ADELIO

96 19 37
                                    


"OSZUSTWO TO KŁAMSTWO"
_________________________________

29 czerwca
Bilbao



mam

tego

dość

Od godziny stałem przy drodze, próbując złapać stopa, żeby dostać się do Francji, ale żadne auto się jeszcze nie zatrzymało. Żadne! Przecież jestem takim uroczym i kochanym chłopakiem! Nie chciało mi się jechać ani pociągniem, ani autobusem, a własnego auta nie miałem. Uznałem więc, że skoro to ma być przygoda, dzięki której zacznę żyć, to podróż na stopa wydaje się ciekawym pomysłem, ale po godzinie zrobiło się to męczące. Sam nie do końca byłem pewien gdzie się znajduję, wokół widziałem tylko drzewa, drzewa, trochę śmieci, drzewa, ławkę i kilka drzew. Kiedy pożegnałem Carlę ruszyłem przed siebie i w momencie, kiedy moje nogi domagały się postoju, postanowiłem się zatrzymać, jak się potem okazało próbowałem złapać stopa na totalnym pustkowiu, ale co dziwne, dość często mogłem dostrzec mijające mnie auta.

dosłownie mijające, jakby mnie tam wcale nie było

Przez chwilę nawet pomyślałem, że może Harry Potter zarzucił na mnie swoją pelerynę niewidkę, co miało być jakimś żartem, ale nie, ani peleryny, ani Harry'ego nigdzie nie było.

Już miałem odchodzić kawałek dalej, nagle jednak zauważyłem nadjeżdżający samochód. Szybko więc zająłem swoje miejsce, przybrałem wielki uśmiech na twarz i zacząłem zatrzymywać auto. Proszę. Proszę. Chociaż jedno.

Za kółkiem zdążyłem zauważyć jakiegoś mężczyznę, a obok niego kobietę. Dwadzieścia parę lat. Oboje. Zatrzymali się! Uśmiech na mojej twarzy się poszerzył i ucieszony podbiegłem do okna od strony kierowcy.

Hola — powiedziałem, a mężczyzna w czarnym swetrze, przy dwudziestu pięciu stopniach, w odpowiedzi kiwnął głową.

— Gdzie byś chciał żebyśmy cię zawiezili? — spytała kobieta.

— Obojętnie gdzie, tylko że we Francji.

I to co stało się potem, było dziwne. Brunet nacisnął pedał gazu i bez żadnego słowa odjechali. Tak ich przeraziłem? Westchnąłem ciężko, po czym wziąłem swoją walizkę i postanowiłem iść przed siebie.

Po kilkunastu minutach dotarłem na stację. W sumie to całkiem dobrze się złożyło, bo woda mi się kończyła i miałem ochotę coś przegryźć. Wszedłem do sklepu i podszedłem do półki z batonikami. Zeskanowałem je wzrokiem, po czym wziąłem ten, który wydawał się najsmaczniejszy. Już chciałem iść do kasy, ale delikatny głosik mnie powstrzymał.

— Dziękuję, że sięgnąłeś mi tego batona.

Odwróciłem się w stronę dźwięku, a tam ujrzałem małą dziewczynkę. Nie dałbym jej więcej niż siedem lat. Skrzyżowała małe rączki na swojej klatce piersiowej i patrzyła na mnie z wyższością, chociaż dla jasności, ja byłem wyższy. Ubrana była w jakiś niebieski kombinezon oraz różową koszulkę, chyba z napisem "boss girl" i co ciekawe wyglądało to, jakby sama go sobie napisała. Na stopach miała czerwone buciki zapinane na rzepy. Jej brązowe włosy sterczały w każdą stronę i znalazło się w nich kilka liści, jakby przed chwilą stoczyła walkę z krzakiem. Poza tym była lekko ubrudzona na twarzy i rękach.

Droga po Marzenia | bxb Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz