Andrzej nie był pewien, czy to, co przeżywał, działo się naprawdę. Kiedy zgniotły go przeciążenia, myślał, że wciąż są w wielolocie, ale potem Spella wzięła go za rękę i po prostu szli przez siebie, niekończącymi się tunelami, jakie zwykle spotyka się tylko w dokuczliwych snach. Następnie zdał sobie sprawę, że siedział wśród zarośli. Zapach pospolitego łopianu mieszał się z aromatem podobnym do kwitańskiej bazylii i innymi, mniej znajomymi. Pokryte meszkiem liście zahaczyły o zarost na jego twarzy.
Odgarnął czepliwe pędy i zobaczył Spellę siedzącą na gałęzi, a może wyjątkowo grubym korzeniu. Krzewy, byliny i zioła zdawały się rosnąć jedne na drugich, we wszystkich kierunkach, patrząc na nie trudno byłoby powiedzieć, gdzie była góra, a gdzie dół. Nie wiadomo skąd dochodziło rozproszone światło. Jedyne, co mu się z tym kojarzyło, to że znaleźli się w gęstej dżungli.
– Gdzie jesteśmy? – spytał.
– W brzuchu wielkiej ryby.
Uznał to za potwierdzenie, że albo śnił, albo znalazł się w świecie majaków. W dodatku z każdą chwilą czuł się coraz lżejszy, jakby stawał się duchem. Spella ze śmiechem zsunęła się z gałęzi i powoli popłynęła przez powietrze nad głową Andrzeja. Obrócił się w ślad za nią i do reszty stracił orientację. Liście znowu muskały go po twarzy, niekontrolowanie dryfował wśród botanicznego chaosu. Przynajmniej było za co się chwycić, łodygi i gałęzie były pod ręką.
– Wróciliśmy na orbitę – dodała. – Jesteśmy w ich statku kosmicznym, przechwycili nas i zabrali do środka. A to ich wewnętrzny ogród. Umieścili nas tu, bo uznali, że to jedyne miejsce, w którym będziemy czuć się w miarę normalnie.
– Kim są „oni"? Rozmawiałaś z nimi?
– Też możesz! Wgrali mi translator. Co prawda przekłada tylko na nasz antyczny, ale zrobię ci z tego regijski, żebyś miał łatwiej.
Z boku odezwał się inny głos. Używał niezrozumiałego języka, ale w słuchawce, którą Andrzej wciąż miał w uchu, niemal natychmiast rozbrzmiało tłumaczenie.
– Witajcie, autostopowicze! A może lokalni przewodnicy.
Zza pobliskiej kaliny wyłoniła się postać, bez wątpienia ludzka, i prawdopodobnie kobieca. Strój, choć obcisły, nie podkreślał kształtów, a to, co na pierwszy rzut oka wydawało się ozdobami, okazało się miniaturowymi urządzeniami. Nieznajoma poruszała się pewnie, i w przeciwieństwie do Andrzeja umiała zwrócić się dokładnie tam, gdzie chciała.
– Pomyślałam, że wolicie spotkać się bezpośrednio – wyjaśniła. – Jestem Onia, chwilowo trafiliście pod moją opiekę. Czy dobrze się czujecie?
– Nie. To znaczy tak – natychmiast poprawił się. – Nie wiem, co tu się dzieje, ale czuję się dobrze.
Popatrzył w stronę Spelli, która była teraz poniżej niego, rozumiejąc tak kierunek, w którym celowały jego nogi. Odgarniała gałązki, żeby dostać się do owalnego, zielono-czerwonego owocu.
– Mango, podobne do starożytnych! – krzyknęła z zachwytem. – Nie przypuszczałam nawet, że kiedyś zobaczę prawdziwe.
Ostrożnie chwyciła je w dłonie, nie zrywając, i przytknęła nos do skórki.
– Czujcie się goszczeni – oświadczyła Onia.
Niejasne było, co chciała przez to wyrazić – sens mógł zagubić się w tłumaczeniu. Spella przypuszczalnie miała podobne wątpliwości, bo dopytała:
– Mogę skosztować?
– Tak, urośnie więcej, zapewniamy dobre warunki. Zaszczepimy też próbki gatunków od was.
CZYTASZ
Boskość pojęta
Science FictionGdy początkująca studentka odkrywa, że jako jedyna może władać boskim klejnotem, który dla jej rodaków jest cenną spuścizną i źródłem nadziei, nawet nie podejrzewa, co to naprawdę oznacza. Musi dowieść, że zasługuje na dar, który otrzymała, i że pot...