Początek Pracy Kowbojów

330 25 12
                                    

Jeżeli nie będzie to przeszkadzać na razie rezygnuję z cenzurowania przekleństw. ^^
Mogą się zdarzyć, ale nie nonstop.

_________________________

Lucky Luke i Doris wrócili późnym wieczorem.
Na ranczu czekali na nich zmartwieni Thompsonowie.
Z willi wybiegł Roger.
Doris musiała zatrzymać swojego konia, ponieważ prawie wpadł pod kopyta.
- Gdzie byliście tak długo?
- Mielibyśmy dużo do opowiedzenia - powiedział Lucky Luke.
Blondynka czuła zmęczenie po ciężkim dniu.
- Jutro czeka nas dużo pracy - ziewała zakrywając usta.
- Oprócz ciebie - Luke wskazał na nią.
- A dlaczego?!
- Masz szwy na udzie - przypomniał kowboj - nie możesz wykonywać ciężkiej pracy.
Smith szybko pomyślała, że ze zranioną łydką nie będzie problemów.
- Cola świetnie sobie da radę z bydłem - przytoczyła cechę kobyły - ona była koniem farmerskim!
Dopiero teraz nieco "ciamajdowaty" Roger zauważył kawałek opatrunku wystający spod dziury w spodniach.
Jako przyszły mąż powinien się troszczyć o jej zdrowie.
- Droga Smith jesteś ranna! - bez uprzedzenia zabrał ją z konia - zaopiekuję się tobą!
- Nie trzeba! - dziewczyna protestowała.
- W takim razie postaraj się jutro nie zabić - odezwał się do niej Lucky Luke.
Odjechał do stajni zabierając również Colę.
Natomiast szatyn niósł niezadowoloną blondynkę do swojego domu.
- Możesz dzisiaj spać w pokoju gościnnym.
Zatrzymał się w progu drzwi wyjściowych.
Niebezpiecznie blisko zbliżał usta do kobiecej, delikatnej twarzy.
Trzeba w każdy stosowny sposób walczyć o spadek. Ranczo było bogate!
Doris najpierw odepchnęła od siebie jego twarz.
A później z całej siły uderzyła go pięścią w oko.
Ten upadł, a na jego brzuchu siedziała Smith.
Otrząsnęła dłoń i wstała.
- Dziękuję - posłała delikatny uśmiech - z resztą sama dam radę.
Chociaż chodzenie ze świeżymi szwami było niewygodne, to chciała być samodzielna.
Inaczej ten dureń Thompson znowu zacznie się do niej zalecać.
Zostawiła go leżącego ze śliwą w oku.
- Nie jest łatwa - przyłożył dłoń do obolałej części ciała.
Przyszedł Luke. Z niemałym zaskoczeniem spojrzał na mężczyznę, który leżał na drewnianej podłodze.
- Coś się stało Thompson? - podał mu dłoń.
Roger z pomocą kowboja wstał.
Na chwilę odkrył pobite oko.
- Ou. Kto tak urządził twoją twarz?
- Achah - uśmiechnął się zielonooki - niechcący wpadłem w kolumnę przed wejściem.
- Musiała być strasznie agresywna.
Lucky Luke nie mógł się powstrzymać przed wypowiedzeniem sarkazmu.
Śliwa musiała być robotą Doris.
- Nic nie szkodzi - Roger udawał niewzruszonego - umiem wybaczać.
Tak naprawdę w środku wrzał od złości.
Któregoś dnia da nauczkę tej dziewczynie.
Kowboj poszedł schodami na piętro. Zatrzymał się w połowie korytarza, gdy usłyszał z parteru jednak wściekłego Rogera.
- Przeklęta suka - warknął w miarę stonowanym głosem - zajebię ją.
Oczywiście czujny słuch u Lucky Luke'a wszystko uchwycił.
- Musi mieć powód, dla którego on się przymila do Doris - pomyślał wysoki kowboj.
Więc przy pracy będzie musiał uważać na jej wuja, płatnego zabójcę i zakłamanego kochasia.
Luke miał zamiar pójść do pokoju po ręcznik, szampon i piżamę.
Z łazienki wyszła Smith ubrana w koszulę nocną. A na ten jej strój składała się po prostu za duża, męska bluzka.
W ten sposób wyglądała jak tunika.
Dziewczyna widząc kowboja zmarszczyła brwi.
Nawet drgała jej powieka.
Bez uważania na szwy podbiegła do przystojnego mężczyzny.
Chwyciła przód jego żółtej bluzki.
- Zerkałeś do moich sakw?! - warknęła tak głośno, że mogłaby obudzić zmarłego.
- Bądź cicho - Lucky Luke uciszał zdenerwowaną blondynkę - większość domowników już śpi.
Faktycznie to on zdejmował z Coli sprzęt, ale nie odważył się grzebać w sakwach.
- Odpowiedz na moje pytanie - syknęła cicho Smith.
- Nie i... - spojrzał na jej udo - uważaj na szwy.
- Przepraszam - Doris puściła jego bluzkę - po prostu dzisiaj odebrałam pieniądze z banku.
- Nie będę cię podejrzewał o napad na bank - na twarzy Luke'a pojawił się uśmiech - jesteś zbyt słaba.
- Czyżby? Możemy się założyć.
Doris nie lubiła, gdy ktoś wytykał wady jej drobnego ciała.
- Może innego dnia - oparł dłoń na jej ramieniu - teraz idź spać.
- Luz kowboju. Wstanę.
Dziewczyna odwróciła się do czarnowłosego.
Niechcący powiedziała "dobranoc".
Zazwyczaj nikomu nie życzyła dobrych snów.
- Miłej nocy - usłyszała męski głos.
Z dużo bardziej poprawionym humorem mogła położyć się spać.
Najpierw otworzyła okno, by w ciągu nocy dostało się dużo świeżego powietrza.
Leżąc na łóżku długo nie mogła zasnąć.
Materac zdawał się być zbyt wygodny.
A dość gruba kołdra za mocno grzała.
W związku z tym skopała ją.
Minęło około pół godziny, by Doris była w stanie zasnąć.
Niedługo ktoś przybył do jej pokoju.
Oczywiście przy tym zapalono świecę.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i odwróciła w stronę ściany.
- Pora wstawać - usłyszała głos Lucky Luke'a.
Ale udawała, że jednak nic nie słyszała.
Tak dawno nie wstawała wczesnym rankiem.
Nawet słońce jeszcze nie wstało.
Kowboj już dawno odziany w codzienne ubrania postanowił drastyczniej obudzić dziewczynę.
Wyciągnął rewolwer i wystrzelił nabój przez otwarte okno.
Niebieskooka podskoczyła już całkiem rozbudzona.
- Już nie śpię! - krzyknęła.
Najpierw gniewnie spojrzała na kowboja.
Gwałtownie wstała i wzięła ubrania pod pachę.
- Uważaj na szwy - przypomniał kowboj.
Doris coś krzyknęła na korytarzu i później zamknęła za sobą drzwi do łazienki.
Najpierw wymieniła opatrunek na ranie.
Dopiero później założyła codzienne ubrania.
Także ogarnęła włosy i zęby.
Tak jak Luke uważała, że dbałość o higienę jest bardzo ważne...
Bardzo rzadkie okazy czyściochów na Dzikim Zachodzie.
Z lekkim uśmiechem na twarzy zeszła na dół. Zastała tam jedynie Panią Thompson sprzątającą w holu.
- Dzień dobry - przywitała żonę ranczera.
Puszysta Pani odwróciła się z małym zmartwieniem na twarzy.
- Witaj Doris. Na pewno chcesz pracować tak ciężko?
- Skąd to pytanie?
- Słyszałam, że jesteś ranna.
- Ale już zszyta.
- W takim razie uważaj na siebie - Pani Thompson przytuliła Smith - pamiętaj, że nie jesteś mężczyzną.
Młoda kowbojka nie chciała dłużej przebywać z żoną starego Thompsona.
Ta kobieta wydawała się jej zbyt miła.
Blondynka wybiegła na zewnątrz.
Przed willą mężczyźni już na nią czekali.
Wszyscy na koniach. Oczywiście również przyprowadzono ubraną Colę.
- Musimy ustalić nasze pozycje - powiedział siwy pan - wszyscy nie możemy być na przodzie stada.
- Trochę z tym poczekaj.
Lucky Luke w ostatniej chwili przypomniał sobie, że Doris musi uważać na szwy.
Podczas wsiadania na konia mogłaby po prostu się popruć.
Na moment zsiadł ze swojego siwka.
Smith spojrzała na wysokiego kowboja stojącego już u jej boku.
Zmarszczyła jedną brew.
- Nie przesadzaj z tą pomocą.
- Będziemy bardzo daleko od miast - powiedział Luke ze śmiertelną powagą - w dziczy nie ma lekarzy.
Delikatnie ją złapał za talię i podniósł.
Po chwili Doris siedziała w siodle.
- Ymm. Dziękuję - powiedziała niewyraźnie.
Luke pół minuty później wrócił na grzbiet swojego wierzchowca.
Stary Thompson zaczął im w skrócie instruować, jakie będą pozycje podczas spędu bydła.

_____________

No i było mordobicie haha 😂

Dziewczyna Lucky Luke'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz