Nowe Pomysły

212 18 9
                                    

Znowu on. Białowłosy napastnik tym razem w pokoju hotelowym. Jego twarz była zbyt blisko jej. Człowiek ten mimo eleganckiego wyglądu napawał Doris strachem. On swoim ciężarem przygniatał ją do podłogi. Trzymał przód jej swetra. Nadal była w takim szoku, że nie miała pomysłu do skutecznej obrony. Nie mogła z siebie zrzucić ciężkiego człowieka. Wszędzie leżały odłamki szkła wybitego z okna, kawałki drewna i ceramiki. Rozsądek i chęć przetrwania zaczęły skutecznie działać w myślach młodej kobiety.
- Storm! Szefie - wtargnął jego niski, gruby podwładny - zaraz skończy się deszcz!
Gangster zgodnie ze swoim pseudonimem trzymał się pewnej zasady: napadów w czasie burz, deszczu. Zazwyczaj aura napędzała jego ofiary większym strachem.
Skupiając nad tym uwagę, zapomniał się i puścił na chwilę jedną rękę niebieskookiej.
- W takim razie szybciej z nią skończę pewną sprawę - zachichotał białowłosy.
Szarpnięciami próbował ściągnąć ciemne ubranie z Doris. Ta dzierżąc spory, ostry kawałek szkła uderzyła mężczyznę w twarz. Nie żałowała siły.
- Ty suko! - warknął Storm wstając bardzo gwałtownie - dostarczę cię martwą!
Znowu został uderzony szkłem. Ostrze musnęło również jego ucho jednocześnie odrywając kawałek wraz z kolczykiem. Biżuteria uderzyła o ścianę i opadła na łóżko.
Oślepiony własną krwią, Storm chwycił dwa rewolwery. W porównaniu z Lucky Luke'iem był tak wolny, że Doris zdążyła cicho oddalić się do okna. Z towarzyszącymi trzaskami kule już latały po całym pokoju. Dziewczyna wyskoczyła na zewnątrz chcąc uratować życie.

Otworzyła oczy. Jej głowa zwrócona była ku nieskończonemu horyzontowi pustyni. Słońce powoli się wyłaniało. Przez krótki czas Doris obserwowała ten nieodłączny element przyrody. Powinna wrócić do tipi. Wysoki Wilk był obecnie nowym koszmarem. Podciągnęła nieco kraciasty koc powodując przy tym pod sobą lekki ruch. Poczuła lekki nacisk męskich dłoni na jej ramionach. Miała pewność, iż Luke nie chciał wstawać. Ten facet nie lubił wstawać tak wcześnie jak w wojsku. W końcu służył w pułku... Blondynka przeniosła wzrok na twarz spokojnie śpiącego kowboja. Jednocześnie napawała się ciepłem bijącym od jego ciała. Znowu zamknęła oczy. Tak bardzo nie chciała powrotu do Brutalnych Wilków i znowu myśleć o wymuszonym ślubie. Ten kamienny naszyjnik też nie był wygodny. W swojej funkcji przypominał swoistą obrożę dla psa. Jakby Uparty Osioł, Wysoki Wilk i Szaman sami zadecydowali do kogo ona należy.
Chciała to w skuteczny sposób zakończyć. Zmarszczyła brwi i ponownie otworzyła oczy.
Może powinna pozbyć się trzech problematycznych Indian? Jak Wódz powiedział? Życie za życie?
Spojrzała na kaburę i rewolwer. Swojej broni palnej nie miała najpewniej gubiąc to w rzece. Nie. Nie dałaby rady pożyczyć akurat tej u Luke'a. Na pewno nie dałby jej broni właśnie w tym celu. I tutaj też nie chciałaby mieszać w to mężczyznę, który jako pierwszy coś dla niej znaczył. Burza w jej myślach powodowała ból głowy.

Wstała bez zwracania uwagi na ewentualne obudzenie towarzysza. Planowała samodzielny powrót do plemienia.
- Nie chcesz jeszcze chwilę zostać? - usłyszałam ciche pytanie.
Nawet nie spojrzała na Luke'a.
- Chcę, ale to powinno być nasze ostatnie spotkanie - odwróciła się do niego z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy - dla twojego bezpieczeństwa.
- Doris, wymyślę plan wydostania cię z tego "więzienia" - obiecał Luke pewny swoich słów.
- Każda próba ucieczki skończy się napadem Brutalnych Wilków - blondynka przytoczyła groźbę Wodza - nie powinnam opuszczać ich plemienia dla bezpieczeństwa otoczenia, mogliby zabić cywili w odwecie.
Lucky Luke doskonale znał tą małą, indiańską społeczność. Czasami temu plemieniu pomagał, gdy ci ludzie mieli jakieś problemy. Uparty Osioł przyjaźnił się z "sąsiadami". Inne plemiona mogłyby spowodować prawdziwe zamieszki wśród białoskórych. Bardzo trudna sytuacja.
Zapadła cisza, ale Doris ją przerwała:
- Nauczę się strzelać z łuku, by zabić Wysokiego Wilka, zrobię to przed ceremonią.
Szła w kierunku nieco oddalonego plemienia. Lucky Luke zmarszczył brwi i chwycił tył jej zmarnowanego sweterka.

- To szaleństwo! Nie możesz zamordować drugiego człowieka! - krzyknął kowboj - ściągniesz na siebie groźne konsekwencje!
- Chłopie, niektórzy zamordowali moją godność i wolność! - przypomniała Doris.
- Możesz to odzyskać bez zabijania - czarnowłosy zniżył ton głosu.
- Nie da się Luke - uparła się blondynka załamana - nie mam innego pomysłu.
- Resztę zostaw mi Doris.
Kobieta chwyciła naszyjnik, który będzie tkwił jej tydzień.
- Chcę tylko wrócić do naszych wspólnych, samotnych podróży Luke - westchnęła niebieskooka.
- I niebawem tak się stanie.
- W takim razie Szczęściarzu znajdź mi księcia na białym koniu - powiedziała z lekkim obrzydzeniem na samą myśl o tym - ta przeklęta obroża musi jakoś pęknąć!
Pospiesznym krokiem poszła w kierunku obozowiska Brutalnych Wilków. Zostawiła Lucky Luke'a i Jolly Jumpera.
- Ten kowboj jest za biedny, by być księciem - pomyślał siwy koń skubiąc rzadką trawę.
Ostatnie słowa tejże kobiety utkwiły w umyśle Luke'a. Powoli rozmyślał nowy plan. Uznał, że wielogodzinna przejażdżka po okolicy mogłaby mu pomóc.

Doris przechodziła między namiotami. Indianie jeszcze spali w swoich "domach", więc nikt nie widział jej przybycia spoza obozowiska. Cicho weszła do tipi Wysokiego Wilka. To on miał różnego rodzaju bronie. Również przechowywał kilka łuków. Chwyciła jeden z nich, ten zrobiony z białego drewna i czarnej rękojeści. Trzymając prymitywne narzędzie obserwowała je. Od czasu do czasu testowo ciągnęła cięciwę. Poczuła nagłą falę dreszczy. Kątem oka spojrzała na Wysokiego Wilka. Ten nie spał. Patrzył na jej zachowanie.
- Moja przyszła skło ma brutalne zapędy? - spytał niego kpiącym głosem.
Doris miała ogromne chęci, by zapędzić wojownika do grobu.
- Wytrzymaj to babo - myślała już zdenerwowana blondynka - nie zabij go gołymi pięściami.
Do tipi przybył niski Indianin z drewnianą maską na twarzy.
- Mogę zmienić jej opatrunki? - skierował pytanie do Wilka.
- Oczywiście, rany muszą przed ceremonią - syn wodza opuścił namiot.
Zabrał ze sobą włócznię. Wyruszył na poranne patrolowanie pustkowia.

Szaman wrócił z ziołami i nowym opatrunkiem. Doris starała się poddać zabiegom. Również nie chciała zbyt długo leczyć rany postrzałowej. Ten czerwonoskóry mógł przyspieszyć ten proces. Chwilę później do tipi wpadły dwie kobiety niosące igły, nici i kilka materiałów.
- Coś się stało? - Doris uniosła brwi.
- Wrócę po obiedzie - oznajmił Szaman wychodząc z namiotu.
Indianki przy tuszy zaczęły... Mierzyły ciało młodej dziewczyny. Później sprawdzały, które wzory sukni byłyby najlepsze dla przyszłej panny młodej.
- Ile wam zajmie szycie tego stroju?
- Do obiadu - odpowiedziała wyższa kobieta.
Czasem jednej z nich niechcący zdarzało się ukłuć blondynkę.
- Zaraz będę dziurawa jak sito - wymamrotała pod nosem.
Zignorowano uwagę.

Po kilku godzinach nieruchomego stania miała dość. Usiadła, by dać nogom odpocząć. Ta przerwa przeciągnęła się do pory obiadowej.
Do tipi wbiegł radosny wojownik.
- Wysoki Wilk przygotował dla swojej złośnicy posiłek - orzekł.
- No nie - pomyślała Doris - mój trening z łukiem pójdzie się jebać.
Smith grzecznie wyszła na zewnątrz zastając obok namiotu palenisko z kociołkiem. Ciecz wypełniająca naczynie pachniała nawet smacznie.
Indianin nalał najpewniej gęstą zupę do ceramicznej miski.
Doris przyjęła od niego posiłek. Najpierw powąchała zielonkawe danie. Nie było takie paskudne w zapachu. Już przechylała naczynie.
- Co to jest? - spytała Wysokiego Wilka.
- Gulasz z dzika i termitów?
Doris szerzej otworzyła oczy odczuwając falę obrzydzenia.
- Wiesz co, muszę jednak przejść na dietę - wykasłała odkładając niecodzienny gulasz.
Wróciła do tipi z pustym brzuchem.
Spędzony czas w domu Wysokiego Wilka przedłużył się do nocy. Przez drugą połowę dnia wojownik za bardzo ją pilnował. Dopiero o późnej porze poszedł spać. Doris patrzyła na niego jakiś czas. Nie chciała spać z nim pod jednym kocem. Znała go raptem kilka dni i raczej nie skradł jej serca. Dziewczyna cicho westchnęła chwytając łuk i wąski koszyk ze strzałami. Planowała potrenować kosztem snu. Będzie mogła się wyspać, gdy Wysoki Wilk pójdzie na poranne polowanie. Również ten pomysł nie mogła zrealizować. Wychodząc z tipi wpadła na kogoś.
Ten człowiek momentalnie położył dłonie na jej ramionach.
- Muszę z tobą porozmawiać - wyszeptał Lucky Luke.
- Idź stąd! - cicho warknęła Doris - zaraz ktoś cię zobaczy!
- W takim razie dokończymy poza plemieniem - zdecydował Luke.

___________________________

Może jeszcze ktoś wyczuł, co się święci? 😂
Niespodzianka powoli dochodzi hahah.





Dziewczyna Lucky Luke'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz