Część IV: Pozostałości, Rozdział 5

17 2 0
                                    

Poranek był bardzo mokry, czego można było się domyślić nawet nie podchodząc do okna, bo jednostajny szmer deszczu dobiegał ze wszystkich stron. Patrząc w ślad za Szymonem, który z parasolem wyruszył w stronę szkoły, Enila stała w uchylonych drzwiach i przez długą chwilę obserwowała szary, przymglony świat.

Wydawało się niemal bez znaczenia, w jaki sposób patrzyła, wszędzie widziała jednostajny szum. Wiele rodzajów fal rozpraszało się wśród chmur, sięgających mgłą do samej ziemi, i rozbijało się o krople deszczu, gubiąc się w jednorodnym chaosie. Trudno było obserwować okolicę przy takiej pogodzie i Enila bałaby się wyjść z domu, nawet gdyby miała dobry płaszcz i kalosze.

– Fatalnie to wygląda. Dziś nawet nie warto próbować – stwierdziła ze smutkiem.

Pomyślała o wielolocie, po którym z pewnością spływały w tej chwili strumienie wody, niemal ze współczuciem, jakby go personifikowała.

– Nie będzie padać w nieskończoność – pocieszyła Agata.

– Z tym mogę się zgodzić, to jedno jest prawie pewne.

Wbrew temu, jak Enila z początku wyobrażała sobie moce bogini, nie miała żadnej władzy nad pogodą, a nawet nie potrafiła jej dobrze przewidzieć. Co prawda dzięki obrazom z sensorów mogłaby rozpoznawać procesy zachodzące w atmosferze i wysuwać przypuszczenia, jak rozwiną się dalej, jednak zdawała sobie sprawę, że nawet przy wsparciu tysięcy punktów pomiarowych i satelitów meteorologicznych, jakie działały w starożytności, byłoby to trudne. Modele pogodowe sprawdzały się tylko do pewnego stopnia i nie wybiegając zbyt daleko w przyszłość.

Podobnie było z wieloma innymi problemami. Choć zdobyta wiedza dała jej dużo nadziei, przyniosła też rozczarowania. Im więcej wiedziała o tym, co potrafili starożytni, i co można było zrobić za pomocą klejnotu, tym lepiej zdawała sobie również sprawę z ograniczeń. Nie chodziło nawet o niemożliwość łamania praw przyrody, bo rozumiała, że to właśnie dzięki tej niezawodnej powtarzalności powstawały fascynujące struktury, na których opierał się świat. Ale urządzenia i programy służyły konkretnym celom i nie zawierały magii, jaką mogła sobie dawniej naiwnie wyobrażać – nie kryły się w nich przyjazne duchy, które wpływałyby na bieg wydarzeń, przynosząc niezwykłe zbiegi okoliczności, podobnie do splotu przypadków jaki uratował porwaną Enilę.

Co prawda były w klejnocie takie programy, z którymi można było rozmawiać i nawet ulec złudzeniu, że dyskutowało się z jakimś inteligentnym duchem. Niektórym wychodziło to lepiej, innym gorzej. Ich moc sprawcza ograniczała się jednak do mechanizmów wbudowanych w klejnot. Potrafiły odpowiadać na pytania, lecz była to wiedza, którą można było odszukać także na inne sposoby. Umiały wytwarzać bardzo skomplikowane sygnały i rezonanse, ale w tym też nie było nic niezwykłego, Enila była pewna, że wszystko to potrafiłaby równie dobrze zrobić sama, gdyby tylko miała dość czasu i wytrwałości. To nie były czary, a zaledwie ich imitacje – miały jednak tę przewagę nad magią, że istniały nie tylko w opowieściach.

Kapryśność pogody obnażała inny rodzaj ograniczeń – bardziej subtelny, łatwiejszy do przeoczenia. Zdobywanie wiedzy o tym, jak działała przyroda, dodało Enili dużo pewności siebie, ale od pewnego momentu zaczęło dziać się coś odwrotnego. Złożone systemy, z których zbudowany był cały świat, potrafiły być fascynująco nieprzewidywalne i im więcej poznawała przykładów, tym bardziej uświadamiała sobie, że nawet znając wszystkie zasady, nie dało się w pełni kontrolować rozwoju wydarzeń. Każdy model rzeczywistości był niedoskonały, nie można było wziąć wszystkiego pod uwagę, a nawet niewielki szczegół potrafił mieć wielkie konsekwencje.

– Popatrzmy na to z drugiej strony, w taką pogodę nie żal siedzieć na dole – pocieszała dalej Agata. – Chętnie poeksperymentuję z nowymi zabawkami, które dostałam. A może pokażesz mi jakieś nowe sztuczki?

Boskość pojętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz