Enila stopniowo wróciła do spania w dzień, przez co spędzała coraz mniej czasu z regijskimi gospodarzami, jakby oswajając ich z tym, że już niedługo jej nie będzie. Każdej pogodnej nocy szła do wielolotu i z powrotem, dbając o własną kondycję, jak też i upewniając się, że z pojazdem było wszystko w porządku. Robiła to z nerwową regularnością. Poza testami prawie go nie uruchamiała – ćwiczyła głównie w symulacjach, tak żeby nie nadwerężać antyku. W fikcyjnym świecie doskonaliła techniki lotu, które miały pozwolić na większą dyskrecję – uczyła się rozpoznawać sprzyjające prądy powietrza i wykorzystywać je, aby lecieć ciszej i zużywając mniej energii.
Będąc przykutym do powierzchni ziemi myślało się o kierunkach wiatru tylko w odniesieniu do stron świata. W rzeczywistości powietrze mogło jednak przemieszczać się w dowolnym kierunku w przestrzeni, również pionowo. Te prądy wstępujące, wiatry wiejące w górę, były szczególnie pożyteczne – umiejętnie korzystając z nich, można było latać nawet bez użycia silnika.
Kiedy była już pewna własnych umiejętności, poleciała jeden raz naprawdę – sprawdzając, czy to wszystko, co pokazywał program szkoleniowy, miało odbicie w rzeczywistości. Napełniał ją strachem każdy dźwięk, który był inny, niż w symulatorze. Czy to szmer ściółki leśnej, kiedy pojazd podrywał się do lotu, czy liście omiatające kadłub – dzięki wspomaganym zmysłom zauważała tego zdecydowanie za dużo w momencie, gdy obawiała się, że w każdej chwili coś może pójść nie tak, jeśli któraś z prastarych części odmówi posłuszeństwa.
Zatoczyła kilka kręgów w powietrzu i widząc, że wszystko działało zgodnie z oczekiwaniami, uspokoiła się. Skupiła się na locie i na przyjemności, jaką dawał.
W nocy powietrze było spokojne, trudno było o prądy wznoszące, ale kiedy wzbiła się na wysoki pułap z użyciem silnika, mogła potem długo szybować w ciszy, stopniowo zużywając zgromadzony zapas wysokości.
Oznaczało to, że szczegółowe plany przemknięcia się przez granicę, nad którymi zastanawiała się dawniej, były właściwie niepotrzebne. Mogła wrócić do Solwi choćby w tym momencie, gdyby nagle podjęła taką decyzję. Pojazd mógł lecieć pod osłoną nocy niemal niezauważalnie, cichy jak puchacz. Na bieżąco mogła widzieć impulsy radarów, których używali Regijczycy, i znała ich słabości. Znała sztuczki, które pozwoliłyby ukryć przed nimi jej obecność nawet gdyby przelatywała wprost przez wiązkę. Te trudniejsze metody nie były jednak potrzebne – wiedziała jak lecieć, żeby uniknąć ich zupełnie.
Lepiej było jednak wyruszyć początkiem nocy, żeby dać sobie dużo czasu na przekroczenie granicy. Poza tym potrzebowała pożegnać się z Agatą i Szymonem, a nie chciała, żeby odbyło się to wyłącznie przez radio. Wróciła więc raz jeszcze do schronu, a kiedy wstała późnym popołudniem, wyjawiła, że to już.
Zaczęli pospiesznie przygotowywać dla niej pakunki z zapasem jedzenia.
– Nie trzeba aż tyle – protestowała.
– To przecież będzie kilka dni, zanim będziesz u swoich. Musisz mieć dobry zapas.
Nie wiedzieli, że dzięki wielolotowi zamierzała być w domu jeszcze tej samej nocy, ani że już wcześniej zostawiła w pojeździe trochę suchego prowiantu. Nie prostowała tego, przyjęła więc wszystko, co dostała, w tym jej ulubione kanapki, które Szymon przygotował ze szczególną starannością, oraz duży plecak, niezbędny żeby wszystko pomieścić. Agata dopilnowała też, żeby Enila spakowała komplet ubrań dopasowanych do noszenia razem z klejnotem oraz resztki diademu, od miesięcy niewyjmowane z ukrycia.
Szczerze wyściskała oboje, ale kiedy po zachodzie słońca po raz ostatni wyszła z regijskiego domu, nie oglądała się już za siebie.
Spacer przez ciemny las był już dla niej rutyną, ale jak zawsze starała się być ostrożna. Wyładowany plecak nie przeszkadzał zbytnio, skoro i tak szła powoli.
CZYTASZ
Boskość pojęta
FantascienzaGdy początkująca studentka odkrywa, że jako jedyna może władać boskim klejnotem, który dla jej rodaków jest cenną spuścizną i źródłem nadziei, nawet nie podejrzewa, co to naprawdę oznacza. Musi dowieść, że zasługuje na dar, który otrzymała, i że pot...