Rozdział 34 - "Słowo cz. I"

55 5 8
                                    

*Zaciera rączki*
Miłej lektury!


Przechadzałem się po pomieszczeniu, co rusz pytając o coś Belli. Miałem nadzieję, że w końcu zwróci na mnie uwagę, ale nie. Była nieugięta i skupiała się na zapiskach w dzienniku, który trzymała w dłoni. Co jakiś czas notowała coś w laptopie i nawet kątem okna na mnie nie zerkała.

Oparłem się o ramionami o blat wyspy kuchennej. Patrzyłem na nią z miną zbitego psa. Zagryzłem dolną wargę.

— Bella, proszę... — Odezwałem się skruszony, ale dalej nie zareagowała. — Bella... Błagam... Chociaż na mnie spójrz...

Nadal nic.

Uniosłem dłoń, chcąc złapać się za głowę, ale zacisnąłem ją w pięść i opuściłem zrezygnowany. Przy tym też spuściłem wzrok.

Nie wiedziałem, co mógłbym zrobić, żeby chociażby zerknęła na mnie kątem oka. Jednocześnie czułem się obserwowany i kompletnie ignorowany. Rozumiałem jej złość na mnie. Była jak najbardziej uzasadniona, ale z drugiej strony miałem dość jej humorków...

W tym momencie moje użalanie się nad samym sobą przerwało otwieranie się kilku portali na środku salonu. Spojrzałem na nie skruszały, co oczywiście nie uszło uwadze wszystkich, którzy znaleźli się w moim i Belli domu – dzisiaj zauważyłem także Ninę, którą Bella poprosiła ostatnio o pomoc w tej sprawie, ale przez pracę nie zawsze mogła uczestniczyć w naszych spotkaniach. Dostrzegłem także całkiem nieznanego sobie mężczyznę, który trzymał się za moim ojcem.

Rodzice Belli od razu na nią zerknęli. Akurat poprawiała golf swojego czerwonego swetra.

— Co się dzieje? — Dopytał mężczyzna, który przybył z tatą.

Był nieco wyższy od niego, a także wyglądał na delikatnie starszego. Na jego jasnobrązowych włosach pojawiały się oznaki siwizny. Tak samo na jego gęstej brodzie. Oczy wyglądały na mądre, z widocznym doświadczeniem w różnych dziedzinach. Do tego wyraźnie zmęczone. Jego skóra przybierała nieco karmelowy odcień. Dobrze zbudowany, rysy twarzy przyjazne, ale, zapewne, gdyby chciał, mogłoby być na odwrót.

Zdecydowanie widziałem go pierwszy raz na oczy, czyli musiał to być ten przyjaciel „pustelnik" taty, który stracił dzieci.

— W skrócie. Nieco się tu ostatnio działo i powstała napięta atmosfera przez kłótnię. — Wytłumaczyła mu pani Minerva. — Gavin, rozmawiałeś z Bellą? — Dopytała, przez co się lekko skrzywiłem skruszony.

— Porozmawiałbym, gdyby nie fakt, że mnie od rana ignoruje i się nie odezwała nawet słowem...

— Czekaj moment. — Zatrzymała mój wywód. — Przecież mówiła, że nie będzie się do ciebie tylko odzywała. — Zauważyła.

Wzruszyłem ramionami.

— Chyba postanowiła mi jeszcze bardziej dowalić i odpłaca mi pięknym za nadobne, czyli tym, co robiłem przez cały listopad. — Spojrzałem na dziewczynę. — Traktuje mnie jak powietrze...

Kobieta westchnęła.

— Jak z dzieckiem... — Skomentowała cicho. — Isabelle! — Podniosła delikatnie głos, jednak ona nadal nie zareagowała.

Pani Minerva założyła ręce na biodrach.

— Isabelle, w tej chwili na mnie spójrz i nie zachowuj się jak rozwydrzony bachor!

Ponownie ją zignorowała, a przez to dostrzegłem drgającą brew u kobiety. Nie wiedziałem, czego się powinienem spodziewać od matki Belli, skoro ona sama wczoraj pokazała, że jej nie warto denerwować. Tym razem mogło się to skończyć nie tyle krzykiem i łzami, a odcięciem prądu w całym mieście lub czymś gorszym.

The Most Powerful MagicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz