Nadchodzący Związek?

215 19 7
                                    

No to ten. To miała być ta niespodzianka 😅

___________

Doris niepewnie patrzyła w jego ciemne oczy. Nie wiedziała czemu zaprowadził ją na pustkowie. Poza nimi nie było nikogo. Lucky Luke przez krótszy czas nie wiedział jak rozpocząć tak ważną rozmowę. Miał pewną propozycję, która mogłaby uratować dziewczynie życie bez wszczynania wojny z Indianami.
Powinien powiedzieć wprost, czy okrężnym sposobem?
Przeniósł wzrok na drobną osobę stojącą przed nim. Od początku znajomości czuł, że ta młoda kobieta była jakaś inna. Od pierwszego spotkania go intrygowała. Więc jeśli, to ona... Był w stanie lepiej znieść pewne sprawy.
- Coś chciałeś mi przekazać...? - Doris lekko skierowała głowę ku niebu.
Panowała noc na pustyni.  Towarzyszyły im jedynie liczne gwiazdy. Nawet nie widziała do tej pory Jolly Jumpera.
Lucky Luke chwycił jej chłodne dłonie ponownie nakłaniając dziewczynę do kontaktu wzrokowego.
- Mój plan będzie zależał od twojej podjętej decyzji - uprzedzał - pamiętaj, że nie chcę cię do czegokolwiek zmuszać.
Na jego policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Lecz nie chciał zniszczyć jedynej okazji, gdy byli kompletnie sami.
- Cokolwiek wymyśliłeś będzie dobre - westchnęła Doris - o ile pomysł uwolni mnie od Wysokiego Wilka.
Kowboj zdjął swój charakterystyczny, biały kapelusz Caballero
- Mogłabyś wyjść za mąż i go ubiec - powiedział bardzo poważny Lucky Luke.
Serce dziewczyny podskoczyło. Ale jej rozum nie mógł w to uwierzyć. Znalazł kogoś spoza plemienia Brutalnych Wilków. Nie. Raczej nie było to możliwe. Wzrokiem rozejrzała się po okolicy pustkowia. Naprawdę byli sami. Chciała udawać "głupka", a mimo wszystko wiedziała kogo mogłaby poślubić. 
- Faktycznie znalazłeś księcia na białym koniu? - nieco nerwowo zachichotała. Acz na twarzy Luke'a nie zagościł uśmiech, nie prychnął cichy śmiechem. Czyżby...? 
- Doris, by uratować swoje cenne życie - tym razem Luke postanowił zadać to pytanie prosto z mostu - byłabyś gotowa mnie poślubić?
Blondynka zamknęła usta. Czy dobrze go słyszała? Zabrała od niego swoje dłonie. Pewnie niejedna dziewczyna powiedziałaby najlepszemu bohaterowi Ameryki Północnej: "tak!". Lucky Luke najpewniej był obiektem westchnień wielu pań. A on chciał...? Czy w ogóle to chciał?
- Co z twoim statusem "Samotnego Kowboja"? - Doris lekko zmarszczyła brwi - latami to budowałeś.
- Jak chcesz można wszystko ukrywać - oznajmił wysoki mężczyzna - poza tym istnieje rozwód, prawda?
- Na pewno chciałbyś...? - młoda kobieta przechyliła lekko głowę - ... ze mną?
Delikatny, zimny wiatr lekko muskał po plecach. Długie, jasne włosy przykryły połowę jej twarzy. Wyglądała na dość zmartwioną. Luke odgarnął naturalną, blond kurtynę. Chciał mieć widok na kolejną reakcję towarzyszki. Przeszedł do szczerości...
- Jeśli mogę ciebie uratować w ten sposób - pochylił się lekko nad nią - to w porządku.
Doris widziała delikatny zarys rumieńców na jego policzkach. Zazwyczaj ten facet był wstydliwy. Zamknęła oczy myśląc, że śpi w tipi. Na bank musiał trwać dość dziwny sen. Może ten stan miał ujawnić uczucia jakie skrywała w głębi siebie? Co byłoby, gdyby się zgodziła?
- Dobrze Luke - wyszeptała, ale wystarczająco głośno - jeśli miałabym związać się z tobą... 
- W takim razie przygotowania pozostaw mi, dobrze Doris? 
Otworzyła oczy jednocześnie posyłając lekki uśmiech.
- Na pewno nie powinnam Wysokiego Wilka, no wiesz...? 
Najlepszy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie równie szybko całował jak strzelał. Szybciej niż jego własny cień. Skutecznie ją uciszył, by nie mogła wspominać o mordowaniu. Po chwili ową czynność przerwał.
- Nie ściągaj na siebie niebezpieczeństwa, proszę - odpowiedział cicho.
- Może... Może wytrzymam z nim jeszcze ten tydzień - westchnęła.

Po tej dłużej rozmowie Lucky Luke chciał ją odprowadzić do plemienia Brutalnych Wilków. 
Szli w kompletnej ciszy. Oboje mieli burze w umysłach. Jeden czuł palący gorąc w sobie po zaproponowaniu tego planu. Miał wrażenie, że dojrzał do współdzielenia swojej samotności z kimś innym. Patrzył jednocześnie na drobną sylwetkę towarzyszki. Dlaczego cały czas chciał być blisko niej? Czy to tak właśnie wygląda? Doris czuła na sobie jego wzrok z trudem go ignorując. Nadal miała przeczucie, że spała. Niemożlie iż mogłaby zainteresować tak intrygującego człowieka. Na pewno stawał się coraz śmielszy w swoich słowach. Miesiąc temu pewnie szybciej strzelił by sobie w głowę czy coś. Jakiś czas później do nich dołączył Jolly Jumper. Jak potulny psiak szedł za swoim jeźdźcem. Blondynka spojrzała na zwierzę. Miała wrażenie, że zauważyła łzy w kącikach oczu. Gdzie był do tej pory ten czworonóg? 

Po półgodzinnym spacerze wróciła do tipi Wysokiego Wilka. Wzięła inne koce i poduszkę. Położyła się na drugim końcu namiotu, by wojownik nie miał do niej zasięgu. Obok siebie zostawiła łuk i jedną strzałę, by ewentualnie zrobić mu dziurę w łapie. Myśli ponownie wróciły do Lucky Luke'a. Pomysł na cichy ślub chciała traktować jako wyłączny ratunek. A może to nadal tylko złudzenie? Odpoczynek przedłużał się do późnego ranka. Raczej nie mogła odpłynąć w prawdziwy stan snu.
Wysoki Wilk wstał chcąc przygotować się do polowania. Pochylił się nad swoją przyszłą żoną nieświadomy jej nocny przechadzek z Lucky Luke'iem.
Chciał ją pocałować.
Ta zmarszczyła brwi. Uderzyła jego szczękę łokciem.
- Aj! - warknęła pod nosem - nawet nie znasz mojego imienia, a chcesz mnie całować?!
- Przepraszam - Wysoki Wilk wzruszył ramionami, dość lekceważąco.
Posiadacz długich, czarnych włosów podniósł dzidę. Ten fakt wywołał u niebieskookiej pewien pomysł.
- Idziesz na łowy? - wskazała na broń.
- Teraz jesteś nagle miła?
- Nie, ale pójdę z tobą - wreszcie się uśmiechnęła.
- Dobrze - powiedział Wysoki Wilk - ale nie tak prędko.
Syn wodza opuścił tipi, by z kimś pogadać. 

Doris chciała zobaczyć z czym może się wiązać próba ucieczki. Wysoki Wilk zajęty polowaniem powinien mieć problemy z upolnowaniem jej.
Około piętnaście minut później mężczyzna wrócił z Szamanem.
Kobieta uniosła jedną brew. Niezbyt życzyła sobie obecności tego kurdupla. Czy chciała wykorzystywać życzliwą pomoc Lucky Luke'a?
Może uratuje go przed związkiem z nią? Spakowała mały zapas strzał i przerzuciła łuk na ramię.
- Czemu stary dziad z nami idzie?
- Rozprostować kości, to oczywiste - wzruszył Szaman.
- Albo chciałbyś mnie przypilnować, bym nie uciekła! - warknęła Doris.
- Powinnaś przewidzieć pewne konsekwencje - zachichotał niewysoki Indianin.
- Na przykład? - dziewczyna oparła jedną rękę na biodrze.
- Doświadczysz odpowiedniej kary w swoim czasie.
Czerwonoskórzy wyszli z namiotu, a za nimi drobna blondynka.
Wcześniej musieli naszykować trzy wierzchowce. Koń na wyłączność byłby świetnym sposobem na ucieczkę. Wysoki Wilk był uzbrojony w dzidę, a Szaman nic?
Ona przygotowała się w coś dystansowego... Przeniosła wzrok i całą uwagę na wierzchowca. Był to uroczy ogier o karym umaszczeniu z plamami na zadzie i niemal całym, białym łbie. Doris z lekkim uśmiechem gładziła zwierzę po chrapach, a później podrapała go za uszami. Niechcący trafiła na jego czuje miejsce. Koń uniósł górną wargę do góry i jednocześnie energicznie grzebał przednim kopytem w piachu.
- Ruszamy Mała Złośnico! - krzyknął Wysoki Wilk.
Cała trójka ruszyła ku północnym rejonom. Wojownik znał doskonałe miejscem na łowy, gdzie było znaczenie więcej zieleni.

Wilk kazał jej zostać na pograniczu łąki z lasem. Łowca chciał skorzystać z pomocy Szamana. Doris jako przedstawicielka słabej płci miała obserwować mężczyzn.
Siedziała na grzbiecie plamistego wierzchowca. Ale nie była zainteresowana widokiem nieznanych jej ludzi. Jednocześnie gładząc czarną sierść konia chciała chwilę poczekać. Indianie zdawali się być zajęci atakowaniem bizona. Duże zwierzę stawiało opór.
Blondynka uznała, że dany jej koń zwróciłby uwagę nawet zajętych walką osób. Zsiadła z ciepłego, miękkiego grzbietu. Na palcach, acz szybko przemknęła do lasu. Puszcza ta mogłaby sprawić problem dla jeźdźców pędzących galopem.
Całkiem niedaleko trzasnęła gałązka, a jakaś nieznana siła dość mocno pocierała o plecy kobiety. Ta odwróciła się do...
- Idź stąd - wyszeptała zdenerwowana w kierunku nowego wierzchowca - jesteś mi obcy, won.
Ogier znowu pocierał o nią swoim łbem. Wyraźnie czegoś się domagał.
Nagle kamienny naszyjnik zacisnął się wokół jej szyi. Przeszywający ból opanował te rejony. Ów ozdoba zachowywała się jakby chciała połamać kręgi szyjne, zgnieść krtań.
Doris nie oddalała się już od granic lasu. Chciała żyć, a jednak... To stanęło pod znakiem zapytania. Mimowolnie padła na kolana. By pozbyć się zabójczej "obroży" będzie musiała odsunąć jakichkolwiek plany na ucieczkę.
- Wiesz, że zginiesz następnym razem? - zabrzmiał głos nadchodzącego Szamana -  radzę, abyś była grzeczna.
Momentalnie jednym ruchem ręki poluzował naszyjnik, mimo kilku metrowych odległości.
- Luke musi się pospieszyć - pomyślała Doris - tylko on mnie uratuje.
Wysoki Wilk wyłonił się zza drzew. Momentalnie wrzucił blondynkę na grzbiet wierzchowca. Po przerwanym polowaniu wszyscy ruszyli ku plemieniu.

Dziewczyna Lucky Luke'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz