Na szybko chwyciłam pierwsze, lepsze pudełko z nabojami. Zrobiłam to w biegu wiedząc, że nie miałam zbyt wiele czasu. Złodziej wkrótce ucieknie ze sklepu, a wolałam odzyskać skradzione produkty.
- Kaliber 38 - wyszeptałam w biegu, a spojrzałam do wnętrza opakowania.
Natychmiast przypomniałam sobie, która broń mogła zostać wyposażona w te naboje. Po drodze mijałam niższe regały z rewolwerami. Jednymi z nich były dwa szare, pięknie zdobione Colt - 50, które wczoraj Pan Strong próbował mi "wcisnąć". Teraz były mi potrzebne.
Wkrótce zostały przeze mnie podniesione i załadowane odpowiednimi nabojami. Mogłam kontynuować pościg za włamywaczem. Wbiegłam na korytarz, gdzie były jedne z zamkniętych drzwi. Krzyknęłam:
- Szefie uwolnij Brutusa! Ja złapię pewnego opryszka!
Oczywiście miałam obawy, co do samotnego łapania tego człowieka. W głębi serca liczyłam na późniejsze wsparcie dawnego Strongmana. Jeśli pójdzie coś nie tak... Lucky Luke pracował na ranczu. Jeśli coś pójdzie nie po mojej myśli będę musiała poradzić sobie sama.Wparowałam do największej sali prawie przewracając się na botkach, niezbyt wygodnych podczas biegu. Oparłam się o kolumnę. Złodziej już opuszczał sklep od razu wskakując na swojego wierzchowca, którego wcześniej zostawił tuż przy wejściu. Wysunęłam stopy z butów, by zyskać na szybkości bez połamania nóg. Opuściłam przybytek wzrokiem śledząc uciekającego złodzieja. Ten był dość daleko, ale nie mógł zniknąć. Ta ulica była dość długa, ale bez rozwidleń. Prychnęłam pod nosem myśląc, że od razu byłam na przegranej pozycji. Usłyszałam za sobą coraz bliższy stukot kopyt połączony z kołami uderzającymi o brukowaną uliczkę. Nagle swoją osobą zagrodziłam przejazd. Elegancki wygląd czarnej bryczki zdradzał status jej właściciela.
- Pożyczę Pana wóz! - krzyknęłam do mężczyzny - złodziej okradł sklep!
Ku mojemu zaskoczeniu, woźnica przy tuszy zszedł z pojazdu. On przeniósł wzrok na moje uzbrojenie, a potem na moją osobę.
- Jak taka krucha, drobna Panienka chciałaby walczyć z facetem?
Zignorowałam pytanie. Komentarze co do mojej postury i płci były częste.
- Oddam własność w nienaruszonym stanie!
Niemal natychmiast zajęłam jego miejsce, a po chwili krótkim, nagłym krzykiem wystraszyłam konie. Para rudych zwierząt ruszyła gwałtownym galopem. Stanęłam na siedzeniu, by mieć lepszą widoczność. Balansowałam swoim ciałem, by nie spaść. Mijałam innych uczestników ruchu ulicznego. W ostatniej chwili zauważyłam skręt złodzieja w prawo. Po kilku minutach ruszyłam tą samą ulicą, co niebieskooki. Byłam coraz bliżej, aż postanowiłam wstać na siedzeniu. Jeździec, by szybciej się przebijać zjechał na chodnik. Przemieszczał się pod szyldami, które smętnie zwisały z budynków. Zaryzykowałam puszczając wodze, by chwycić rewolwery. Oba celowałam w obiekt, by zatrzymać ściganego. Niestety moją czynność przerwał wóz konny okryty materiałową plandeką. Poza tym mój kok ostatecznie się rozpadł, więc kosmyki włosów dość mocno przeszkadzały, gdy chciałam strzelać. Woźnica nieco spowolnił i zaczął jechać tuż obok zamaskowanego jeźdźca. Mężczyzna wrzucił łup na tyły pojazdu konnego. Nie zdążył zrobić nic poza tym. Rozległ się huk z moich rewolwerów, które ponownie były wcelowane w szyld, a raczej metalowe łańcuchy. Drewniana deska spadła na złodzieja. On oczywiście zleciał z gniadego wierzchowca. Minęłam go, by w końcu dostać się do skradzionej broni. Bliska wozu miałam najlepszą okazję, by wskoczyć do ciemnego wnętrza. Woźnica już wcelował broń w moim kierunku, ale musiał nieco zwolnić konie. Wystrzelił pierwszy pocisk, który poleciał daleko nade mną. Nacisnęłam spust Colta w mojej prawej ręce. Woźnica oberwał w prawą dłoń. Upuścił swojego gnata, ale przestępca nie zamierzał się poddawać. Gwałtownie zatrzymał wóz i kilka sekund później wyłonił się z tyłu. Zdrową ręką trzymał kolejny rewolwer. Lufa złowieszczo lśniła w moim kierunku.Nagle jego pojazd został zatrzymany przez wysokiego, białowłosego mężczyznę. Stał przed końmi, które mocno trzymał za wędzidła. Zatrzymałam swój transport wpatrzona w Pana Stronga. Ten gołymi rękami złamał drewnianą część końskiego wozu, jakby była zrobiona z zapałek. Później ciosem wyrzucił na ulicę woźnicę. Ten boleśnie został ciśnięty na brukowane podłoże. Kilka metrów dalej zatrzymałam pożyczoną bryczkę. Nie miałam odwagi opuścić swojego miejsca, gdyż... Dotychczas spokojny i bardzo miły właściciel Golden Gun Shopu zachował się jak rozwścieczony potwór.
- Ale nie zabijaj go! Szefie - krzyknęłam - zabierzmy tego człowieka do szeryfa!
Wrócił do wozu złodziei, by zdobyć linę. Związał nią schwytanego woźnicę. Ręce Stronga były ubrudzone krwią, jego lub pobitego mężczyzny. Białowłosy przeniósł wzrok na mnie i spokojnie szedł w moim kierunku. Jego pięści wyglądały dość przerażająco. Wyglądał na wściekłego, a może chciałby również mnie...? W końcu jest bratem samego Storma, ale wyposażonym w miażdżącą siłę. Chwyciłam wodze, by ruszyć z tego miejsca. Nie chciałam stracić życia. Złamałam zasadę, by nie opuszczać sklepu. Miałam nie wszczynać samodzielnego pościgu. Poza tym złodzieje mogli tak wku*wić właściciela Golden Gun'u, iż ten stracił trzeźwość umysłu.
- H-hej, przepraszam za złamanie twoich zasad - uniosłam ręce w obronnym geście - wróćmy do pracy i... I....!!
Siłacz bez uprzedzenia chwycił przód mojej koszuli, a później mnie podniósł.
- C-co chcesz...? - chwyciłam oba Colty bojąc się o swoje życie.
- Mała mogłaś zostać zabita, co jeśli nie przybyłbym na czas?! - warknął Szef - twojego poprzednika pogrzebałem miesiąc temu!
- To... Pan się martwił o mnie? - uniosłam brwi - jak to?
Brat mojego niedoszłego mordercy... Zabójcy Coli. Ale to tylko jego rodzeństwo. Źle go oceniałam. Miałam pewność, iż Pan Strong też jest okrutnym człowiekiem. Wierzyłam w usłyszaną historię o Strongmanie i to podobieństwo do białowłosego gangstera.
Zaczęłam unikać kontaktu wzrokowego, zawstydzona własnym zaślepieniem. Ten człowiek ma własną rodzinę, którą kocha. Dba o swoją firmę i pracowników. Jak mogłam oceniać go przez pryzmat być może bliskiego pokrewieństwa ze Stormem.
- Jak miałbym nie dbać o najbliższe otoczenie Młoda - po tych słowach przytulił mnie niedźwiedzim uściskiem.
- M-może odstawmy złodziei tam, gdzie ich miejsce? - sapnęłam łapiąc powietrze.
Miałam wrażenie, że zgniecie mi kości. Po chwili odłożył mnie do bryczki.
- Wróć do sklepu i oddaj bryczkę właścicielowi - poprosił mężczyzna.
Obok mnie położył skradzioną broń.
- Dobrze Szefie - przytaknęłam.Po incydencie z rabusiami, moja praca mijała wyjątkowo spokojnie. Przynajmniej mogłam odłożyć strach odczuwany wobec Stronga. Przyda mi się przy ewentualnym starciu z jego rodzeństwem. Również dbałam o zainteresowanie możliwymi tajemnicami, które mógłby skrywać uprzejmy mężczyzna. Pod koniec mojej pracy przyjechała dostawa amunicji. Moim zadaniem było rozładowanie skrzyń, które odnosiłam do magazynu. Za każdym razem, gdy byłam na tyłach kamienicy wzrokiem lustrowałam okolice strychu. Zaczynałam obmyślać plan dostania się na poddasze. Cóż... Moją uwagę zwróciła rynna, która przechodziła obok okna. Mogłabym wspiąć się po niej i za pomocą odpowiednich narzędzi otworzyć ruchomą ramę. Kolejno musiałabym uważać na gospodarza. Skoro Pan Strong bez wysiłku miażdżył drewniane struktury... Przełknęłam ślinę myśląc o możliwym starciu z tym człowiekiem. Nie. Podważała jedynie ucieczkę. Przy tej akcji będzie musiał mi towarzyszyć kamuflaż...
- Dziękuję Mała za dzisiejszą pracę - usłyszałam za sobą pochwałę - byłaś dzisiaj bardzo odważna.
Po chwili uderzył mnie w plecy jak starego, dobrego przyjaciela. Wprawdzie nie połamał mi kręgosłupa, ale... Zacisnęłam zęby, by nie krzyknąć.
Minęłam białowłosego, niosąc ostatnią skrzynię. Wreszcie mogłam resztę dnia wykorzystać wedle własnego uznania. Chciałam choć trochę wolnego czasu wykorzystać na trening z łukiem. Ta broń znajdzie swoje miejsce przy siodle jako wsparcie. Przy niebezpieczeństwie, bez naboi to prymitywne uzbrojenie będzie swoistym ratunkiem.Niebawem wracałam do hotelu. Silne zmęczenie dawało częste znaki. Przede wszystkim miałam wrażenie, iż zgubię po drodze własne nogi. Bolały od chodzenia jak diabli. Myślami marzyłam tylko o drzemce.
- Mocna kawa powinna pomóc - wyszeptałam sama do siebie.
Dotarłam do głównego wejścia wysokiego budynku. Zatrzymałam się słysząc brzęk ostróg i kroki. Przeniosłam wzrok na wysokiego kowboja. Ten posłał delikatny uśmiech.
- Wyglądasz na zmęczoną, Doris - powiedział Lucky Luke - było ciężko w twojej pracy?
- Łapanie złodziei wymagało trochę wysiłku - lekko wzruszyłam ramionami.
- Mieliście napad? Powinnaś lecieć z tym od razu do...
- Nie zawracaj sobie głowy, Pan Strong zakończył pogoń w dość... - na chwilę przerwałam wypowiedź - był nawet straszny.
- Ta uliczka wygląda na atrakcyjną dla przestępców, mogłabyś pracować ze mną na ranczu.
Propozycja była kusząca, a każde chwile spędzone z tym kowbojem były cenniejsze od złota.
- Kolego, Pan Strong może być bratem poszukiwanego Storma - powiedziałam prosto z mostu - chciałabym poznać ewentualne informacje o tym kolesiu.
Lekki uśmiech zniknął z twarzy czarnowłosego.
- Doris, nie szukaj nowych kłopotów - jego głos stał się surowszy.
- Storm nie powinien ponieść konsekwencji za zabicie Coli? - uniosłam jedną brew.
- A również ciebie pozbawi życia, jeśli popełnisz błąd.
- Dlatego chcę ćwiczyć swoje umiejętności.
- Chcę poprowadzić twój trening, jeśli to poprawi twoje bezpieczeństwo...
Moje serce lekko podskoczyło na samą myśl, iż miałabym pomoc w poprawieniu umiejętności. Poprawiłabym się w używaniu broni palnej, a przy okazji znajdę czas na łucznictwo.
- W takim razie będę na nie czekać z niecierpliwością.
Jako pierwsza weszłam do wnętrza hotelu. Najpierw potrzebowałam mocnej kawy.____________________________________
Patrząc na lekką zmianę wydarzeń będę musiała rozdział specjalny nieco poprawić, by był zgodny z tą fabułą. >:/
CZYTASZ
Dziewczyna Lucky Luke'a
FanfictionCórka polskich emigrantów spotyka na swojej drodze samotnego kowboja. Musi uważać, by najlepszy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie nie odkrył jej małego sekretu. Na razie wstawiam tylko dwa rozdziały i na nich kończę ff, bo nie wiem jak on się prz...