Frustrowało ją, że choć wiedziała już tak wiele, to wciąż za mało. Potrafiła odczytywać brzmienia słów starożytnego języka, które kryły się w zjawach, ale w dalszym ciągu nie potrafiła rozszyfrować ich znaczenia. Diadem mówił do niej poprzez pismo, wkładając znaki wprost do jej oczu, a to, że nie rozumiała przekazu zaczęło stawać się coraz bardziej dotkliwe, jakby było potwierdzeniem nienawistnych słów o tym, że jako kobieta z „małpującego" narodu nie była zdolna objąć pewnych rzeczy rozumem.
Dlatego z uporem szukała wiedzy w akademickich dziełach i chłonęła wszystko, czego mogła dowiedzieć się od Szymona. Rozpoznawanie znaków i powtarzanie tajemniczych sylab nie wystarczało – potrzebowała składać je w słowa i zdania martwego języka, którego uczyła się praktycznie od zera.
Na szczęście antyczna mowa tylko pozornie brzmiała zupełnie obco. Zdarzały się słowa albo i całe wyrażenia, które były w jakimś stopniu podobne do solewskich lub regijskich. Szymon wyjaśnił jej, że oba współczesne języki wywiodły się z wariantów martwego i dlatego niektóre z wyrazów przetrwały niewiele zmienione w jednym albo drugim. Nigdy wcześniej o tym nie słyszała i wydawało jej się niepojęte, że dwa tak różne narody mogły mieć podobne korzenie, i że dwa tak różne języki mogły pochodzić od wspólnego poprzednika, który na dodatek wydawał się zupełnie inny od obu. Kojarzyło jej się to z historiami o braciach, którzy wyrastali na bardzo różnych od siebie.
– Kiedy nie znasz innych, jeszcze bardziej obcych języków, możesz tego nie zauważać, ale gramatyka solewskiego i regijskiego ma dużo wspólnego z martwym. Dlatego jak zna się jeden z nich, stosunkowo łatwo nauczyć się pozostałych – wyjaśniał Szymon.
Intrygowało ją, jak mogły wyglądać te bardziej odmienne języki, bo odkryła, że nawet stosunkowo niewielkie różnice w frazeologii mogły wpływać na sposób myślenia. Wiedziała na przykład, że solewskie słowo oznaczające „wolność" nie dało się dobrze przetłumaczyć na regijski – dla Solwian naturalnie łączyło się ono z odpowiedzialnością, podczas gdy regijski odpowiednik kojarzył się raczej z nieujarzmioną, dziką swobodą, i wywoływał negatywne emocje. W nieprzyjaznej mowie trudniej było wyrazić niektóre poglądy.
Przypomniało jej to, co Agata mówiła o językach – że nazywanie tym samym wyrazem różnych rzeczy to dopatrywanie się podobieństw między nimi. Zasób słów przekładał się na to, jakie powiązania się widziało, a jakie przeoczało. Każda obca mowa była jak nowy zestaw narzędzi do zgłębiania tajemnic świata.
Jednak nie mogła pozwolić sobie na podążanie za czystą ciekawością, miała ważniejsze problemy do jak najszybszego rozwiązania.
Znaczeń większości napisów, które widziała w zjawach, nie mogła się nawet domyślać, póki nie zaczęła poznawać starożytnego pisma i słownictwa. Ale był jeden wyjątek – ten duch, który potrafił przywołać prawdziwy ogień. Była przekonana, że słowo ukryte w jego kształcie musiało oznaczać coś związanego z niszczycielskim żywiołem. Dlatego bardzo ją zaskoczyło, kiedy poznała antyczne określenia na ogień i płomienie, a te zupełnie nie przypominały tego, czego się spodziewała.
Przywołała na chwilę groźne widmo, ostrożnie, tak by zanadto go nie prowokować. Przyjrzała mu się uważnie i przepisała znaki – poprawiając kształty na takie, jakich uczyła się z książki – a potem pokazała to Szymonowi.
– Znasz takie słowo? Wydaje mi się, że też oznacza coś z ogniem.
– Dlaczego tak myślisz? Nie. To jest coś innego, czekaj. – Ze zmarszczonym czołem podniósł jedną z książek i przez dłuższą chwilę szukał odpowiedniego miejsca. – To dosłownie oznacza coś nie mającego określenia, coś nienazwanego – wyjaśnił, stukając palcem w otwarty wolumen.
CZYTASZ
Boskość pojęta
Science FictionGdy początkująca studentka odkrywa, że jako jedyna może władać boskim klejnotem, który dla jej rodaków jest cenną spuścizną i źródłem nadziei, nawet nie podejrzewa, co to naprawdę oznacza. Musi dowieść, że zasługuje na dar, który otrzymała, i że pot...