Podchody Rogera Thompsona

350 22 8
                                    

W pokoju jakiś czas trwała doskonała cisza.
Doris słyszała własne serce, które łomotało ( prawdopodobnie strach ).
Drugim niezbyt głośnym źródłem hałasu był nóż, którym Lucky Luke strugał figurkę w kawałku drewna.
- Mój daleki wujek jest kryminalistą - powiedziała ze smutkiem na twarzy.
Luke na moment przerwał zajęcie, by zerknąć na blondynkę.
- Chcesz mi wytłumaczyć, że to on ostatnio okradł bank?
Poczuł drobny żal. Rodziny się nie wybiera...
- T-tak - mruknęła Smith.
Lekko przygarbiona patrzyła na swoje buty.
- Tylko coś mi w tym nie pasuje - westchnął czarnowłosy.
- Hm? - dziewczyna lekko podskoczyła.
Czy kłamstwa były mało wiarygodne?
- W tym samym czasie ty przebywałaś w pobliżu miasteczka - Luke wrócił do strugania - skąd ten zbieg okoliczności?
- Uciekałam przed nim - w oczach Doris pojawiły się łzy - on za każdym razem mnie znajdywał.
- Przemoc w rodzinie - pomyślał Lucky Luke domyślając się przyczyn jej ucieczki.
Natomiast u Doris pojawiły się wyrzuty sumienia.
Przy notorycznym kłamaniu czuła się jakby kogoś zabiła.
A w przeszłości faktycznie zabiła ludzi.
Przekleństwo.
Z jej niebieskich oczu ciekły łzy.
Kropelki kaskadami opadały na jej dłonie i kolana.
Grzywka zakryła oczy, które zrobiły się nieco czerwone.
Widok płaczącej Doris powodował u kowboja dziwne uczucie w sercu.
Lekkie kłucie nie dawało mu spokoju.
Wstał i podszedł do blondynki.
- Nie chcesz go znaleźć i wsadzić do więzienia? - zadał jej pytanie.
- Sama miałabym to zrobić? - dziewczyna pokręciła głową "nie" - on jest sadystą.
Na twarzy młodego mężczyzny pojawiły się delikatne rumieńce.
- Moglibyśmy dorwać go razem - zaproponował.
Tym razem przeraził Doris. Czy on chce jej zaproponować...?
- Ale mój wuj może być wszędzie... Nie wiem, gdzie on aktualnie przebywa!
- Tymczasowe poszukiwania tego przestępcy nie powinny być problemem - Luke wzruszył ramionami.
Nieraz musiał samotnie szukać przestępców tygodniami.
Doris zrozumiała, że może utknąć przy boku najlepszego pogromcy przestępców na Dzikim Zachodzie.
Sama dość często w przebraniu mężczyzny okradała banki.
Nie mogła się zgodzić na tak niewygodny układ.
Tym bardziej, że wujek nieistnieje. Również zawsze podróżowała po Kolorado SAMA.
Wytarła z policzków łzy.
- Nie nie. Nie mogę się zgodzić na szukanie tego człowieka! - zmarszczyła brwi.
- Za sianie terroru może wylądować w więzieniu na kilkanaście lat - zapewniał ją kowboj.
Doris koniecznie szukała dobrego argumentu przeciwnego wspólnej wyprawie.
No i taki się pojawił.
- Lepiej martw się o swój status "samotnego kowboja" - wstała niebieskooka - nie potrzebuję twojej pomocy.
Otworzyła drzwi. Przy nich stał Roger.
- Płakałaś? - zauważył jej opuchnięte oczy.
- Nie.
- Z jego winy? - wskazał na Lucky Luke'a.
- Nie.
- Jesteś pewna?
- Jesteś denerwującym kretynem - powiedziała prosto z mostu - pilnuj swojego nosa.
Thompson zorientował się, że próbny podryw na dziewczynie nie zadziałał.
Zależało mu na spadku, a bez żony mógł o tym zapomnieć.
Może powinien zrobić kolejne podchody w inny sposób.
Chciałby jeszcze raz odezwać się do Doris, ale ta pośpiesznie zeszła po schodach do jadalni.
Lucky Luke starał się uszanować decyzję nierozważnej dziewczyny.
Na nią czyha bandyta, a ona nie uznaje żadnej pomocy.
Luke jeszcze raz spróbuje z nią porozmawiać.
Jeżeli ona znowu odmówi... Trudno.
Kowboj zostawi ją z jej problemami.
W związku z tymi myślami miał poważny wyraz twarzy.
Kiedy Doris wróciła do jadalni zastała ranczera i jego również starą żonę.
Kobieta przy tuszy zobaczyła drobną Smith.
- Czy to ciebie nasz Roger uratował z rąk Daltonów? - Pani Thompson wręcz odskoczyła od stołu.
- Nieee? - dziewczyna uniosła jedną brew.
Skąd to pytanie? Jakieś kompletne bzdury!
- Ależ oczywiście - wspomniany szatyn położył dłoń na jej ramieniu - wyniosłem swoją księżniczkę.
- Boże - wymamrotała blondynka - w co się wpakowałam...
Dłonią zakryła oczy. Oby tygodniowy spęd bydła szybko przeminął.
Widok ten spowodował u Lucky Luke'a lekki dyskomfort.
To nieznane dla siebie uczucie potrafił ukryć pod niewzruszoną twarzą.
Usiadł przy stole i zajął się pierwszym, lepszym mięsem.
Doris usiadła po drugiej stronie na swoim miejscu.
A obok niej... Syn ranczera.
Fakt ten dziewczyna zignorowała i bawiła się czystym widelcem. Cicho stukała nim o blat stołu.
- Chciałbym jeszcze porozmawiać o spędzie bydła - odezwał się stary Thompson.
- Już już - Doris przerwała zajęcie i zamieniła się w słuch.
Pani Thompson z szerokim uśmiechem na twarzy poszła do kuchni.
- Czy tylko wasza trójka chce się zabrać do tej roboty? - Lucky Luke odezwał się do towarzyszy.
- Aż trójka - Roger położył swoją dłoń na otwartej dłoni Doris - ona zaoferowała nam swoją pomoc.
Stary Thompson obserwował swojego syna. Był z niego dumny, że wreszcie on chciał sam z siebie zbliżać się do tej piękności.
Luke na sekundę spojrzał na nią i szatyna.
Szybko odwrócił wzrok.
Doris wolną pięścią uderzyła dłoń Rogera.
Ten z lekkim krzykiem zabrał ją.
- Przyjęłam robotę, bo kończą mi się pieniądze - powiedziała z powagą na twarzy.
Tak naprawdę Lucky Luke też musiał znaleźć pracę z powodu kończących się pieniędzy.
- Panowie - odezwał się kowboj - z kruchą dziewuszką może wam być ciężko.
- Nie jestem krucha! - oburzyła się dziewczyna - moja rodzina miała ranczo.
- Mogę wam pomóc?
Starszy Pan nie mógł uwierzyć, że najsłynniejszy rewolwerowiec chciał się zatrudnić na jego farmie.
- Oczywiście! Dostaniesz również wynagrodzenie! - siwy Thompson wstał, by uścisnąć dłoń kowboja.
- Ale ojcze mieliśmy przyjąć do pracy tylko Doris - przypomniał zielonooki.
Ta uwaga zdenerwowała staruszka.
Jak można nie przyjąć tak zaszczytnej pomocy od samego Lucky Luke'a!
- Nalej whisky do jej szklanki! Jak dbasz o gości?!
- Nie nie nie - Doris nerwowo machała dłońmi, ale było za późno.
Szklane naczynie drugi raz było pełne bursztynowego picia.
- W takim razie z samego rana będę musiał odstawić Daltonów do więzienia - westchnął Lucky Luke.
- Dla ciebie możemy przełożyć spęd na pojutrze - uśmiechnął się lekko właściciel rancza.
Smith sączyła whisky słuchając ich dalszą rozmowę.
Była zmartwiona, że przez obecność stróża prawa nie będzie mogła okraść dwóch banków.
Przynajmniej widziała, że nie będzie go jutro do wieczora.
To szansa, by odzyskać zakopany łup z okolic Daisy Town.
- Jak tam życie na Dzikim Zachodzie?
Smith od niechcenia spojrzała na szatyna.
Wypiła ostatni łyk whisky.
- Dopiero od roku je zaczęłam - niechcący się do niego uśmiechnęła.
Thompson uznał, że ona ma piękny uśmiech.
Jej nieco różowe usta zachęcały same sobą do złożenia pocałunku. A niebieskie oczy przypominały niebo.
- A zobaczyłaś coś najciekawszego?
Szatyn znowu nalał nalał jej whisky.
Doris już nie protestowała, ponieważ trunek powoli zabijał u niej czujność i poczucie ogólnej równowagi.
- Nie - odetchnęła Smith - chciałabym zobaczyć wszystkie najsłynniejsze wybrzeża.
- Więc lubisz plaże?
- Och tak, bardzo! Mogę na nich leżeć i opalać swoje ciało.
- Zazdroszczę innym plażowiczom, którzy cię widzieli - Roger przestał panować nad swoim językiem.
Wypił już piątą szklankę whisky...
- Po co? Unikam tłumy na plażach.
Doris patrzyła się na czerwoną ścianę.
Obiekt lekko rozmazywał się pod wpływem zmęczenia i alkoholu.
Zazwyczaj nie piła niczego z tym składnikiem. Musiała utrzymywać trzeźwość, przy okradaniu banków.
Nie zauważyła, że Roger przybliżył się do jej osoby.
- W takim razie piasek, na którym leżałaś...
Nagle Doris uznała, że powinna pójść spać.
Opróżniła szklankę z whisky i gwałtownie wstała.
Roger poleciał na krzesło, na którym siedziała.
Zbyt mocno pochylony z wiadomego powodu stracił równowagę.
- Idę do stajni - powiadomiła towarzyszy.
- Po co? - zaskoczyła gospodarza willi.
- Spać - Doris zakryła usta przy ziewaniu.
- Absolutnie! Moja syno... Gość nie będzie spał na słomie! - nie wyraził zgody.
- Bez przesady - uśmiechnęła się Doris - jestem tylko prostą kow...
- Roger zaprowadź ją do wolnej sypialni - staruszek wydał polecenie.
- Wydaje się że on jest niedysponowany - na twarzy Lucky Luke'a pojawił się niewyraźny uśmiech. To nie tak, że reakcja była złośliwa.
- W takim razie dobranoc - Doris pożegnała wszystkich.
Ostrożnie stawiając każdy krok poszła spać z Colą.
Wcześniej w stajni umyła sobie sporą, metalową miednicę.
Do niej nalała zimnej wody ze studni.
Mimo lekkiego otumanienia po trzech szklankach whisky chciała zadbać o higienę.
Większość kowbojów raczej nie dbała o mycie swoich spoconych, śmierdzących ciał.
Oczywiście Lucky Luke i Doris byli wyjątkiem.
Blondynka pościeliła róg boksu sporą warstwą słomy.
Przyzwyczajona do tej gryzącej "pościeli" położyła się na niej.
Przykryta kocem powiedziała do Coli:
- Dobranoc.
Klacz położyła się obok właścicielki.
Doris szybko zasnęła z myślą, że musi odkopać schowane pieniądze.


___________________

Nie no. Znowu rozdział bez mordobicia heh. XD
Następny będzie bardziej żwawy.
Tutaj było zbyt uczuciowo itp. OwO

Dziewczyna Lucky Luke'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz