– Nie mówiłem, że tak będzie? – powiedział tata, tonem sugerującym, że wcale nie był szczęśliwy z tego powodu.
– Tak, mówiłeś – stwierdziła Enila z wymuszonym uśmiechem. Co prawda nie wiedziała, co dokładnie miał na myśli, bo pamiętała, że jego przeczucia co do sytuacji politycznej ograniczały się do utartych ogólników, i że tak naprawdę niczego nie przewidział, ale wiedziała, że teraz mówił ze szczerym współczuciem. Odkąd wróciła do domu, podkreślał przede wszystkim, jak bardzo był z niej dumny.
Radio, nastawione na nieistniejącą stację, grało spokojną muzykę nadawaną wprost z klejnotu, podczas gdy kontrolująca to dziewczyna obierała ziemniaki, jakby starała się, żeby nikt nie mógł dopatrzyć się w niej bogini. Przebrała się w stare rzeczy i uparła się, że pomoże w gotowaniu. Nie mogła przegapić takiej okazji, bardzo potrzebowała tych prostych czynności w rodzinnym gronie – choć przez parę dni, po których znów nie wiadomo kiedy się z nimi zobaczy.
– I co, będzie wojna? – zapytał znowu tata, biorąc do ręki pusty garnek.
Zamia uniosła wzrok znad deski, na której kroiła marchewkę. Szeroko otwartymi oczami popatrzyła na ojca i na starszą siostrę.
– Nie, raczej nie – odpowiedziała pospiesznie Enila.
Brakowało jej zaufania do własnego osądu, ale na pewno nie chciała dokładać paliwa panice. Mimo wszystko wierzyła, że Regijczycy woleli tylko grozić z daleka, tak jak robili już od dawna. Żyło im się wygodnie, niespieszno im było do realnego starcia z – może i słabiej uzbrojonym, ale dużo liczniejszym – narodem solewskim. Znaczenie bogini i jej pozycji wydawało się w tym układzie sił marginalne, na przekór mitologizowaniu.
– Na nic takiego się nie zanosi – dodała, starając się o bardziej zdecydowany ton. – Jak woda? Wszystko dobrze działa? – spytała, obserwując ojca napełniającego garnek.
Instalację ciśnieniową i krany zainstalowano w domu na życzenie bogini i pod okiem jednego z jej uczniów. Żałowała, że nie mogła osobiście w tym uczestniczyć, ale mogła teraz przekonać się, czy jej wskazówki zostały wzięte pod uwagę. Strumień wody nie był bardzo mocny, ale stabilny.
– Oczywiście! Co by miało nie działać? – stwierdził tata, zakręcając kurek.
– Akurat ty miałbyś wiedzieć? – wtrąciła Zamia ze śmiechem. – Nie muszą mnie wysyłać do studni, za to ganiają mnie do pompy – wyjaśniła siostrze. – Ale zawsze to łatwiej.
– Nie mów, że tylko ty biegasz. Dziś akurat ja byłam! – dobiegł z góry głos mamy, która wraz z Inną zaczęła schodzić po schodach. – Przygotowałyśmy twoją ulubioną pościel – zwróciła się do Enili. – Jesteś pewna, że tamtym nic nie trzeba?
Miała na myśli żołnierzy, siedzących w rozstawionych na podwórzu samochodach, leniwie obserwujących okolicę, czasem wychodzących na patrol.
– Dziękuję! Nimi się nie martw. Doskonale radzą sobie sami.
Te chwile miały być dla nich, i tylko dla nich.
Enila nie była pewna, czy wojsko było tam tylko w tym celu, żeby ją chronić, czy również po to, żeby mieć oko na wszystko, co robiła. Podchodziła do tego z odrobiną paranoi – ale to dlatego, że rzeczywiście planowała coś, czego z nikim nie uzgadniała.
Nie było jej jednak spieszno. Kolejne dni spędziła nie robiąc niczego podejrzanego, wypoczywając. Odwiedziła rodziny starszego rodzeństwa, z którym nie mogła spotkać się poprzednim razem, a nawet paru dalszych krewnych. Dla każdego miała dużo podarunków – skrzynie spakowane pod okiem Teleny wystarczyłyby pewnie dla całej wsi.
CZYTASZ
Boskość pojęta
Science FictionGdy początkująca studentka odkrywa, że jako jedyna może władać boskim klejnotem, który dla jej rodaków jest cenną spuścizną i źródłem nadziei, nawet nie podejrzewa, co to naprawdę oznacza. Musi dowieść, że zasługuje na dar, który otrzymała, i że pot...