Siedziała na dywanie salonu w rodzinnym domu. Spódnica jej różowej sukienki opadała na podłoże i lekko ocierała o maleńkie tory. Szeroko uśmiechnięta bawiła się ulubionymi figurkami żołnierzy. Ci "wchodzili" do wagonów zabawkowego pociągu.
Wysoki mężczyzna w wojskowym mundurze przeszedł obok dwuletniej, blondwłosej dziewczynki. Na chwilę na nią spojrzał z lekkim żalem. Kochał małą Doris całym sercem, więc chciał uczynić ten świat lepszy, by miała swoją ojczyznę.
- Doris.
Niebieskooka podniosła głowę, gdy usłyszała swoje imię z ust rodzica.
- Papa?
- Niebawem wrócę słoneczko - blondyn pochylił się nad nią żołnierz.
Mocno ją przytulił i pocałował drobny policzek dziecka. Musiał ją zostawić.
Ostatni raz na nią spojrzał, a potem odwrócił się plecami do wyjścia.
Przekroczył próg drzwi, by nigdy nie wrócić do domu. Domu, który od lat przestał istnieć dla młodej obywatelki Kanady.
Młoda dwudziestoletnia dziewczyna usiadła obudzona koszmarem. Te raczej były powszechne każdej nocy. Znowu przypomniała sobie tego blondyna, który sprowadził ją na ten świat. Nienawidziła go, a jednocześnie tęskniła. Pewne plany rodzica pognały go, gdzieś daleko... Mógł zostać i ocalić rodzinę przed napastnikami. Skoro był żołnierzem mógł... Tego nie zrobił.
- Doris, nie możesz żyć wspomnieniami - skarciła się srogo blondynka - one zostały w Kanadzie.
Smith wstała z naturalnego, trawiastego posłania. Spojrzała na tereny, które ją otaczały. Obecnie przebywała w górach, ale po drugiej stronie granicy. Dotarła do Stanów Zjednoczonych, więc... Osiągnęła ten cel, byleby pozbyć się od czasu do czasu śledzącego ją "ogona".
Rozpoczęła swoją podróż po tym wielkim kraju. Tutaj planowała zakończyć karierę, która jak wiadomo polegała na zabijaniu psychopatów. Dniami, na Coli pokonywała kilometry przez stepy, pustynie i lasy. Wolność, którą miała w zanadrzu łączyła się z samotnością.
Przebywając w miasteczkach słyszała plotki o chłopcu, który zamordował gang. Więc on był znany nawet w sąsiednim kraju? Doris odłożyła gazetę, by na chwilę wsłuchać się w rozmowę mężczyzn, którzy zajmowali stolik obok.
- Młodzieniec zabił ich w tak okrutny sposób, coś niesamowitego.
- Potworność, ale ci ludzie skrzywdzą kolejnych cywili - wzruszył ramionami niski kowboj.
- Moim zdaniem ten bohater jest takim samym potworem jak ci mordercy.
Jest potworem. Ona jest potworem? Lekko zmarszczyła brwi, ale nie mogła czuć złości. Po części ci ludzie powiedzieli prawdę. Zabijając ludzi, ona też była zabójcą. Po zapłaceniu za posiłek, cicho opuściła saloon. Przed budynkiem stała wierna klacz, która była jedynym "kimś", bliską przyjaciółką. Doris położyła dłoń na szyi zwierzęcia, szara, zadbana sierść lśniła w słońcu.
- No to jedziemy dalej, przed siebie - niebieskooka wyszeptała do towarzyszki.
Wsiadła na wierzchowca. Bez pośpiechu, stępem wędrowała przez uliczkę niewielkiego miasteczka. Jednocześnie obserwowała tutejszych mieszkańców. Ci wyglądali na dość szczęśliwych. Pewna para młodych przeszła przez uliczkę, trzymając się za ręce. Mężczyzna pocałował damę w policzek i roześmiany dalej z nią rozmawiał.
Doris na samą myśl o tym geście zmarszczyła brwi. Nigdy nie była w stanie zrozumieć wagi tego typu... Dla niej było to zwykłe uniesienie, hormony buzujące w organizmach, nic więcej.
CZYTASZ
Dziewczyna Lucky Luke'a
FanfictionCórka polskich emigrantów spotyka na swojej drodze samotnego kowboja. Musi uważać, by najlepszy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie nie odkrył jej małego sekretu. Na razie wstawiam tylko dwa rozdziały i na nich kończę ff, bo nie wiem jak on się prz...