Rozdział 35 - "Słowo cz. II"

52 6 22
                                    

I tak oto mamy część drugą!
(psssst, występują sceny +18)
(Jak zawsze zaznaczone)
Miłej lektury!


Gavin

Przyglądałem się Belli, jak zajmowała się obiadem. Chcąc jej jakoś pomóc przy zajmowaniu się domem przed świętami, sprzątnąłem praktycznie każdy kąt. Nie wiedziałem, co mógłbym zrobić. Od trzech dni nic nie mówiła, nie zwracała na mnie uwagi. Nie przeszkadzało jej, że siedziałem z nią w jednym pokoju, czasami skupiała się na czymś tak bardzo, że podśpiewywała sobie coś pod nosem, czego raczej nie słyszałem, ale mimo wszystko ucieszyłem się, że znowu usłyszałem jej głos.

Podniosłem na nią wzrok. Miała na sobie jedną z koszulek z nazwami zespołów i spodnie dresowe – luźne. Do tego jej włosy zostały związane w wysokiego koka, który nieco się rozwalał. Ładnie wyglądała, ale wiedziałem, że jak jej to powiem, nie dostanę odpowiedzi. Od dnia, gdy jej matka wyrzuciła z jej ciała Voodoo, kolor jej skóry nie wrócił do normy. Była nadal bledsza, pod oczami występowały delikatne zasinienia, a przy tym żadna emocja nie występowała na jej twarzy. Ostatnio jakąkolwiek widziałem, gdy trenowała Graya. To głupie, ale zazdrościłem mu, że umiał ją rozweselić do takiego stopnia.

Kiedyś też dawałem radę to zrobić, ale od momentu ślubu się to zmieniło. Dzień wesela był jednym z najlepszych w moim życiu, a ja to wszystko musiałem popsuć. Jeszcze bardziej się za to nienawidziłem, kiedy w głowie cały czas odtwarzała mi się sytuacja z tamtego wieczoru, a potem widywałem moment, w którym na mnie wrzeszczała.

Westchnąłem lekko, kiedy przed oczami pojawił się moment naszego pierwszego spotkania. Znaliśmy się już ponad rok. Dosłownie za dwa dni była rocznica dnia, w którym wyznaliśmy sobie uczucia i zostaliśmy parą, a ja nadal nie wpadłem na pomysł, o jakie słowo jej chodziło. Tak długo, jak nie domyślę się, co miała na myśli, nie będę mógł z nią świętować.

W tym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Chciała iść otworzyć, ale złapałem ją za rękę. Zauważyłem, że lekko odwróciła głowę, ale nadal nic nie powiedziała.

— Ja otworzę... — Odezwałem się cicho, po czym ją wyminąłem i ruszyłem do wyjścia.

Tym razem poczułem na sobie jej wzrok, jednak gdy się odwróciłem, nie patrzyła na mnie. Wróciła do gotowania. Nie wiedziałem, czy tylko mi się wydawało, czy naprawdę na mnie spojrzała. Równie dobrze przez tę ciszę mogło mi już odbijać, ale nie mogłem być pewien.

Ruszyłem do powłoki, odkręciłem zamki i uchyliłem drzwi. Zobaczyłem Harry'ego i Valentinę. Uśmiechnęli się do mnie.

— Co wy tu...

— Pomyśleliśmy, że wpadniemy i dotrzymamy wam nieco towarzystwa. — Wytłumaczyła Val, a przy tym potrząsnęła w rękach dwoma butelkami wina.

— Ty i Bella ze sobą nie rozmawiacie, więc pomyśleliśmy, że przyda wam się towarzystwo innej osoby, żeby się wygadać albo coś takiego. — Dodał Harry.

Lekko się uśmiechnąłem, po czym wpuściłem tę dwójkę do środka. Nim zamknąłem, spojrzałem na granicę lasu. Miałem dziwne przeczucie, że coś na mnie patrzyło. Wyszedłem na ganek i się rozejrzałem, ale ostatecznie stwierdziłem, że nic tam nie było. Wróciłem do środka, bo przecież co, poza Rochelle, by nam zagrażało? Nie mogła się zbliżyć bardziej niż dwadzieścia metrów od granicy posesji.

Matka Belli założyła barierę wokół terenu, żeby tamta cholera nie mogła się do nas zbliżyć. Namalowała też w którychś miejscach dodatkowe i podobno o wiele potężniejsze runy, żeby nie mogła wysyłać nam żadnych podejrzanych liścików, którymi by tylko grała na naszych nerwach.

The Most Powerful MagicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz