Doris czuła narastający w niej stres. Odkąd ostatni raz spotkała się Lukiem minęło kilka dni. Po nieudanej ucieczki nie planowała kolejnych. Jej kamienna obroża mogłaby pozbawić ją życia. Postanowiła cierpliwie poczekać na odpowiedni moment. Szczególnie na ceremonię u Brutalnych Wilków. Miała pewne obawy, że w pewnych kwestiach mogli kłamać... Blondynka naciągnęła cięciwę i wystrzeliła kolejną strzałę w kierunku tarczy. Ta trafiła w brzeg. Starała się poznawać niedawno odkrytą dziedzinę strzelania z łuku. Bywało raz lepiej raz gorzej. Dzisiaj nie miała tak naprawdę chęci na trening tego dnia. Szczególnie pewne stworzenie nie pozwalało jej skupić uwagi na obsługiwaniu broni dystansowej. Kątem oka spojrzała na nowo poznanego ogiera. Ten siedział jak pies i skubał rzadkie kępki trawy.
Niebieskooka lekko podrapała się po głowie myśląc, że nie widziała jeszcze tak dziwnego konia. Kary o nakrapianym zadzie machał ogonem jak zupełnie inne zwierzę... Smith sięgnęła po najbliższą dzidę. Z lekkim oporem zdołała ją złamać. Otrzymany w ten sposób patyk rzuciła w dal poza obozowisko. Wierzchowiec z zapałem kłusem popędził chętny na... aportowanie. Najbliżej była Indianka gotująca zupę w kotle.
- Co jest nie tak z tym koniem? - zadała pytanie czerwonoskórej.
- Szaman twierdzi, że w poprzednim wcieleniu był pudlem - ta wzruszyła ramionami.
Doris przewróciła oczami i pokręciła głową. Raczej nie chciała dłużej się zadawać z tak zdziwaczałym wierzchowcem. Potrzebowała następce Coli o doskonałych umiejętnościach.Grupka mieszkanek dostała zadanie, by przygotować przyszłą skło Wysokiego Wilka do ceremonii. Zastały ją na zewnątrz. Zabrały młodej kobiecie łuk uważając, iż ta zabawa była mniej ważna. Syn Upartego Osła jutro zostanie wodzem. Dla złotowłosej oznaczałoby równie dobry awans w indiańskim społeczeństwie. Siłą zaprowadziły ją do tipi.
- Hej! Sama mogę iść! - burknęła Doris.
Odurzył ją mocny zapach kwiatów. Pochodził z drewnianej wanienki stojącej na środku. Czarnowłose zdjęły z niej wszystkie ubrania. Mocno zawstydzona Smith weszła do zimnej wody, by zakryć swoje ciało.
- Doskonale, Szaman zagoił twoje rany - zachichotała najstarsza osoba - będziesz śliczna na ceremonii.
- Mogę poznać okoliczności towarzyszące obrzędom?
Dostała napój ziołowy. Nie wyglądał, ani nie pachniał podejrzanie. Nabrała trochę tego orzeźwiającego, chłodnego płynu do ust.
- Samotnie spędzisz noc w osobnym tipi - wymieniała staruszka - później zostaniesz zabrana do przyszłego męża, skosztujesz nocy poślubnej w...
- Kurwa nie kończ! - Doris zachłysnęła się piciem.
- Wysoki Wilk nie spełniłby twoich oczekiwań? - siwa kobieta uniosła brwi - nie chcesz być jego partnerką?
- Na pewno nie - wyszeptała pod nosem - za wysokie progi, huh.
Dopiero po chwili uświadomiła swoje słowa. Czerwona na twarzy jak burak spojrzała na towarzyszki.
One dawno przygotowały suknię gotową do założenia. To ubranie było typowo indiańskie, z długimi rękawami, bogatymi wzorami i frędzlami. Doris chciała współpracować z nimi, by mimo wszystko nie wzbudzić podejrzeń.
Wstała z wody rozkładając ręce na boki. Indianki wytarły jej wilgotne ciało. Również wysuszyły falowane, długie blond włosy. Pół godziny później została wyprowadzona do innego tipi. Ubrana w długą do ziemi beżową suknię czuła się dość dziwnie.
Nie była zbyt wygodna. Na pewno powodowałaby dyskomfort podczas jazdy konnej i cięższych prac fizycznych. Poza tym przy każdym ruchu głową delikatnie szumiał bogaty pióropusz przymocowany do szerokiej przepaski. Twarz też została przyszykowana białymi kreskami pod oczami i jedną na dolnej wardze ust.
Na klatce piersiowej opierał się lekki, dość długi naszyjnik z oszlifowaną kością bizona.
Została w końcu sama. Tak przynajmniej miało być do rana.Doris usiadła pod materiałową ścianą namiotu. Chwilami spała, a czasem czuwała. Myślami wracała do dzieciństwa. Wspominała pierwsze chwile z Colą beztrosko spędzone na rozległych pastwiskach. Powrócił ponury humor. Żal było jej klaczy. Zwierzaka traktowała jak rodzinę. Płytki odpoczynek nie trwał zbyt długo. Słyszała kroki przed tipi. Zignorowała je myśląc, że Szaman chciał zerknąć do środka. Na pewno pilnował ją od ostatniej ucieczki. Acz tak naprawdę spał chrapiąc jak zażynany bóbr. Czego oczywiście nie wiedziała.
- Doris, czas ratować twoją wolność - usłyszała głos pewnego rewolwerowca.
Dziewczęce serce ponownie zapełniła nadzieja na znacznie lepszą przyszłość. Podniosła głowę, by na niego spojrzeć. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna ubrany w doskonale dopasowany frak. Nigdy nie widziała Lucky Luke'a odzianego w ten sposób.
Ogarnięte, porządnie wyczesane włosy i te nienaganne maniery...
Kowboj chwycił jej dłoń i nakłonił do wstania. Przez chwilę w ciszy ją lustrował. Uznał, że sukienka pasowała do jej sylwetki.
Oboje wyszli z pustego tipi. Na zewnątrz panowała grobowa cisza. Wszyscy indianie spali. Było bezpiecznie, więc zostały przekroczone granice plemienia. Tam na dwójkę ludzi czekał Jolly Jumper.
Odczuwając większy niż zazwyczaj ciężar ruszył galopem ( oczywiście na sygnał pewnego jeźdźca ).Doris obejmowała Luke'a w pasie. Siedziała za nim, gdyż pióropusz sprawiałby duże problemy.
Młoda kobieta napawała sytuacją... Normalnie jeszcze miesiąc temu byłaby zażenowana takową chwilą. Teraz czuła coś zupełnie innego. Ciekawe jaki cichy ślub zorganizował ten cwany mężczyzna, przez tak krótki czas. Około dwie godziny później wkroczyli do niewielkiego miasteczka. Panował w nim mrok sugerując, że tutejsi mieszkańcy też spali. Oprócz jednego... Przed urzędem stał niski pan ubrany w czarny garnitur i melonik. Przeniósł wzrok na towarzyszkę samotnego kowboja.
- Pan Luke opowiedział mi o twojej sytuacji młoda damo - wypowiedział się urzędnik - współczuję ci.
- Mogłam być w gorszej sytuacji ratując swoje życie... - pomyślała Doris - na przykład poślubiając nieznanego, starego, obleśnego capa.
Znała w Kanadzie pewną dziewczynę, której rodzice zaaranżowali zaślubiny z bogatym właścicielem miasteczka. Człowiek ten był starym bydlakiem o podłym charakterze, ale Lilly miała zapewnione źródło dobrobytu.
Również Doris spotkał podobny los. Przynajmniej miała czas, by poznać Lucky Luke'a. Nawet lubiła tego faceta. Następnie myśli przekierowała na cel tych zaślubin: uratowanie życia bez narażania innych ludzi.Weszli do ciemnego wnętrza pierwszego pomieszczenia, które było salą. Na prośbę kowboja zachowania największą dyskrecję, by mieszkańcy nie nabrali podejrzeń. Więc urząd oświetlały jedynie świece o ograniczonej mocy światła. Doris uznała, iż pierwszy raz widziała tak intrygujący klimat towarzyszący jakimkolwiek ślubom. Prosty, dość mroczny i cichy.
Miała wrażenie, że wysoki mężczyzna obok niej mógłby usłyszeć jej serce.
Nie mogła uwierzyć w zbyt szybko nadchodzący moment. Na blacie dębowego stołu położono owy dokument i pióro wieczne. Oczywiście nie mogło zabraknąć... Pary srebrnych obrączek.
- Skąd je tak szybko znalazł?! - pomyślała - co za zaradność!
Później urzędnik coś przemawiał do nich. Ale nie była zbyt skupiona na jego słowach. Od czasu do czasu dyskretnie spoglądała na Lucky Luke'a. On sprawiał wrażenie bardzo poważnego, bez odrobiny stresu.
Doskonale wszystko w sobie ukrywał.
- Panno Doris Smith, proszę - wreszcie zwróciła uwagę na słowa niskiego pana - możesz wypełnić wskazane miejsca.
- Robisz to, by przetrwać, unikniesz nieszczęść, Wysoki Wilk będzie musiał poszukać sobie kogoś innego - umysł zasypywał ją argumentami.
Kobieca dłoń delikatnie podniosła pióro. Złota stalówka wykonała lot nad tekstem przysięgi. Po chwili zetknęła się z pustą luką.
Doris podpisała się pod przysięgą.
Lucky Luke przejął od niej pióro.
Kątem oka obserwowała jego twarz.
Miał lekkie rumieńce na policzkach, ale zachowywał powagę.
Uznała, iż on to robił w ramach pomocy. Nigdy nikogo nie zostawiał samego w opałach. Ona nie była wyjątkiem. W pewnym momencie ( z winy Brutalnych Wilków ) zostali... Małżeństwem. Na jak długo? Kiedy Luke zażyczy przerwania tego...?
Kowboj pochylił się lekko w celu pocałowania miękkich ust towarzyszki. Przez kilka sekund miał lepszy widok na kamienny naszyjnik. Pod kim lekko widniały siniaki... Jak po próbie uduszenia. Jego serce nerwowo zabiło. Dlaczego wcześniej nic nie wspomniała? Przecież mógłby dać nauczkę wskazanemu sprawcy...
- Zdążyłem w ostatniej chwili - pomyślał czarnowłosy.
- Powinnam jak najszybciej wracać do plemienia - wyszeptała Doris dotykając dość bolących śladów.
CZYTASZ
Dziewczyna Lucky Luke'a
FanfictionCórka polskich emigrantów spotyka na swojej drodze samotnego kowboja. Musi uważać, by najlepszy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie nie odkrył jej małego sekretu. Na razie wstawiam tylko dwa rozdziały i na nich kończę ff, bo nie wiem jak on się prz...