ADELIO

65 11 4
                                    

20 lipca
Berno

— Czy to twoje kolejne marzenie? — Pytanie padło z ust Hervé.

Gestem dłoni pokazał na przestrzeń wokół nas. Szliśmy właśnie chodnikiem, a latarnie mijane co jakiś czas, oświetlały nam drogę. Na pomoc dołączył do nich księżyc i gwiazdy na niebie. Znajdowaliśmy się jakieś kilkaset metrów od hotelu, w którym mieliśmy zakwaterowanie. Mimo, że poprzedniego dnia szedłem tą samą drogą, to teraz wszystko miało więcej uroku, niż w jasnych promieniach dnia.

— Nocny spacer? — zapytałem, zerkając na chłopaka idącego obok mnie. Hervé potwierdził skinieniem głowy. Wyglądał na zmęczonego i zaspanego. Zapewne tak było, ale umiejętnie ignorowałem ten fakt. Było przyjemnie ciepło, jak na tak późną porę. Ciało bruneta opatuliła cienka szara bluza, zapinana na zamek oraz pierwsze lepsze spodenki wyjęte z jego plecaka. Wyglądałem podobnie, z tą różnicą, że rękawy mojej bluzy były podwijane, a zaraz potem znowu ściągane na dół. Dzisiejsza temperatura mojego ciała jakoś mi nie sprzyjała. — Nie, to nie moje marzenie.

Chłopak nabrał głęboko powietrza w płuca, po czym, starając się brzmieć jak najbardziej opanowanie, rzekł:

— To po cholerę, wyciągnąłeś mnie z łóżka o drugiej w nocy?

— Miałem ochotę na spacer.

Nocą wszystko wydawało się inne. Świat zwalnia wtedy tempa. Ludzie nigdzie się nie spieszą, na ulicach wieją pustki, zero krzyków, zamieszania, czy chaosu. Tylko gdzieniegdzie echo tupotów stop, ciche odgłosy zwierząt i wiatru. Każde miejsce nagle staje się piękniejsze. Dzienne domy są nocnymi pałacami, a w niektórych w nich wciąż palące się światło staje się małym oświetleniem w ciemności. Mijany przez nas właśnie szary staw stał się lustrem nieba, wyglądający jakby chciał wyjawić jego wszystkie tajemnice.

— To jest twoja głupia lista marzeń, więc po co ci ja na tym spacerze? — spytał retorycznie Hervé, wywracając oczami.

— Gdybyś miał choć trochę rozumu, to przyswoiłbyś już za pierwszym razem informacje, że to nie było moje marzenie.

Poczułem na sobie zdziwiony wzrok chłopaka. Z początku starałem się go skutecznie ignorować, ale z czasem zrobiło się to irytujące i gdy miałem już się zapytać o co mu chodzi, ten mnie wyprzedził.

— Coś ty taki niemiły?

W jego głosie było słychać lekką chrypkę. W końcu niedawno co się dopiero obudził, a ja od razu kazałem mu iść się ze mną przejść. Ostatnio nie mogłem spać i potrzebowałem jakiegoś rozluźniania, a zmęczenie mojego organizmu wydawało się całkiem rozsądną opcją. Dzięki temu mógłbym szybciej zasnąć po powrocie. Mam nadzieję.

— Jesteś ze mną w podróży wystarczająco długo, żeby sądzić, że raczej nie uciekniesz, a to znaczy, że nie muszę już udawać miłego, żeby mieć darmową podwózkę — rzekłem z uśmiechem na ustach.

— Słucham?

Dopiero po tym zdałem sobie sprawę co ja właściwie powiedziałem. Zerknąłem w bok, gdzie szedł Hervé. Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami, a z jego mimiki twarzy nie mogłem nic wyczytać. Nie miałem pojęcia czy jest zły, smutny, sfrustrowany, czy obojętny na to co przed chwilą wypaplałem.

— To znaczy to... — właściwie prawda — chodzi o to, że... — potrzebowałem szofera — ja tylko chciałem... — spełnić tą listę marzeń, wydając jak najmniej pieniędzy.

Nie wiedziałem co wydawało się najwłaściwsze do wypowiedzenia. Hervé uniósł się lekko śmiechem, a jego wzrok skupiony był na mnie.

— Nie musisz kłamać — mruknął spokojnie, kopiąc kamień, który przeszkadzał mu w drodze. — Obaj dobrze wiemy, że za sobą nie przepadamy.

Droga po Marzenia | bxb Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz