Część VI: Skrycie w zaświatach, Rozdział 7

21 2 0
                                    

Pomieszczenie, do którego weszli przez szczelinę w podłodze z pomocą liny nawijanej na napędzany elektrycznie kołowrót, wypełnione było dużą ilością gruzu, nieco uprzątniętego tylko wzdłuż kilku ścieżek oraz u wylotu schodów, które mimo wszystko wyglądały na używane.

Rozsypane odłamki cegieł i kamieni z pewnością pochodziły z części muru, w miejscu której został wielki otwór, w większości zasłonięty łatą zbitą ze zwykłych desek. Tuż obok, wśród gruzu leżała wielka połyskująca bryła – ta sama, której skrawek widoczny był nawet z zewnątrz. Wiedząc już więcej o historii katedry, Andrzej mógł spodziewać się w tym miejscu dzwonu, to jednak było coś innego. Z bliska dostrzegł, że nie było zrobione ze zwykłego metalu, jak wydawało mu się wcześniej, ale z jednego z niezwykle trwałych starożytnych materiałów. Tajemniczemu obiektowi nie szkodziły kaprysy pogody, choć w tym miejscu nie był przed nią w pełni osłonięty – przez niezakrytą część otworu, jak i przez szczeliny między deskami wpadało mnóstwo światła.

Andrzej podszedł do odsłoniętego fragmentu dziury i popatrzył na imponującą panoramę, bo z tej wysokości można było objąć wzrokiem naprawdę dużo. Większość pobliskich pagórków oraz kotliny pomiędzy nimi porastał las, w jednym miejscu błyskał fragment powierzchni jeziora, nigdzie za to nie było widać zabudowań.

– To prawdziwy koniec świata – skomentował. – Wybrałaś tę okolicę, żeby trudno było cię znaleźć?

– Nie, wcale nie planowałam zostać tu na długo. Tak się złożyło, szczęśliwie, czy nieszczęśliwie. Chodź, pokażę ci, gdzie się zatrzymałam.

Poprowadziła go na drugą stronę sali, gdzie oczyszczona ścieżka prowadziła do drzwi, a te do bocznego pomieszczenia. Okazało się dobrze umeblowane, z biurkiem, szafami i łóżkiem.

– To moje tymczasowe gniazdko. Posiłki często jem sama tutaj, teraz wygodniej było na dole... – Obróciła się w stronę Andrzeja, który przyglądał się badawczo wystrojowi. – To także moja prawdziwa pracownia, jak się już domyślałeś.

– Nie wygląda – skwitował. – Spodziewałem się dużo więcej sprzętu.

– Jest go na tyle – odparła ze śmiechem. – Dopiero co przechodziliśmy obok.

– Masz na myśli to wielkie coś? Co to w ogóle jest? Musiało tu być wcześniej, przecież nie wciągnęłaś takiej masy na górę – stwierdził, choć wcale nie był pewien, czy dobrze oceniał granice jej możliwości.

– Nie musiałam, sam tu wfrunął. I to z jego pomocą niedługo stąd odlecimy.

Andrzej bez słowa wyszedł z powrotem do pokrytej gruzem sali i przyjrzał się wszystkiemu raz jeszcze, układając w głowie możliwy scenariusz. Jedyny sposób, w jaki coś tego rozmiaru mogło dostać się do środka, to przez wielką dziurę w ścianie, jej kształt był nawet odpowiedni. Wiele wskazywało, że wtargnięcie do środka odbyło się siłą, ze szkodą dla zabytkowego muru.

– Te zniszczenia to twoje dzieło!? – Popatrzył na Spellę, która wyszła w ślad za nim.

– Nie wszystkie! Ale tak, ta wieża była w lepszym stanie, delikatnie rzecz ujmując. Nikt, włączając mnie, nie planował, żeby tu coś lądowało. Miałam wypadek. Pogoda była zła, ludzie głupi, dużo rzeczy się złożyło. Z początku pomagałam tutejszym mieszkańcom, żeby wynagrodzić zniszczenia, obiecywałam, że zarobię na to, żeby wszystko naprawić. Ale potem okazało się, że na większych reperacjach wcale im nie zależy, zrobili tyle – pokazała na deski – i zamknęli temat. Za to cenią moją pracę samą w sobie. A ja przekonałam się, że to rzeczywiście wygodne miejsce, żeby dowiadywać się jak najwięcej o tym, co dzieje się na świecie, jednocześnie pozostając poza zasięgiem innych czujnych oczu i uszu. Akurat w tym jestem dobra.

Boskość pojętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz