Przerwana Wyprawa

151 13 0
                                    

Włosy opadały na moje oczy, nieco zasłaniając moje pole widzenia. Moja uwaga cały czas była skupiona na nieruchomych celach. Nimi były najzwyklejsze puszki, które stały na gałęziach drzew. Czasami te poruszały się na wietrze, więc miewałam kolejne utrudnienia. Padły kolejne strzały, ale tylko kilka pocisków strąciło pięć metalowych opakowań z dziesięciu.
- Wczoraj nie miałam problemów, by trafić w mały przedmiot - wspomniałam o łańcuchu, który trafiłam ze znacznej odległości.
Przy czym byłam w ruchu jako woźnica. Również w głowie miałam wbite zadanie, by dopaść rabusiów. Nic innego nie było ważniejsze.
- Miałaś zwyczajne szczęście, masz trudności z utrzymaniem maksymalnej uwagi na celu - zwrócił uwagę Lucky Luke - popracuj nad tym.
Później przyłożył dłoń do moich pleców, by je zmusić do wyprostowania.
- Poza tym jesteś zbyt spięta, wyluzuj.
- Ponieważ... Ostatnio jakoś tak mam - uznałam pewien fakt.
Być może boję się wyjść na słabszą przy tym gościu. Pomyślałby, że samotnie przetrwałam na Dzikim Zachodzie wyłącznie dzięki szczęściu.
- Nie zwracaj na mnie uwagi Doris, nie chcę cię wyśmiać - uśmiech nie schodził z jego twarzy.

- No dobrze, zrobię jeszcze dwa podejścia i mogę przejść na łucznictwo?
- Mógłbym w nie wprowadzić - zaskoczył mnie odpowiedzią - znam podstawy tej dziedziny.
- Czy jest jakaś sztuka, której nie poznałeś? - uniosłam brwi - walka szablą?
- Praktykowałem ją w kawalerii.
Poczułam ogrom zazdrości, iż pracował dla wojska. Zapisał się na kartach historii czymś bohaterskim? Jak Lucky Luke wyglądał w mundurze? Co na to jego rodzice, byli z niego dumni? Dlaczego nie wrócił do domu po latach służby? Może zabił dużo ludzi na wojnie i miał wyrzuty sumienia? Mnóstwo pytań zagościło w moim umyśle, które dotyczyły przeszłości amerykańskiego bohatera. Dlaczego nigdy mi nie zdradził kawałka swojej historii? Jednocześnie nie chciałam go zasypać pytaniami, by ewentualnie nie wyjść na natrętną. Na dodatek mógłby nie mieć chęci na rozmowę o przeszłości.
Poczułam na ramionach dłonie. Dotyk ten rozproszył moje myśli skupione na dziejach najlepszego rewolwerowca na Dzikim Zachodzie. Uwagę przeniosłam na tu i teraz.
- W takim razie, co powinnam wiedzieć na samym początku?
Lucky Luke przez chwilę milczał. Ciemnymi oczami wtapiał się we mnie, jakby chciał odczytać moje obecne myśli. Nad czym mógłby się zastanawiać ten niezwykły mężczyzna?
- Doris... - zaczynał tłumaczyć podstawy łucznictwa.
Wpierw zwrócił uwagę, bym na samym początku strzelała z równego terenu dopóki nie nabiorę nieco więcej umiejętności. Do końca kowboj przypominał mi o odpowiedniej postawie ciała, która wpływała na celność. To drugie wychodziło... Mimo ćwiczeń do wieczora, tragicznie sobie radziłam. Strzały mijały cele ( nadal puszki ). Jedna, jedyna, ostatnia grota ledwo musnęła obiekt. Może za drugim podejściem narastające ciemności nie będą przeszkodą. Mocniej zacisnęłam dłoń na rękojeści łuku. Miałam ogromną chęć, by ten połamać i rzucić do pobliskiej rzeki. Cóż... Moje pierwsze kroki z tą bronią były dość żałosne.
- Wyluzuj Doris, traktujesz trening zbyt poważnie.
- On jest ważny - posłałam lekki uśmiech, ale nadal wewnętrznie wściekła - może uratuje życie...?
Posiadacz czarnych, gęstych włosów głośno westchnął słysząc głośne gdybanie. Położył dłoń na moim ramieniu.
- Wróćmy jutro do tego miejsca - zaproponował - oboje musimy się wyspać.
- Zos... - momentalnie odpuściłam upartość na inną okazję - no dobrze, trzeba odpocząć.
Młody mężczyzna chwilę na mnie popatrzył z lekkim uśmiechem na twarzy. Później odszedł w kierunku koni, które pasły się wzdłuż rzeki.
Przed powrotem do Psa, musiałam pozbierać strzały. Przez kilka minut wędrowałam pośród drzew. Cienkie, ostro zakończone przedmioty odkładałam w jedno miejsce, pod rozłożystym dębem. Nieco pochylona poczułam na sobie czyiś wzrok. Na moich plecach przemknęła fala dreszczy, która ewidentnie przed czymś ostrzegała. Intuicyjnie przeniosłam wzrok na jedną z najwyżej położonych gałęzi. Wśród narastającej ciemności czaiła się ludzka sylwetka. Mężczyzna odziany w czerń. Ten sam, którego kilka dni temu miałam okazję zobaczyć z okna wagonu. Para widocznych, brązowych oczu obserwowała mnie.
- Kim jesteś? - lekko zmarszczyłam brwi - czego chcesz?
Odruchowo oparłam dłonie o rewolwery, które miałam na pasie.
Kolejnym szczegółem, interesującym u tej postaci była para długich ostrzy na plecach. Te miały jednak inny wygląd niż u szabli amerykańskich żołnierzy. Groźnie błyszczały w świetle zachodzącego słońca.
Na chwilę przeniosłam uwagę na Lucky Luke'a, którego ostrogi brzęczały w cichym lesie. Szedł jednocześnie prowadząc dwa konie.
Cicho, bez zbędnego słowa wskazałam w kierunku nieznanego obserwatora.
Kowboj najpierw spojrzał w koronę dębu, a później na mnie.
- Niczego tam nie ma - wzruszył ramionami mężczyzna - uciekł zaskakująco szybko.
Czyli musiał teraz widzieć tamtego gościa! Dlaczego nie wyraził ani odrobiny strachu lub złości?
- Pozwoliłeś mu zwiać?
- Nie naraził cię na niebezpieczeństwo Doris - odpowiedział Luke - inaczej zleciałby na ziemię.
- On był dość tajemniczy - oparłam ręce o biodra - chciałabym następnym razem zadać mu parę pytań.
- Jeszcze przed chwilą wyglądałaś na przerażoną.
- Weź... Nie może być tak zły jak na przykład Storm - wzruszyłam ramionami.

Dziewczyna Lucky Luke'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz