Lucky Luke w Tarapatach czy...?

333 21 10
                                    

Pewien szeryf pewnego miasta odbywał służbę.
Ona jak zazwyczaj polegała na wieczornym drzemaniu w biurze.
Średniego wzrostu wąsacz siedział na krześle i opierał nogi o blat biurka.
W biurze i po dwóch celach rozlegało się głośne chrapanie mężczyzny.
Sielanka. Żadnych degeneratów, brak obowiązków. Żyć nie umierać.
Do budynku wpadła zadyszana, zmęczona blondynka.
- Człowieku wstawaj! - krzyknęła upadając na kolana przed biurkiem.
- C-co? - chrapną Willy - co się dzieje?
Niezadowolony z przerwanej drzemki otworzył oczy.
Myślał, że przybył dowcipny, arogancki chłopiec.
Ku jego zaskoczeniu wstała bardzo ładna dziewczyna w białej ( teraz niego burej od kurzu ) koszuli i czarnych spodniach.
Nie mogła nabrać tchu.
- Możesz sobie pójść dziewucho?! - krzyczał szeryf - przeszkadzasz!
- Nie! Dopóki nie zamkniesz dwóch morderców! - Doris walnęła pięściami w blat biurka - chcą zabić Lucky Luke'a!
Willy absolutnie nie wierzył jakiejś głupiej blondynce.
Nie zapukała do drzwi, a wręcz wpadła tutaj jak dzicz! A jeszcze na dodatek jest agresywna!
- Wynoś się kretynko!
Biedna Smith została wyrzucona na ulicę siłą.
Stróż prawa trzasnął za sobą drzwiami i zamknął je na klucz.
Chciał wrócić do drzemki. Rozczarowała go jego własna naiwność.
Na zewnątrz rozległ się trzask rewolweru.
Zamek odpadł z drzwi.
Do ciemnego pomieszczenia wbiegła rozwścieczona dziewczyna.
- Czy Pan nie rozumie, że jest zagrożone czyjeś życie?!
Szeryf postanowił się z nią nie patyczkować.
Gwałtownie chwycił jej obie ręce i skuł w kajdanki.
Oparł drobną osobę o biurko.
- Więc ty tępy £¥©*# nie ruszysz się do roboty?! - Doris wykonała klasyczny kop między męskie nogi - w takim razie sama ich złapię!
Willy ledwo utrzymał równowagę czując potworny ból w kroczu.
Przy tym musiał puścić natrętną dziewuchę, która zamierzała odejść.
Nie zamierzała dłużej dyskutować z tym betonem.
Kolejny raz spotkała się z typem szeryfa, który miał w dupie bezpieczeństwo ludzi.
Była już u progu wyjścia.
- Nie wyjdziesz bez poniesienia odpowiedzialności - mruknął wąsaty szeryf.
Wyjął ze skórzanej kabury swój brązowy rewolwer i postrzelił łydkę dziewczyny.
Ta nawet nie krzyknęła, ale ból był potworny.
Aczkolwiek Smith musiała zwolnić.
Szeryf dzięki osłabieniu sił mógł ją wrzucić do celi.
Zrobił to bez wyczucia, by kowbojka poczuła kolejną porcję bólu.
- Jutro stracisz głowę za tak beszczelne zachowanie.
- Słuchaj mnie ty #&$*+! To ty tutaj jesteś okrutny!
- Cisza! Możesz stracić swoje życie jeszcze dzisiaj!
Willy nie pozwoli żadnej kobiecie na takie traktowanie jego osoby.
One powinny znać swoje miejsce przy mężczyznach.
Doris wstała ignorując ból w prawej łydce.
Podeszła do kraty.
- Wypuść mnie! Nie popełniłam przestępstwa! - warknęła.
- Wtargnęłaś z bronią w ręku!
W międzyczasie do miasta przybył Lucky Luke.
Niezbyt duża miejscowość zdawała się być uosobieniem spokoju na środku prerii...
Dopóki kowboj nie przejechał obok aresztu.
Z niego dobiegała kłótnia.
Młoda dziewczyna bezwstydnie rzucała mięsem.
Pojawiły się nawet takie przekleństwa, których Luke nigdy nie słyszał.
- Doris? - zatrzymał Jolly Jumpera przed biurem szeryfa.
Ta szalona osoba wpakowała się w kłopoty.
- Czy ty @$#&+@ nie rozumiesz, że ktoś planuje morderstwo ty kretynie?!!
Smith przycisnęła twarz między kraty.
- Powtórz to! - podszedł Willy.
Przyłożył lufę broni do jej czoła.
Ktoś wszedł do pomieszczenia.
- Co się tutaj dzieje?
No nie. Przybył Lucky Luke.
A Doris chciała wrócić na ranczo Thompsonów przed nim!
- Ta niewychowana baba napadła na mnie z bronią w ręku! - zestresowany Willy gadał kompletnie pomieszaną wersję spotkania z nieznajomą.
Czarnowłosy spojrzał na osobę za kratkami.
Doskonale widział, że drobna koleżanka na siłę walczyła ze swoimi słabościami.
Dość wystraszona trzęsła się jak osika.
Lucky Luke kucnął przed nią i przyjrzał się postrzałowej ranie na jej udzie.
Na brukowaną podłogę kapała krew.
- Czy to pańska robota? - wskazał na ranę.
Szeryf nieco pobladł na twarzy, ale nie chciał łatwo się poddać jakiemuś kowbojowi.
- Zasłużyła sobie! Nie można od tak wpadać tutaj jak dzicz!
Luke zmarszczył brwi. Nie lubił tego człowieka.
Niemal nigdy nie wywiązywał się ze swoich obowiązków.
- Nie jesteś od wymierzania kar Szeryfie, a sąd - przypomniał kowboj.
Z powodu utraty krwi i sił Doris osłabła.
Ale chciała skorzystać z tego, że Lucky Luke był blisko niej.
- Chciałam ostrzec, że ktoś chce cię poszczuć płatnym zabójcą - powiedziała.
Oparła głowę o kratę.
- Dlaczego jej nie wysłuchałeś?
- Nie do mnie te pretensje Luke - uspokoił się szeryf - ona była niegrzeczna.
- To nie jest powód, by ją ranić! Zachowałeś się jak pospolity bandyta!
Lucky Luke wierzył, że Doris nie kłamała.
Jak można skrzywdzić jakąkolwiek kobietę...?
- Nie tym tonem kolego! - warknął Willy.
Z szuflady biura wziął klucze i po minucie otworzył drzwi aresztu.
- Ale... Ale mordercy są na wolności.
- Niestety on nam nie pomoże - szepnął Luke.
Zdjął swój czarny bezrękawnik.
Podarł to ubranie na dwie części. Nimi zakrył ranę na dziewczęcym udzie.
- Wynoście się oboje! - zażądał Willy.
Doris ugryzła się w wargę, gdy chciała wstać.
Lucky Luke widząc, że chodzenie będzie sprawiało u niej ból, nie miał innego wyboru.
Ostrożnie podniósł Doris "na księżniczkę".
Ta już nie protestowała. Wiedziała, że ten mężczyzna lubi nieść pomoc.
Tym razem dosłownie nieść...
Bez słowa opuścili budynek.
- Porażka... - Smith cicho sapnęła.
- Dlaczego? Miałaś pecha, by trafić na palanta z gwiazdą.
Blondynka spojrzała na twarz Luke'a.
Nie bał się mordercy? Przecież powiedziała, że grozi mu śmierć!
- A ty czemu lekceważysz moje ostrzeżenie?
- Myślisz, że nikt nie robił na mnie zamachu?
- To straszne! - Doris spojrzała w bok.
- Raczej nie. Przynajmniej mam rozrywkę.
Uwagę dziewczyny zwrócił czerwony budynek pod którym zatrzymał się kowboj.
Nad wejściem wisiał szyld z napisem: Doc Lareen.
- Musimy...? - cicho warknęła zakrywając twarz w swoich dłoniach.
Nienawidziła zabiegów medycznych.
Igły, zapach leków, paskudne leki... To wszystko powodowało u niej dreszcze.
Każdy ma jakieś fobie.
- Chcesz stracić nogę? Bez niej będziesz wyglądała jak pirat.
- Nie żartuj proszę - Doris zmieniła obiekt obserwacyjny na ich konie stojące pod biurem szeryfa.
Lucky Luke zastukał do drzwi.
- Dobry wieczór - podniósł głos.
Dwójka kowbojów poczekała jeszcze dwie minuty.
Na piętrze zabłysło słabe światło, które przeniosło się do gabinetu.
Przed nimi drzwi otworzył średni mężczyzna.
- Zapraszam - siwy medyk wskazał na łóżko.
Doris poruszyła nieco nosem czując zapach apteki lub czegoś takiego.
Na wolnej ścianie przy oknie wisiały obrazy z ludzkimi organami.
Natomiast na drugiej ścianie było mnóstwo gablotek z lekami.
W jednej z nich Doris wypatrzyła strzykawki.
Poczuła nagły chłód na plecach.
Została posadzona na medycznym łóżku.
Do dziewczyny podszedł lekarz.
On obejrzał ranę.
- Będę musiał wyjąć kulkę i zszyć ranę - powiedział na głos.
- Z-szyć? *$@&'@ nie zgadzam się na ten zabieg! - warknęła.
- Smith - Lucky Luke ostrzegająco wypowiedział jej nazwisko.
- Ygh - ta nie miała co odpowiedzieć.
Nie chciała nagrabić sobie u najlepszego rewolwerowca na Dzikim Zachodzie.
- Nie poczujesz bólu.
Niewiadomo kiedy w ręce doktora pojawiła się strzykawka.
- *$#&#! Mogę bez znieczulenia?!
Ranna odwróciła się plecami do medyka.
Wiedziała, że to było niegrzeczne zachowanie. Chciała uniknąć zetknięcia z igłą.
Bo dla niej medyk ze strzykawką przypomina psychopatę...

______________________________

Tym razem nie było mordobicia, ale było kroczobicie 😂😂😂

Dziewczyna Lucky Luke'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz