"Rozwód" z Thompsonami

332 24 16
                                    

Roger pod nosem mamrotał najróżniejsze przekleństwa. Leniwie szedł ku znajomym głosom. Kilka minut później zastał grupkę ludzi niedaleko rzeki. Mężczyzna przeniósł wzrok na drobną blondynkę odzianą jedynie w kolorowy ręcznik. Udając zmartwionego syn ranczera podszedł do Doris. Jedną ręką objął jej biodro.
- Mógłbym cię jakoś pocieszyć po strasznej przygodzie?
Facet irytował niebieskooką, a nie zamierzała tego ukrywać.
- Wyglądam na potrzebującą pocieszenia...? - zmarszczyła brwi.
Uszczypnęła "lepką" dłoń Rogera, by zająć się ważniejszymi sprawami.

Bandyta siedział pod drzewem ciasno skrępowany liną. Kilka minut wcześniej Wesołek przywiózł ją ze sobą, by Lucky Luke nie musiał zostawiać oprycha bez nadzoru. Kryminalista cały czas patrzył na młodą kobietę, którą miał dorwać.
- Luke, co teraz zrobisz z tym osobnikiem?
- Zabierzemy go do Szeryfa.
Odpowiedź kowboja zdenerwowała Smith.
- Co z zarobkiem?! Nie skończyliśmy pracy! - przypomniała mu.
Byli daleko od najbliższego miasteczka. Poza tym Doris chciała zarobić dodatkowe pieniądze. Nie mogła wydawać zbyt dużo łupu w krótkim czasie. Dla tak cwanego stróża prawa wyglądałoby to wystarczająco podejrzanie.
- Trzeba zeznać przeciwko niemu, by trafił do więzienia za próbę dokonania morderstwa.
Dziewczyna zaczęła przyznawać mu rację. Niedoszły zabójca nie mógł siedzieć na wolności.
- Oby tamtejszy posiadacz gwiazdy był uczciwy - pomyślała.
Poza tym potrzebowała opieki medycznej z wiadomego powodu. Upadek z konia na skaliste podłoże pustyni spowodowało pęknięcie szwów na udzie.
- Musimy przerwać pracę - dodał Lucky Luke - poza tym znam dobrego chirurga.
Pocieszająco poklepał blondynkę po ramieniu. Ona skupiła swoją uwagę na myślach o wspólnej podróży do miasteczka. Zna go od kilku dni, a chciał pomóc jak stary, dobry przyjaciel.
- Najpierw się ubiorę za nim ruszymy - poinformowała towarzyszy.

Lucky Luke przytaknął lekko głową. Zmusił bandytę do wstania i jednocześnie chwycił Rogera za przedramię.
- Wesołku czuwaj nad nią - kowboj poprosił siwego towarzysza o małą pomoc.
Mężczyźni zostawili Doris prawie samą, by ta mogła się przyodziać.
Dziewczyna pewna, że nikt nie będzie oglądał jej nagiego ciała zdjęła z siebie suchy już ręcznik. Materiał starannie położyła na grzbiecie Coli, a potem przeszła kawałeczek nad brzeg. To tam zostawiła ubrania przed wejściem do wody. Chroniona przez dwa wierzchowce mogła spokojnie odziewać się w bieliznę, a na nią nakładała zakurzoną koszulę. Tymczasem myślała nad napadem zorganizowanym przez nieznanego mężczyznę. Zaczynała się zastanawiać, czy nie pomylił swoich zadań przydzielonych przez "szefa". Bandyta na pewno pracował dla "białego"... Nie miał zaatakować Lucky Luke'a i go zabić? Ta myśl spowodowała lekkie ukłucie złości, bo zaczęła traktować kowboja jak dobrego znajomego. Jasne, że chciał jej pomóc z niebezpiecznym wujem, który nawet nie istniał. Bynajmniej żadnego nie znała... Natomiast czuła, iż było za wcześnie na myślenie o samotnym mężczyźnie jak o kumplu. Chciała jeszcze poczekać i zobaczyć co przyniesie przyszłość. 

Po założeniu ubrań próbowała wsiąść na Colę, ale otwarta rana była zbyt obolała. Poza tym przy gwałtowniejszych ruchach krwawiła jak teraz... Siwy ogier widząc, że dziewczyna miała pewne problemy poprosił klacz, by ta uklękła. Dopiero teraz Jolly Jumper mógł głowę "oprzeć" o nogi, gdy Doris wsiadała na szary grzbiet kobyły. Po dość dużych problemach ona wraz z towarzyszami ruszyła do obozowiska. Problemy dotyczące zabójców nadal zaprzątały młody umysł. "Wyrzuciła je" dopiero czując zapach ryby upieczonej nad ogniskiem. Po drodze blondynka musiała omijać krowy pasące się w ogromnym stadzie. Tylko one odgradzały obóz od reszty otoczenia. Pierwszą osobę, którą zauważyła był Luke.
- Czy napastnik zdradził jakieś informacje? - zadała pytanie do czarnowłosego.
- Niestety - wzruszył ramionami mężczyzna - wyśpiewa wszystko dopiero u szeryfa.
- Ech więc muszę poczekać... - westchnęła Smith.

Tuż przed wyjazdem zjadła spóźnioną kolację obserwowana przez starego ranczera. Dość bogaty dziadek nie mógł wybaczyć swojemu dziedzicowi, że ten ma zamiar z niej zrezygnować. Roger marnował ostatnią szansę na zdobycie pięknej małżonki. Więc wiekowy Thompson postanowił porozmawiać bezpośrednio z kowbojką. Przede wszystkim musiał z niej wybić zbyt nowoczesne zachowanie jak na obecne czasy. Jakie dumne kobiety szlajały się po zakurzonych, brudnych Stanach Zjednoczonych?!
- Panienko, czy mogę porozmawiać z tobą na osobności? - poprosił Doris kończącą posiłek.
- Oczywiście Proszę Pana - posłała podejrzliwy uśmiech.
- Doris za chwilę będziemy wyjeżdżać - przypomniał Lucky Luke.
- Tak tak - machnęła dłonią dziewczyna - nie będę zbyt wygadana.

Stary Thompson zaprowadził jeszcze niedawno podwładną do zacisznego miejsca między rogate zwierzęta. Położył zmarszczoną dłoń na ramieniu dwudziestolatki.
- Smith jesteś obiektem westchnień mojego Rogera - powiedział bez ogródek.
- No właśnie zauważyłam - przytaknęła posiadaczka lekkich piegów na twarzy - niestety nie jest w moim typie, a męczył mnie fałszywym zachowaniem.
- Fałszywym? Skąd ta pewność? - zachichotał ranczer.
Poczochrał siwe ostatki na głowie, a potem wąsy. Ta młoda kobieta okazała się dobrym obserwatorem. Udawane emocje bez problemu wyczytała z cudzej twarzy...
- Wyglądał na zmuszonego do robienia z siebie zakochanego kretyna...  - Doris przeniosła wzrok na światło pochodzące z ogniska.
- Zakochanego kretyna? Nie wiesz jak mocno się zawiedziesz po latach odrzucając tak ładnego chłopca! - Thompson lekko podniósł wzrok - będziesz miała duże ranczo, gdzie odchowasz potomstwo.
Polka zakrztusiła się własną śliną. Próbowała złapać oddech odwracając się tyłem do staruszka.
- Ekhhh Poczekaj chwilę... ekhem ekhe! 
- Nie jesteś zadowolona...!?
Kowbojka wytarła usta nadal rumieniąc się rozbawiona ostatnimi słowami dziadka.
- Nie jestem typem babki, która lubi robić za typową gosposię - zachichotała - pociąga mnie poznawanie świata i...
- Jako kobieta, co możesz innego robić na tym świecie i pomyśl! - krzyczał siwy pan - będziesz dziwką na saloonach!

Jego słowa roznosiły się po otoczeniu. Najbliżsi ludzie wszystko słyszeli. Doris zacisnęła dłoń w pięść oraz zmarszczyła brwi. Wykonała gwałtowny odwrót i... Bez uprzedzenia i przeprosin uderzyła ojca Rogera. Staruszek poleciał metr dalej uderzając w przypadkową krowę. Zwierzę wystraszone nagłym ciosem odskoczyło na bok. Na koniec Thompson upadł na cieplutki, niedawno zrobiony placek. 
- Nie mierz kobiet swoją miarą dziadu! - warknęła Doris - znajdź sobie inną synową!
- Gdzie jest ojciec...? - kłótnię przerwało pytanie w oddali.
Roger właśnie przyszedł w najmniej odpowiednim momencie. Zastał kowbojkę o wściekłym wyrazie twarzy i starego leżącego na krowiej przemianie materii.
- Dobra, muszę spadać - wymamrotała Doris walcząc z łzami spływającymi po policzkach.
- Mogę wiedzieć, co wyprawia ten człowiek?
- Było mu zimno, więc... - tłumaczyła znajoma - korzysta z naturalnego, ekologicznego ciepełka.

Dziewczyna zostawiła ranczerów samych i wróciła do kowboja, który na nią czekał. Jej klacz była już osiodłana i stała obok Jolly Jumpera. Zdenerwowana wcześniejszą rozmową zaczęła wsiadać na swojego wierzchowca zapominając o "poprutej" ranie. 
- Czekaj zrobisz sobie większą krzywdę - Luke zatrzymał towarzyszkę.
- Nie mogę dłużej siedzieć w tym miejscu - wyszeptała Doris.
Ciemnooki doskonale usłyszał jej słowa, a potem pomógł usadowić w siodle. Również miał świadomość obelg jakie dostała ze strony starego głupca. Nie potrafił zbyt dobrze pocieszać kobiety. Natomiast w tym przypadku widział jedną, która na siłę próbowała twardą hamując łzy. Pocieszająco uśmiechnął się i powiedział:
- Przy mnie będziesz miała dość wędrówek po pustkowiach.
- Wolałabym na zawsze utknąć przy twoim boku niż stać całe życie przy garach - myślała Doris.
Dwójka ta ruszyła przed siebie ku zachodzącemu słońcu. Podczas jazdy do najbliższej mieściny blondynka zajęła swój umysł "białym" bandytą. Chciała odgadnąć jego korzyści z ataku na nią, a nie na legendę Dzikiego Zachodu. Przy okazji czuła ochotę na bycie lepszą ucząc się od dużo bardziej doświadczonego.
- Luke spojrzysz na moje umiejętności rzucania lassem?




________________________________________________________________________________

Po tak długiej przerwie wreszcie coś wrzuciłam! Żeby wrócisz do pisania był ogromny problem, ale jestem. Mam nadzieję, że akapity tutaj będą ułatwiały czytanie. Dopiero kilka lat po opublikowaniu pierwszego rozdziału nauczyłam się o ich istocie w pracach... :< 

Dziewczyna Lucky Luke'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz