Miasto wyglądało inaczej. Nawet do jego codzienności Enila nie zdążyła się przyzwyczaić, a tego poranka wydawało się ciekawsze, bardziej zachęcające do spaceru. Na ulicach, zawsze pełnych życia, było jeszcze więcej ludzi niż zwykle, a wszyscy rozluźnieni. Zamiast biegać od zajęcia do zajęcia, wzajemnie się zauważali i pozdrawiali.
Minęło dopiero kilka dni odkąd przyjechała do solewskiej stolicy na studia i wciąż wszystko było dla niej nowe. Nigdy wcześniej nie mieszkała w dużym mieście, w dodatku po raz pierwszy była w takim miejscu zupełnie sama. Nie miała w Iskarze bliższych znajomych, a rówieśników z którymi zaczynała studiować zdążyła poznać tylko pobieżnie.
Nie dość więc, że po raz pierwszy w ogóle mogła wziąć udział w pochodzie z okazji Święta Wolności, to była tam zdana tylko na siebie, czy też zupełnie wolna – zależnie od punktu widzenia. Mogła iść bez obaw, że zgubi się w tłumie, bo nie miała komu się zgubić.
W miarę jak zbliżała się do placu defilad, przybywało wokół ludzi. Zbijali się w grupki, które potem wpadały na siebie i sklejały się, bo wszyscy zmierzali w tym samym kierunku. Dzwon zegarowy, którego dźwięk niósł się ponad głowami w całym centrum miasta, wybił kwadrans do południa – rozpoczęcie pochodu było już blisko.
Nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się wśród gęstniejącego mrowia. Nieznane twarze zbliżały ze wszystkich stron, na tyle blisko, że poczuła instynktowny dyskomfort. Ale nie cofnęła się – wiedziała, że powinna się z tym po prostu oswoić.
Strumyki pieszych połączyły się w rzeki, wypełniające ulice wiodące w stronę wielkiego placu, a tam wszystkie łączyły się w jedną wielką, która płynęła dalej, kierowana przez prowizoryczne ogrodzenia wzdłuż otaczających plac budynków. W którymś momencie pochód oficjalnie rozpoczął się, ale w tym miejscu niewiele to zmieniło – i tak nie dało się iść szybciej.
Ponieważ mogła widzieć tylko to, co było ponad głowami pobliskich osób, Enila patrzyła na otaczające plac kamienice i na gapiów wychylających się z okien. Trochę im zazdrościła, bo stamtąd mogli objąć wzrokiem tłum, który z pewnością był największym, z jakim spotkała się w życiu, ale ze swojej obecnej perspektywy nie mogła tego w pełni docenić.
Przyglądała się nie tylko ludziom, ale i budynkom. Kamienice były zabytkowe, pięknie zdobione, ale i miejscami podniszczone. Co brzydsze miejsca pozakrywano transparentami przywołującymi solewskie ideały: wolność, równość, sprawiedliwość.
Powoli zbliżali się do budynku parlamentu, przed którym zgodnie z tradycją pochód musiał przejść, zanim mógł ruszyć dalej przez miasto. Wyróżniał się fasadą, gęsto wypełnioną przez dziesiątki wysokich okien. Przed gmachem zgromadziło się wielu ludzi w strojach galowych, niektórzy na podwyższeniach, na których wystawione też były historyczne insygnia władzy, otoczone sztandarami i dekoracjami.
Enila przechodziła obok tego miejsca pierwszego dnia po przyjeździe, kiedy z czystej ciekawości spacerowała po centrum, i widziała już wtedy przygotowania do uroczystości. Tym bardziej mogła teraz docenić, jak wiele pracy w to włożono.
Maszerowali powoli, więc miała dużo czasu, żeby przyglądać się świętującemu miastu w każdym detalu, jednak nieoczekiwanie zostało to zakłócone. Zobaczyła dziwne migotanie i miała wrażenie, jakby na moment coś ją oślepiło. Zatrzymała się, zaskoczona, i poczuła szturchnięcie kogoś, kto mało na nią nie wpadł. Ludzie zaczęli ją omijać, ale po chwili i ona ruszyła dalej. Uznała, że musiał trafić ją w oczy jakiś odblask.
Postawiła zaledwie kilka kroków, kiedy znów zamigotało jej tuż przed twarzą. Tym razem trwało to dłużej i mogła trochę lepiej zdać sobie sprawę, co się działo. Dziwne przejrzyste kształty, jakby zjawy, pojawiały się i znikały przed nią, coraz uporczywiej. Potrząsnęła głową, jakby chcąc się z tego otrząsnąć, i zauważyła że widma poruszały się w ślad za jej wzrokiem, zaskakująco sprawnie dotrzymując mu kroku, jakby czytały jej w myślach.
CZYTASZ
Boskość pojęta
Science FictionGdy początkująca studentka odkrywa, że jako jedyna może władać boskim klejnotem, który dla jej rodaków jest cenną spuścizną i źródłem nadziei, nawet nie podejrzewa, co to naprawdę oznacza. Musi dowieść, że zasługuje na dar, który otrzymała, i że pot...