Rycerski Ród

116 10 1
                                    

Powoli otworzyła oczy zastając półmrok w sypialni. Jedynie struga wąskiego światła wpadała przez lekko uchylone drzwi. Słyszała ciche, męskie głosy rozmawiające między sobą. Te dobiegały z salonu luksusowego apartamentu. Doris usiadła na łóżku opierając ręce o miękką, aksamitną kołdrę. Porozglądała się wzrokiem po pokoju. Prócz iście królewskiego łoża stała masywna, wiktoriańska szafa i obok biurko. Jej uwagę zwróciła wąska, długa skrzynia. Mogła ją otworzyć w tej chwili. Nawet tego pragnęła zaciekawiona bogatymi zdobieniami na tym przedmiocie. Zbliżyła się do tego przedmiotu wyglądającego na wielowiekową pamiątkę. Żelazne okucia były okryte czarną farbą. Natomiast nad zamkiem widniała okrągła pieczęć z zarysowaną sylwetką orła. Opuszkami palców przejechała po jego kształcie.
- Ile lat ma ta rzecz? - pomyślała Doris - jest własnością ojca?
Powstrzymała ciekawość, gdyż skrzynia wraz z zawartością najpewniej należała do wojskowego. Wróciła do łóżka z myślą założenia obuwia. Jej botki stały między krzesłem, a łożem. Nie czuła żadnego osłabienia, więc najchętniej wróciłaby do tymczasowego domu. Kiedy Lucky Luke skończy ze swoim zadaniem? Znalazł poszukiwanego opryszka lub jakiekolwiek jego ślady? Blondynka miała przeczucie, że historia jej rodziny zaczynała być zbyt dziwna nawet jak na jej wyobraźnię. Doris cicho zastukała podeszwami, gdy wstawała. Pospiesznie opuściła sypialnię.
- Córciu nie powinnaś odpoczywać?
Zatrzymała się pod wpływem ojcowskiego głosu. Wojskowemu towarzyszył Lucy Luke również siedzący przy stoliku kawowym. Na blacie stały salaterki ze słodyczami: ciasteczkami, ciastami i babeczkami. Jej pusty brzuch dał znać o swoich potrzebach.
- Nie jestem zmęczona - niebieskooka lekko uniosła brwi.
- Następnym razem nie ignoruj głodu - Lucky Luke lekko burknął.
- W dużym stresie nie mam ochoty na jedzenie.
- Mam nadzieję, że przytoczona historia twojego przodka nie zniechęci cię do napełnienia brzucha - powiedział Henryk Kowalski z uśmiechem na twarzy.
- Jakiego znowu przodka? - padło pytanie z ust jego córki.

Towarzyszka usiadła obok czarnowłosego kowboja. Do pustej filiżanki nalała gorącej herbaty, później sięgnęła po babeczkę pachnącą waniliami.
- Jak już wcześniej mówiłem, jesteś dalekim potomkiem znanego rycerza.
Doris przewróciła oczami jednocześnie jedząc słodki wypiek. Cicho przełknęła kęs.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego wpłynąłby na moje umiejętności z użyciem broni białej?
- Legendy naszego rodu mówią o błogosławieństwie, które otrzymał Borys Kowalski od samego Peruna - opowiadał pewny siebie blondyn.
- Cóż za bzdury...! Słowiańscy bogowie byli zmyśleni, prawda? To fikcja! Kłamiesz! - Doris przeniosła wzrok na rewolwerowca - sam widzisz, że mówi nieprawdę.
- Wygląda na pewnego swoich słów, ale pozwól mu dokończyć.
- Prócz dziedzicznego talentu, Borys otrzymał na Ślęży tytanowe ostrze zwane Świętym Orężem - kontynuował mężczyzna - dzięki tym darom rycerz był w stanie skutecznie walczyć przeciwko Krzyżakom, oczywiście brał udział w bitwie pod Grunwaldem.
- Zgaduję, że ten mieczyk leży na twoim biurku - Doris nadal lekko drwiła z legendy - nie?
- Święta Oręż nie jest pospolitym mieczem, została wytworzona przez Peruna - Henryk opowiadał o broni - potrafiła przebijać każdą strukturę.
- Każdą? - Doris spytała zaskoczona.
- Od kości po kamienie córciu.
- Nawet tak "cudowne ostrze" nie będzie w stanie obronić swojego właściciela - niebieskooka argumentowała słabe zastosowanie broni białej - teraz korzystamy z rewolwerów, pistoletów mogące zabić człowieka w kilka sekund.
- Twój dziadek walczył w powstaniach, Święta Oręż pomagała rozgramiać przeciwników mimo powszechności bagnetów- dodał Kowalski - ja również usiłowałem wspomóc rodaków w wywalczeniu niepodległości.
- Mniejsza z tym Orężem... Więc dlatego nie byłeś obecny przez te lata - Doris odłożyła filiżankę na spodek - na pewno było ciężko...
- Słuchaj mnie córciu, nie chciałem porzucić bliskich - zadeklarował ojciec - jako kochający rodzic chciałem zapewnić swojemu dziecku własną ojczyznę.
Serce dziewczyny zaczęło szybciej bić. Przede wszystkim czuła ogromną dumę, iż ten człowiek walczył z zaborcami. Ryzykował wszystkim, by rodzina mogła wrócić do bezpiecznej Polski.
- Przepraszam... - padły słowa ze słyszalnym poczuciem winy - dotąd myślałam, że nas zostawiłeś z błahych pobudek.
- Miałaś prawo tak uważać Doris.
Lucky Luke niezbyt uwierzył w istnienie Świętego Oręża w przedstawionej postaci. Według jego wyobraźni wiara w nadprzyrodzone moce tejże broni mogła pomagać jej ówczesnym właścicielom. Przeniósł wzrok na wojskowego.
- Mogę wrócić do domniemanego Oręża? - znowu spytała już zainteresowana córka Henryka.
- Oczywiście - odpowiedział między łykami herbaty.
- Mówiłeś, że twój ojciec był posiadaczem niezwykłej broni, a niegdyś ty z niej korzystałeś - domyślała się Doris - to w takim razie jest przekazywane kolejnym pokoleniom.

Dziewczyna Lucky Luke'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz