Mam takie marzenie... Chciałabym nauczyć się lepiej rysować i z "Dziewczyny Lucky Luke'a" zrobić fanowski komiks :>
______________________________________________________________
Trzy dni później Lucy Liu miała kolejnego gościa w swoim domu. Siedziała przy stoliku i patrzyła na czarnowłosego brata. Czterdziestoletni mężczyzna zajadał się obiadem przyrządzonym przez młodsze rodzeństwo. Przy tym korzystał z pałeczek, którymi zręcznie chwytał makaron.
- Subaru musisz przerwać swoją nocną "działalność" - westchnęła Lucy - najlepiej teraz.
Liu przestał jeść i przeniósł wzrok na młodszą siostrę jak na wariatkę. Jak na zawołanie katana opierająca się o nogę stołu upadła na podłogę z łomotem.
- Nie chcesz wrócić do okrutnych rodziców, prawda? - Japończyk przypomniał przyczynę ich ucieczki z rodzimego kraju.
- A-ale możemy zarabiać w inny sposób braciszku - posmutniała lekarka - możesz prowadzić gastronomię bez niszczenia konkurencji...
- To w jaki sposób przekonać Amerykanów do naszej kuchni? - Subaru uniósł brwi.
- Pisałeś, że miałeś dobry plan na skuteczną reklamę...! - Lucy gwałtownie wstała - użyj go bez sprowadzenia na siebie kłopotów!
- Więc mówiłaś o swojej znajomości z Lucky Luke'iem... - wspomniał mężczyzna.
Subaru Liu miał możliwość usłyszeć o tym ciekawym człowieku. Najwyraźniej swoją przestępczą działalnością sprowadził tego stróża prawa. Będzie musiał na siebie uważać...
- Tak, ale nie krzywdź go - poprosiła Lucy - świat potrzebuje takich ludzi jak on.
Czarnowłosy oparł brodę o dłoń.
- Jeśli nie wejdzie mi w drogę będzie bezpieczny - wymamrotał pod nosem.
Lekko zmarszczył brwi. Pomysły na przyszłość stały się jeszcze bardziej skomplikowane...
- Proszę cię Subaru - kobieta uderzyła ręką w stół - nie możesz go skrzywdzić!
- Dlaczego tak go bronisz? Jesteś zakochana w tym Amerykaninie? - zachichotał Subaru.
- Uratował mnie z rąk Daltonów... - odpowiedziała Lucy - poza tym ma dla kogo żyć.
- Czyżby siostro? On jest samotnym, biednym kowbojem.
- Już nie - zdradziła Lucy - ma śliczną żonę.
- SŁUCHAM?! On?!
- Też byłam zaskoczona - uśmiechnęła się ciemnooka - najwyraźniej dojrzał do dzielenia swojej samotności, to miłe.
- Nie martw się Lucy, jemu nic nie zrobię - Subaru obiecał siostrze - natomiast zaciekawiłaś mnie jego kobietą.
- Co planujesz? - Panna Liu uniosła brew - jak coś, to byłbyś głupi.
- Tylko poznać tajemniczą żonę Lucky Luke'a.
- Subaru nie masz nic lepszego do roboty? - westchnęła kobieta.
- Lubię zająć swój umysł czymś ciekawym - brat wzruszył ramionami - wtedy odczuwam spokój....
Niebieskie oczy chłonęły widoki zza okna, które rzadko miewały okazję zobaczyć. Ich właścicielka przebywała w wynajętym pokoju. Obok drugi miał Lucky Luke. Teraz młoda dziewczyna patrzyła na ulicę tętniącą życiem, a byli tylko na przedmieściach. Ludzie wędrowali chodnikami. Oni też byli dość ciekawymi obiektami do obserwacji.
Na przykład taki siwy, stary pan w garniturze. Najpewniej musiał iść na jakąś uroczystość, gdyż nosił bukiet białych róż i różową paczkę z wstęgą. Tuż obok tego człowieka przejechał powóz. Pojazd ten jechał zbyt blisko chodnika i wjechał w kałużę. Brudna woda obryzgała najbliższych nieszczęśników - w tym starszego pana.
- Jadę poszukać pracy - Doris usłyszała za sobą głos Luke'a i lekko podskoczyła.
Wszedł tutaj niezauważalnie i bezszelestnie, stąd jej reakcja.
- Dobrze, dobrze - westchnęła blondynka.
Poczuła na swoich ramionach jego dłonie. Przeniosła wzrok na twarz mężczyzny. On też chwilę poobserwował ulicę zza tego samego okna. Robił to w ciszy, ale wyraźnie zamyślony.
- Mogłabyś unikać problemów pod moją nieobecność? - padło pytanie z jego ust.
- Hmm, może się uda - szepnęła trochę od niechcenia.
Raczej nie podejrzewała jakiś napadów ze strony rabusiów. Za dnia byłoby za dużo świadków.
- Będziesz potrzebowała własnej broni - powiedział wysoki kowboj.
To była jego głośna myśl. Później wtulił się w jej ciepłe plecy. Znowu będzie miał mniej okazji, by spędzać czas sam na sam z tą upartą dziewczyną. Ta nic nie odpowiedziała, by przedłużyć tak miłą chwilę. Otoczona jego ramionami czuła ogromny spokój i bezpieczeństwo.
Tego chciała doświadczać znacznie częściej w swoim niespokojnym życiu.
- Zżera mnie ciekawość - rzekła blondynka - muszę wyjść na spacer.
Luke nieco zwiększył uścisk, by ją zatrzymać na jeszcze jedną minutę.
- Będę wczesnym wieczorem, moglibyśmy razem pozwiedzać Chicago - zaproponował.
- No to wtedy będzie mój drugi spacer - Doris posłała lekki uśmiech.
- Mimo wszystko uparłaś się na samotną przechadzkę.
- Tak, muszę poznać chociaż najbliższą okolicę.
Lubiła troskę z jego strony, a od incydentu w pociągu wręcz przesadzał...
Uwolniła się z objęć czarnowłosego kowboja. Jeszcze raz na niego spojrzała.
- Wrócę jeszcze przed tobą - dodała na koniec.
Niedawno odświeżyła swoje ciało po podróży, więc była gotowa na wyjście na miasto. Szybkim krokiem przechodziła korytarzami i czasami mijała gości tego hotelu. Później zeszła po schodach, które zaprowadziły ją do holu. To ostatnie miały szerokie wrota, którymi Doris wyszła przed budynek. Przez chwilę szła w kierunku stajni, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Bóle brzucha ustąpiły na tyle, że mogła swobodnie się poruszać o własnych siłach. Poza tym chciała wyprostować nogi po długim siedzeniu na twardej, drewnianej ławce wagonu.Blondynka przeszła na chodnik rozglądając się wokół siebie.
- Cóż za żywe miasteczko - pomyślała.
Słońce raziło ją w oczy, jednocześnie niemiłosiernie ogrzewając organizm. Wysoka temperatura powietrza była dość upierdliwa. Niebieskooka z tego powodu pilnowała się cienia, które dawały drzewa alejki. Wędrowała nią dobre półgodziny zrelaksowana obserwacją przedmieścia z perspektywy zwykłego przechodnia. Teraz ulica zaczynała pustoszeć. Mieszkańcy Chicago najpewniej w większości zajęci byli pracą. Niemal cały czas o kostkę brukową stukały koła i końskie, podkute kopyta. Te dźwięki pomagały Doris w pogłębieniu myślowego transu. Może też znalazłaby jakieś zajęcie? Mimo nieprzewidzianego małżeństwa... Chciała równouprawnienia i przynosić choć trochę pieniędzy.
Zboczyła w lewo, by zmienić trasę. Trafiła na wąską uliczkę z dość wysokimi kamienicami. Na ich parterach były niemal same sklepy. Pierwszymi z nich był przybytek z bronią i dom mody. Raczej oba nie były dla zwykłych, szarych ludzi. Elegancki wystrój wyraźnie dawał znak, że raczej bogatsi mogli sobie pozwolić na zakupy.
Doris z niesmakiem przyjrzała się wystawie ubrań. Podobno miały to być kostiumy kąpielowe, ale... Jak na te czasy odkrywały za dużo ciała ( ramiona, brzuch, nogi ) i projektant nazywał je jako "bikini".
- Kobiety miałyby w tym czyś chodzić na publicznej plaży...? - wyszeptała do siebie - jeszcze za taką dużą cenę.
Za sto dolarów wolałaby porządnie się uzbroić, na przykład w "Golden Gun Shop" ( gdyby spała na pieniądzach ). Acz uznała, że nie zaszkodziłoby rozejrzeć się po tym drugim przybytku. Weszła do obszernej sali przez obrotowe drzwi i szeroko otworzyła oczy oraz usta. Na eleganckich wystawach lśniły różnorodne rewolwery. Były wykonane z największą starannością, więc kosztowały swoje.
Doris wzięła zabójczy przedmiot do ręki. Jeden z modeli miał czarny metal i ciemnobrązową, drewnianą oprawę.
- Ładne, a czy skuteczne? - wyszeptała, ale wystarczająco głośno.
- Colt T-50 jest niezawodny - usłyszała za sobą basowy, męski głos - ma centralny zapłon, kaliber 38 oraz jest bardzo łatwy w czyszczeniu.
- Bardzo dziękuję za jego opis... - odwróciła się do osoby prezentującej produkt.
Cicho sapnęła widząc posiadacza białej czupryny na głowie i dość gęstej brodzie. Spod ubrań ( nosił czarny frak ) widoczny był zarys mięśni, jakby dorosły mężczyzna w średnim wieku specjalnie rzeźbił swoje ciało. Ale nie to najbardziej rzucało się blondynce w oczy.
Ten facet z rys twarzy był mocno podobny do... Storma.
- Mógłbym zaprezentować kolejny, lepszy odpowiednik Colt T-60 - zaproponował najpewniej brat groźnego gangstera.
- Najmocniej przepraszam - Doris nerwowo odmówiła - zapomniałam wyjąć ciasta z pieca.
Prędkim krokiem oddaliła się od wysokiego, białowłosego i przed wyjściem ze sklepu zerknęła na biuro ekspedienta. Przy nim stał niewysoki sprzedawca, ale nie on był w tym wszystkim najistotniejszy. Na blacie stało ogłoszenie: "Pilnie Szukamy Pracownika". Doris nagle zatrzymała się tuż przed drzwiami wyjściowymi. Może... Może powinna zająć się swoimi problemami i je wreszcie rozwiązywać? Gdzie jest Storm? Skąd pochodzi, przeszłość? Może sam przyjdzie odwiedzić to miejsce... Po jej plecach przejechała fala dreszczy. Umysł jeszcze trochę podpowiadał, by zachować rozsądek i ucieczkę z tego sklepu. Natomiast serce pełne było zemsty za okrutne zamordowanie Coli. Doris mogłaby naszykować się do ewentualnego, drugiego starcia.
CZYTASZ
Dziewczyna Lucky Luke'a
FanfictionCórka polskich emigrantów spotyka na swojej drodze samotnego kowboja. Musi uważać, by najlepszy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie nie odkrył jej małego sekretu. Na razie wstawiam tylko dwa rozdziały i na nich kończę ff, bo nie wiem jak on się prz...