi włosami.

***

Budzi mnie gorąc.

Dosłownie.

Childe przytula mnie mocno do siebie i chyba nie zamierza puścić.

Stękam cicho i staram się wydostać z jego uścisku, co niestety mi się nie udaje. Przez chwilę szamoczę się, aż w końcu słyszę chichot.

- O, już się obudziłaś? - jego zachrypnięty głos przerwa ciszę. Podnoszę głowę i zauważam jego niebieskie oczy, które patrzą na mnie z rozbawieniem.

- Mógłbyś mnie puścić? - krzywię się i staram się go odepchnąć, jednak Childe uporczywie trzyma mnie przy sobie.

- Jakoś w nocy nie narzekałaś.

Dźgam go łokciem w żebra, przez co w końcu mnie puszcza. Podrywam się z kanapy i odskakuję od niego na w miarę bezpieczną odległość, po czym wskazuję na niego oskarżycielsko palcem.

- Czemu mnie do cholery nie obudziłeś?

- Bo spałaś. - wzrusza ramionami. Sięga po leki, które leżą na stole i popija je wodą. - Zresztą, nie miałaś autobusu, sprawdziłem rozkłady w internecie. Serio chciałaś wracać pieszo? - marszczy brwi.

- To nic takiego. - drapię się nerwowo po karku.

- To niebezpieczne. - podnosi nieco głos, przez co się krzywię.

- Od kiedy się niby o mnie martwisz? - prycham z irytacją. Childe marszczy brwi

- To już nie kwestia martwienia się, tylko zwykłej, głupiej przyzwoitości. - wzdycha ciężko i patrzy na mnie z naganą. - Nawet jeśli kogoś bym nie lubił, to nie pozwoliłbym mu samotne spacerki w nocy. Nie zachowuj się jak dziecko.

Czuję, że ogarnia mnie złość.

- Ja się zachowuje jak dziecko? To ty mnie szantażowałeś z jakiś głupich, tyłki sobie znanych powodów.

- Bo gdyby nie ten durny szantaż, to byś się do mnie nie odezwała. - mówi cicho z rozbrajającą szczerością, chyba dopiero teraz zorientował się, co powiedział, bo na jego policzki wpływa delikatny rumieniec.

- Co? - wykrztuszam z siebie, a rudowłosy kręci z frustracją głową.

- Nieważne, to nie rozmowa na teraz. Oboje jesteśmy zdenerwowani i to nie miałoby sensu.

- Nie do końca rozumiem. - mamroczę pod nosem.

- Zrobię nam śniadanie. - Childe zmienia temat.

- Nie, ty odpoczywaj, a ja zrobię tosty, raczej nie spalę kuchni.

Chcę już iść do kuchni, jednak podchodzę do rudowłosego i kładę dłoń na jego czole, krzywię się, gdy jest niesamowicie gorące.

- Wziąłeś leki od gorączki?

Kiwa głową, w ja wzdycham.

- Umówię Cię do lekarza, dobrze?

Childe blednie, a jego oczy rozszerzają się z zaskoczeniem.

Miłość Przyjdzie Z Czasem Childe x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz