Lucy Liu

211 11 3
                                    

Przejazd do Funky Town minął bez większych zakłóceń. Podróżnicy nie natknęli się na Indian, bandytów ani inne przeciwności. Doris zmęczona podróżą z niecierpliwością patrzyła na niewielkie miasteczko. Ta jazda jeszcze bardziej ją wyczerpała niż powinna. Oparła ręce o szyję Psa ( ostateczne imię jej nowego wierzchowca ). Liczyła na palcach pewny, naturalny cykl nawiedzający ją każdego miesiąca. Te dni nie były dla niej specjalnie bolesne. Jakby organizm współpracował z ówczesnym, samotnym trybem życia.
Niebawem wraz Lukiem z wjechała do niewielkiej miejscowości.
Ludność zachowywała się dość normalnie, spokojnie. Mimo tragicznej śmierci szeryfa, oni chcieli prowadzić normalny tryb życia.
Obok owej pary co jakiś czas przejeżdżały bryczki i inni jeźdźcy.
Doris przeniosła wzrok na mijany budynek saloonu. Naprawiono większe szkody takie jak: wybite okno, złamany dach. Acz ślady kul nadal zdobiły ściany jak swoiste blizny.
- Codzienność na Dzikim Zachodzie - blondynka pomyślała o amerykańskiej rzeczywistości.
Zerknęła na wysokiego kowboja jadącego obok niej.
- Poprosiłem Lucy, by schowała twoje rzeczy - powiedział widząc pytający wzrok u niebieskookiej.
Dlatego Lucky Luke nie planował wpierw odstawić zwierząt do tutejszej stajni. Chciał przymierzyć siodło na hmpf... Psa. Tak dziwne imię dla wierzchowca wywoływało uśmiech na jego twarzy.
- A więc były bezpieczne - pomyślała Doris - na niektórych można liczyć.
Lekko zmarszczyła brwi odczuwając gwałtownie "wkraczający" ból brzucha. Nieznośny ucisk w okolicy podbrzusza skutecznie odbierał jej dobry humor.

Zatrzymano wierzchowce przed budynkiem miejscowej kliniki. Uwiązano je przy korycie z wodą.
Mogły wreszcie odpocząć po pokonaniu wielu kilometrów.
- Coś ci dolega Doris - mężczyzna nie musiał zgadywać.
- Nigdy nie miałam z tym dużych problemów... - odparła cicho.
Lucy widząc ich przed wejściem otworzyła drzwi.
Widząc Doris bezpieczną nie mogła się powstrzymać, by ją wyściskać. Często myślała o losie tej dziewczyny po starciu z porywaczami.
Mogła stracić cenne życie.
- Jak dobrze, że jesteś cała - westchnęła Liu.
- Miałam dużo szczęścia - sapnęła blondynka obolałym głosem.
Lekarka zaobserwowała narastającą bladość na twarzy. Kontrolnie przyłożyła dłoń do brzucha pacjentki.
Doris cicho syknęła jednocześnie lekko odpychając od siebie znajomą.
Później Lucy zerknęła na spódnicę sukni. Tak jak się spodziewała.
- Niestety morfina przybędzie dopiero jutro - westchnęła kobieta - Panno Smith pomogę uśmierzyć ból innymi sposobami.
- G-gdzie jest siodło? - wymamrotała Doris idąc do drzwi.
- Na strychu - odpowiedziała Lucy.
- Przyjechałam... do Funky Town odzyskać graty - wysapała wyraźnie otępiała z nadmiaru bodźców - później czeka podróż do Chicago.
Nigdy nie narzekała na długie podróże na grzbiecie wiernego konia.
Tym razem myśl o trzęsącym kłusie, dziurach na drodze, kołysaniu powodowała rozdrażnienie.
- Niestety nie wyruszymy w drogę, Doris - zdecydował kowboj.
- A twoje zadanie? - Doris uniosła brwi - a co ze schwytaniem Storma?
Silne skurcze mięśni w okolicy brzucha miały spowodować omdlenie, ale szybko otrzymała oparcie ze strony czarnowłosego.
- Powinniśmy wszystko przełożyć - odpowiedział młody mężczyzna.
Lucy Liu przez chwilę miała okazję zobaczyć pewien, mały szczegół...
Beżowy, długi rękaw na moment odkrył lewą dłoń. Na palcu błyszczała złota obrączka.
- Więc to tak... - pomyślała patrząc na parę ludzi -  Panno Doris.
Lekarka widywała tą uroczą blondynkę niemal cały czas w towarzystwie tego niesamowitego mężczyzny. Troszkę jej pozazdrościła, ale nie ją wybrał legendarny bohater Dzikiego Zachodu.
Gestem dłoni zaprosiła ich do gabinetu. Luke pomógł dziewczynie usiąść na łóżku medycznym.
Później zniknął na schodach.
- Może tutejszy pociąg mógłby ułatwić wam drogę - Lucy pomyślała na głos.
- Idź z tym pomysłem do Kierownika Wycieczki - wymamrotała blondynka.
- Do twojego męża, tak? - lekarka cicho wyszeptała.
Doris przewróciła oczami czując lekkie zakłopotanie. Jeszcze nie przywykła do myśli, że kogoś takiego miała od kilku dni.
- Pani Lucy, to zbyt skomplikowane - westchnęła młoda kobieta.
Ich rozmowę przerwał powracający stukot butów na drewnianych stopniach. Luke wrócił na parter niosąc siodło westernowe.
Po niecałej minucie wyszedł z gabinetu na zewnątrz. Chciał wyręczyć Doris w przymierzaniu osprzętu na jej zwierzaka.
- Przygotuję napar z rumianku - Lucy wstała z krzesła - powinien na parę godzin zmniejszyć uciążliwy ból.
- Dziękuję.
Po kilku minutach Luke wrócił do pomieszczenia. Współczująco spojrzał na cierpiącą towarzyszkę jego podróży. Miał do przekazania ważną informację.
- Niestety siodło spowodowałoby więcej szkód na grzbiecie twojego wierzchowca - powiedział.
- Widziałam zakład rymarski - przypomniała sobie Doris.
- Niestety właściciel ma tygodniowy urlop w górach - westchnęła Liu.
- Na pewno nie chcę tyle czekać na jego powrót - zaprotestowała niebieskooka.
- Przeczekamy twoje dolegliwości w tym miasteczku.
- Nie Luke, miałeś schwytać w Chicago przestępcę - uparła się Doris.
- Może zobacz rozkład na dworcu - zaproponowała Lucy Liu - twoja żona powinna odpocząć w pociągu, nie uważasz?
Doris groźnie spojrzała na kobietę. To nie był ten czas na tego typu tytułu
Luke również był zaskoczony. Uznał, że Pani Liu jest spostrzegawczą osobą.
Zakrył połowę twarzy kapeluszem i kierował się do wyjścia. Po chwili lekko trzasnął za sobą drzwiami.
- Musiałaś mi narobić wstydu - warknęła Doris - zaraz sam odjedzie!
- Powiedziałam prawdę, no nie? - zachichotała Lucy.
Doris spojrzała na narzędzia chirurgiczne widoczne za jedną z gablotek.
- Jako lekarz mogłabyś skalpelem usunąć przyczyny mojego bólu - marudziła młoda kobieta - to należy do twoich obowiązków.
- Póki co chirurgia nie jest tak zaawansowana, by usunąć jajniki bez uszczerbku pacjentek.
- Nie musiałaś rozwijać mojego "gdybania".
- Doris, pewne narządy mogą się tobie jeszcze przydać - rzekła Lucy.
- Hmm... Raczej nie planuję niańczenia dzieci - blondynka wymamrotała pod nosem.
"Gumowe ucho" lekarki przebywającej na drugim końcu gabinetu wychwyciło każde słowo. Ponownie zachichotała pod nosem. Przygotowała wcześniej zaplanowany napar, a po drodze do pacjentki wzięła dużo bawełnianych płatków.
- Dasz radę pójść do łazienki?
- Raczej tak - westchnęła Doris wstając z wygodnego mebla.
Wzięła od lekarki płatki i już chciała pójść do wcześniej wspomnianego pomieszczenia.
- Jak chcesz możesz się odświeżyć, ciepła woda również łagodzi bóle brzucha - zaleciła Lucy - ale nie przesadź z temperaturą.
Doris posłała słaby uśmiech. Może i ten lekarz zwiększał uczucie wstydu, ale... Nie musiała pomagać w tak dużym stopniu, a użyczyła nawet łazienkę. Wrócił Lucky Luke niosący ze sobą nowe ubrania dla swojej ( wreszcie trzeba to napisać ) partnerki, gdy ta pilnie ich potrzebowała. Jej nie zastał tym razem w gabinecie. Wyraźnie wzrokiem jej szukał i chciał przejść na piętro.
- Ja jej zaniosę te rzeczy - ubiegła go Lucy - nie musisz jej tak bardzo pomagać, samotne kobiety zwykle radzą sobie same w takich sytuacjach.
Specjalnie gadała w jego kierunku dość "dziwne" rzeczy, by zobaczyć jego nową naturę. Naprawdę był w kimś zakochany po uszy? 
Luke lekko pokręcił głową widząc jej nieco inne zachowanie niż zazwyczaj. 
Już chciał coś powiedzieć na ten temat, ale wolał milczeć.
Z powrotem odzyskał nowe ubrania i poszedł na górę. Zatrzymał, by powiesić odzież na klamce. 
- Doris będziesz mogła się przebrać - powiedział bez wchodzenia do łazienki. 
- Echm, dziękuję - usłyszał głos zza drewnianych drzwi.
Te nieco je odchyliła, by szybko zabrać nowe odzienie. Z powrotem zamknęła się w małym pomieszczeniu. Zdjęła z siebie ręcznik, a później spojrzała na czarne spodnie i czerwoną koszulę. Cóż. Wyglądały na wygodne, idealne do niewygód jakie można było doświadczyć podczas konnych wędrówek i ewentualnych bójek.

Odświeżona, umyta założyła ubrania czując się psychicznie lepiej. Sukienkę bez zastanowienia wyrzuciła do kosza. Mogłaby jeszcze ją spalić, ale darowała sobie tą przyjemność... Nadal była obolała. Wyszła z łazienki zastając w korytarzu pustkę. Postanowiła trochę się rozejrzeć po mieszkaniu nowej przyjaciółki. Tak mogła potraktować Lucy Liu za wsparcie. Chciała ją lepiej poznać. A było to niegrzeczne? Cóż, Doris nie była aniołkiem. I tak miała na sumieniu kilka żyć. 
Korytarzyk prowadził ją od razu do saloniku będącego jednocześnie sypialnią. Patrzyła na rodzinne zdjęcia powieszone na jednej ze ścian. Jedno z nich ukazywało małą, czarnowłosą Liu z widocznym dość dziwnym budynkiem. Miał on charakterystyczne azjatyckie cechy. Poza tym przy nim stała kwitnąca wiśnia.
- Japońskie pochodzenie - pomyślała Doris i zmieniła zajęcie zainteresowana półką przy łóżku.
Sięgnęła po pierwszą, lepszą książkę wielkości dłoni i szarej okładce. Nie posiadała tytułu, więc mogła być pusta. Otworzyła ją mniej więcej w połowie. Przeczytała pierwsze linijki szerzej otwierając oczy. Nigdy nie widziała tak odważnych treści. Nawet nie uczyła się o nich w szkole na biologii. Chciała jednocześnie wyrzucić ten nieznany twór literacki, a z każdą minutą chłonęła kolejną, dziwną wiedzę. To takie rzeczy można robić bez wstydu? Przynajmniej zapomniała na moment o dokuczliwym bólu.
- Nie uważasz, że buszowanie w cudzym mieszkaniu jest niestosowne? - usłyszała Luke'a.
Momentalnie wyrzuciła książkę na łóżko i wstała tak szybko jak mogła. 
- A więc tutaj jesteś Myszko? - zażartowała Lucy.
Nikt nie potrzebował specjalnych umiejętności, by wypatrzeć się czerwieni na dziewczęcej twarzy. Liu od razu wiedziała, czego się wstydziła ta blondynka. Niewinna książeczka leżała na jej łóżeczku. Jako lekarz trzymała tego typu wiedzę, by czasem mieć rady dla pacjentów.
Azjatka od razu się uśmiechnęła, a wręcz eksplodowała śmiechem.
- O co ci chodzi - Doris obronnie nieco uniosła ręce - dobra, przepraszam za wtargnięcie do tego pokoju.
- Jeśli chcesz mogę ci pożyczyć, to co czytałaś - zażartowała lekarka.
- Ajć, nie umiem czytać - blondynka zakłopotana podrapała się po głowie.
Minęła Lucy i Luke'a, by dalej nie brnąć w tą żenującą sytuację.

_________________

Nie wiem, dość dziwny rozdział mi wyszedł. Nie chciałam Doris ostatecznie kreować na człowieka, której nie zdążają się naturalne przypadłości. A przynajmniej wróciłam do lepszego poznania Lucy Liu. Tak myślę, że będzie przydatna w dalszej treści fabuły.

Dziewczyna Lucky Luke'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz