Obrączka

219 18 2
                                    


Niebieskie oczy obserwowały widocznych fragment miasteczka. Stała przy oknie pokoju hotelowego. Myślała nad kolejnymi planami na najbliższe dni. Już była uwolniona od ciemiężcy Wysokiego Wilka. Mogła zrobić, co tylko chciała. Acz skuteczna, jedyna pomoc skończyła się jednocześnie czymś innym... Palcami bawiła się lśniącą obrączką. Obracała ją między palcami.
Czując na opuszkach metalową strukturę patrzyła na tutejszego szeryfa. Wysoki, starszy mężczyzna o siwych włosach szedł do swojego biura. Pewnie nie miał więźniów, których należałoby pilnować.
- Co mam zrobić ze swoim statusem? - pomyślała Doris.
Również nie wiedziała, co planował z tym uczynić Luke. Przecież niemal całe życie pilnował, by pozostać samotnym kowbojem. To raczej się wiązało z życiem bez partnerki...
Co na to amerykańskie społeczeństwo, szanujące dzielnego bohatera?
Doris odeszła od okna i usiadła na brzegu łóżka. Zerknęła na sukienkę.
- Potrzebuję nowych, zwykłych ubrań - wyszeptała do siebie.
Nie chciała tego robić na cudzy koszt. Niestety jej pieniądze zostały w sakwie siodła. Końska uprząż pozostała w Funky Town. Ile zajęłaby podróż do tego miasteczka? Dzień? Dwa? Mogłaby to potraktować jako pretekst do krótkiej rozłąki od pewnego, wścibskiego Szczęściarza.
Napłynęła odrobina dyskomfortu. Co jeśli wróciłby Storm do tamtego, nieszczęsnego Funky Town?

Podczas kąpieli przemyślała swój szybki wyjazd do owej miejscowości. Poza tym chciała skrycie pozbyć się pierścienia, a to już jakiś krok do przerwania stworzonego związku.
Wprawdzie symboliczny.
- Pewnie nie ma dla niego większego znaczenia - próbowała odgadnąć poglądy Luke'a w tej sprawie.
Myślała, że nie byli jeszcze na takim etapie znajomości...
Wstała z zimnej już wody i sięgnęła po ręcznik. Najpierw wytarła mokre ramiona, by spięte włosy mogły na nie opaść. Doris kilka minut później bardzo niechętnie założyła suknię otrzymaną od Brutalnych Wilków. Wolałaby jakieś spodnie i wygodną koszulę. Blondynka niebawem skończyła poranną higienę. Ostatni raz rozejrzała się po dość obszernym pomieszczeniu. Przed wyjściem postanowiła jeszcze odrobinę odciążyć gospodarza tego przybytku. Porządnie posprzątała pokój. Teraz mogła wyjść. Na korytarzu panowała grobowa cisza. No cóż. Doris wstała i naszykowała się wczesnym rankiem. Robiąc to dość cicho miała nadzieję, że nikogo nie obudziła. Przeniosła wzrok na pokój na przeciwko. Lucky Luke najpewniej spał. Nie lubił wstawać o tej porze. Niebieskooka wzruszyła ramionami i bezszelestnie powędrowała do drewnianych schodów. Gdy tylko stopą dotknęła pierwszy stopień, oparła dłoń o gładką, kanciastą poręcz. Palcami lekko stukała o twardą strukturę i schodziła na parter. Została poprowadzona bezpośrednio do saloonu.

Przy barze stał blondyn, młody właściciel tego budynku. Miał osiemnaście lat i spokojnie żył z dala od wkurzających, bogatych rodziców. Wtem zobaczył istną anielicę, która przechodziła między stołami. Szła w jego kierunku.
Coś musiało zaprzątać jej myśli. Poważna twarz drobnej, młodej kobiety była urocza. Gęste rzęsy w połowie zakrywały oczy. Na twarz opadała za długa już blond grzywka. Reszta włosów spływała kaskadami na ramiona sukienki. Indiańska moda nawet pasowała do jej urody.
- Dzień dobry, m-mógłbym Panience pomóc? - napłynęła odwaga, by coś powiedzieć.
Doris spojrzała na chłopaka o ciemnych oczach. Może on miał tą rzecz, której szukała?
Oparła dłonie na blacie chcąc wypatrzeć parę rzeczy.
- Ach, hej - odpowiedziała nadal bez radosnych emocji - mogłabym pożyczyć kawałek papieru i coś do pisania?
Blondyn wyjął z szuflady cały zeszyt i kilka piór wiecznych. Na twarzy Doris zagościł lekki uśmiech. Tak naprawdę w myślach śmiała się z zaskakująco dużej dobroci gospodarza.
- Dziękuję... - lekko uniosła brwi - po jednym wystarczy.
- Na pewno Panienka nie chce czegoś do jedzenia lub picia?
Osiemnastolatek chwycił pióro, by jej bezpośrednio dać do ręki. Ona go ubiegła podnosząc lewą dłoń. Spod długiego rękawa niechcący odsłoniła złotą obrączkę. Dla młodzieńca ta rzecz dała wyraźne ostrzeżenie: ona już została przez kogoś zajęta.
- Ktoś jest szczęśliwcem - pomyślał.
- Jesteś bardzo milutki - drażniła go Doris - póki co niczego innego nie chcę, okej?
Wzięła od niego te dwie rzeczy i oddaliła na drugi koniec blatu.

Nie chciała odjechać bez słowa. Napisała kilka uspokajających zdań, że chce pojechać do Funky Town po swoje siodło. Po skończeniu tej krótkiej czynności złożyła kartkę na pół. Zapominając nawet śmieszną sytuację z blondynem wróciła do schodów. Stopnie delikatnie pod nią trzeszczały. Luke najpewniej dalej spał po wczorajszej, długiej podróży.
Doris wróciła pod drzwi jego pokoju. Może powie mu wprost? "Hej wścibski kowboju. Jadę do odległego miasteczka bez twojego towarzystwa...".
- Zbyt chamski tekst - pomyślała kierując dłoń ku klamce.
Nerwowo podkręciła głową i zaniechała tego działania. Położyła kartkę na podłodze, a potem odwróciła się do schodów. Zrobiła tylko dwa kroki naprzód, a już usłyszała za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Odruchowo spojrzała w tamtym kierunku. Na jej policzkach zagościły nawet wyraźne rumieńce. Patrzyła na Lucky Luke'a czytającego jej nieszczęsną wiadomość. Musiał przed chwilą wstać ponieważ miał gołą klatkę piersiową i trochę większy nieład na głowie niż zazwyczaj. Później przeniósł wzrok na nią.
- Nie mogłaś mi bezpośrednio zdradzić swoich planów? - spytał z pojawiającym się lekkim uśmiechem.
- Przekazałam je w ten sposób - Doris wzruszyła ramionami - też jest dosadny, czytałeś je przede mną.
Rewolwerowca naszła nagła chęć, by ją trochę drażnić z samego rana.
Może przy okazji powiedziałaby, co ją trapi. Mogłaby z nim pogadać.
- Udzielę ci małego szkolenia - zapowiedział Luke - jakim sposobem zapowiedzieć kolejną podróż?
Zamknął drzwi, a później podszedł do Doris. Odwrócił ją w stronę wejścia do pokoju. Chwycił drobną dłoń blondynki, by z jej pomocą zapukać do drewnianych wrót. Później je otworzył z powrotem.
- Chłopie, znalazłeś sobie nowe hobby? - pomyślała Doris z nieco zmarszczonymi brwiami
- Mam do załatwienia pewne sprawy w odległym mieście - mówił Lucky Luke jakby ktoś faktycznie był w pokoju - mógłbyś mi pomóc?
Zabrała od niego dłoń.
- Dobrze! Nie jadę tam sama! -  poddała się Doris czując lekkie rozdrażnienie.
Szybkim krokiem odchodziła na dół słysząc za sobą cichy chichot.
Cóż. Mimo wszystko nie mogła się powstrzymać przed uśmiechem.

W saloonie było już nieco więcej gości. Głównie przebywali tutaj mężczyźni wraz z właścicielem tego miejsca. Chłopiec czasami chodził między stolikami podając klientom zamówienia. Drobna blondynka wróciła na parter i zajęła pierwsze, wolne miejsce pod oknem. Chwila rozmowy z pewnym towarzyszem poprawił jej humor i odgonił chęci do samotnej podróży. Oparła rękę na blacie stolika, a później drugą dłonią bawiąc się swoją grzywką.
- Kłania się fryzjer... - cicho westchnęła - a może niech urośnie?
Czuła na sobie czyiś wzrok, ale ignorowała tą osobę. Miała świadomość, iż ktoś chciał ją lepiej poznać. Biedny osiemnastolatek mógł tylko na nią patrzeć bojąc się ewentualnego partnera nieznajomej. Dość nerwowo, ale z ostrożnością wycierał świeżo umyte kieliszki.
Nieco zmarszczył brwi i skupił swój wzrok na pracy. Tak. Miał do wykonania dużo obowiązków.
- Prosiłbym o dwie lemoniady - usłyszał męski głos.
Młody blondyn spojrzał na wysokiego kowboja w białym kapeluszu.
Barman cicho spełnił prośbę przybyłego klienta. Po kilkunastu sekundach podał dwie szklanki wypełnione wodą z cytryną.
- Proszę - powiedział młodzieniec znowu patrząc w kierunku okna.
Jego myśli znowu odleciały. Lucky Luke przeniósł wzrok w to samo miejsce. Oczywiście zobaczył siedzącą tam Doris. Komuś jeszcze musiała zagościć w umyśle.
Czarnowłosy bez zbędnych komentarzy zapłacił za zamówienie i zabrał napoje.
Poszedł do obiektu westchnień tamtego chłopca.
- Normalna rzecz - pomyślał kowboj - naprawdę naturalna reakcja.
Acz troszkę go irytowała. Tak trochę. Próbował to odczucie oszukać.

Doris nieco podskoczyła widząc przed sobą nagle stawianą lemoniadę. Nawet nie zauważyła przybycia kowboja. Zaskoczona spojrzała na mężczyznę.
- Emm, dziękuję - powiedziała tylko to jedno słowo.
- Wyjeżdżamy po śniadaniu - padła decyzja ze strony Luke'a.
Zajął krzesło naprzeciwko niej.
- Ej ej, ja miałam być organizatorem wycieczki... - blondynka wzięła chłodny łyk picia - proponuję po jedzeniu poranną sjestę.
- Więc powiedz o samotnej podróży - wytknął jej liścik - chciałaś jechać sama, co jest idiotyzmem.
- A-ale miałam szczere chęci wrócić tutaj - lekko uśmiechnęła się blondynka - za dzień lub dwa.
- Nigdzie nie wyruszysz bez broni - Lucky Luke wybijał z jej głowy nieodpowiedzialny pomysł.
- Mówisz o sobie "broń", huh? - pomyślała młoda kobieta.

______________________

Rozdział był bardziej do chillowania.  😅💨

Dziewczyna Lucky Luke'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz