Część V: Małpia boskość, Rozdział 6

10 4 0
                                    

– Nie mówiłem, że tak będzie? – powiedział tata, tonem sugerującym, że wcale nie był szczęśliwy z tego powodu.

– Tak, mówiłeś – stwierdziła Enila z wymuszonym uśmiechem. Co prawda nie wiedziała, co dokładnie miał na myśli, bo pamiętała, że jego przeczucia co do sytuacji politycznej ograniczały się do utartych ogólników, i że tak naprawdę niczego nie przewidział, ale wiedziała, że teraz mówił ze szczerym współczuciem. Odkąd wróciła do domu, podkreślał przede wszystkim, jak bardzo był z niej dumny.

Radio, nastawione na nieistniejącą stację, grało spokojną muzykę nadawaną wprost z klejnotu, podczas gdy kontrolująca to dziewczyna obierała ziemniaki, jakby starała się, żeby nikt nie mógł dopatrzyć się w niej bogini. Przebrała się w stare rzeczy i uparła się, że pomoże w gotowaniu. Nie mogła przegapić takiej okazji, bardzo potrzebowała tych prostych czynności w rodzinnym gronie – choć przez parę dni, po których znów nie wiadomo kiedy się z nimi zobaczy.

– I co, będzie wojna? – zapytał znowu tata, biorąc do ręki pusty garnek.

Zamia uniosła wzrok znad deski, na której kroiła marchewkę. Szeroko otwartymi oczami popatrzyła na ojca i na starszą siostrę.

– Nie, raczej nie – odpowiedziała pospiesznie Enila.

Brakowało jej zaufania do własnego osądu, ale na pewno nie chciała dokładać paliwa panice. Mimo wszystko wierzyła, że Regijczycy woleli tylko grozić z daleka, tak jak robili już od dawna. Żyło im się wygodnie, niespieszno im było do realnego starcia z – może i słabiej uzbrojonym, ale dużo liczniejszym – narodem solewskim. Znaczenie bogini i jej pozycji wydawało się w tym układzie sił marginalne, na przekór mitologizowaniu.

– Na nic takiego się nie zanosi – dodała, starając się o bardziej zdecydowany ton. – Jak woda? Wszystko dobrze działa? – spytała, obserwując ojca napełniającego garnek.

Instalację ciśnieniową i krany zainstalowano w domu na życzenie bogini i pod okiem jednego z jej uczniów. Żałowała, że nie mogła osobiście w tym uczestniczyć, ale mogła teraz przekonać się, czy jej wskazówki zostały wzięte pod uwagę. Strumień wody nie był bardzo mocny, ale stabilny.

– Oczywiście! Co by miało nie działać? – stwierdził tata, zakręcając kurek.

– Akurat ty miałbyś wiedzieć? – wtrąciła Zamia ze śmiechem. – Nie muszą mnie wysyłać do studni, za to ganiają mnie do pompy – wyjaśniła siostrze. – Ale zawsze to łatwiej.

– Nie mów, że tylko ty biegasz. Dziś akurat ja byłam! – dobiegł z góry głos mamy, która wraz z Inną zaczęła schodzić po schodach. – Przygotowałyśmy twoją ulubioną pościel – zwróciła się do Enili. – Jesteś pewna, że tamtym nic nie trzeba?

Miała na myśli żołnierzy, siedzących w rozstawionych na podwórzu samochodach, leniwie obserwujących okolicę, czasem wychodzących na patrol.

– Dziękuję! Nimi się nie martw. Doskonale radzą sobie sami.

Te chwile miały być dla nich, i tylko dla nich.


Enila nie była pewna, czy wojsko było tam tylko w tym celu, żeby ją chronić, czy również po to, żeby mieć oko na wszystko, co robiła. Podchodziła do tego z odrobiną paranoi – ale to dlatego, że rzeczywiście planowała coś, czego z nikim nie uzgadniała.

Nie było jej jednak spieszno. Kolejne dni spędziła nie robiąc niczego podejrzanego, wypoczywając. Odwiedziła rodziny starszego rodzeństwa, z którym nie mogła spotkać się poprzednim razem, a nawet paru dalszych krewnych. Dla każdego miała dużo podarunków – skrzynie spakowane pod okiem Teleny wystarczyłyby pewnie dla całej wsi.

Boskość pojętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz