ISABELLA

55 9 14
                                    

30 lipca
Paryż

Pamiętam jak pierwszy raz go spotkałam.

Był przystojny, zabawny i zajęty.

Spotkaliśmy się na szczycie wieży Eiffle'a. Pozwalałam, aby moje ówcześnie gęste ciemne włosy z zachwytem wirowały nad moją głową. Umówiłam się tam z przyjaciółką. To był drugi dzień mojego pobytu w mieście zakochanych. Jednak zanim spotkałam się z nią, poznałam jego.

Pamiętam brak pustki w sercu, czerwone policzki, mocno świecące gwiazdy i jego ciepłą dłoń, gdy mi się przedstawił.

Pamiętam każdy szczegół tego spotkania, bo odtwarzam go w głowie prawie cały czas. Wtedy pierwszy raz poczułam się w pełni szczęśliwa. Miałam kontakt z cudowną przyjaciółką, wyrwałam się z sierocińca, byłam na wymarzonych studiach w wymarzonym mieście.

Thierry był tak życzliwy i czarujący, że przepadłam dla niego od razu. Pamiętam też dziwne ukłucie w okolicy serca, gdy moja przyjaciółka powiedziała mi, że są razem. Nie mogłam jej tego zrobić. Zdystansowałam się do mężczyzny, ale jak na złość moje uczucia stawały się większe. Zawsze, gdy umawiałam się z Blanche, on tam był. Czasami miał na sobie brązowy sweter z inicjałami, który dostał od mamy na święta. Od czasu do czasu pod pachą niósł swój dziennik, a na nosach wtedy miał okulary, luźne włosy wpadały mu na czoło. Często łapałam go na tym, że miał palce brudne od farb.

Thierry był artystą. Poruszał wszystkim i wszystkimi. Kradł serca, malował je i oddawał szczęśliwsze.

Mojego jednak nie oddał.

Z początku myślałam, że je zgubił, ale kilka lat później, gdy oboje skończyliśmy studia, wyznał mi, że moje serce zawsze nosił przy sobie i że ja nosiłam jego.

W ten sposób wyznał mi miłość, którą przyjęłam.

Każda chwila z nim spędzona, każdy pocałunek, przytulas, kwiat czy posiłek był dla mnie błogosławieństwem. Pływałam w rzece szczęścia, która zmieniła się w morze wraz z narodzinami naszego jedynego syna. Sielanka trwała i trwała, aż nawiedziły nas ciemne chmury, które odebrały nam go.

Zostałam sama z Hervè, który za bardzo przypominał mi mężczyznę.

Ból był tak mocny i świeży, że niezdolna byłam sobie z nim poradzić, a moim nowym przyjacielem stał się alkohol. Butelka, teraz widniejąca w mojej prawie szarej dłoni z żółtymi paznokciami, sprawiała, że zapominałam.

Dziś był mój pierwszy dzień trzeźwości, a to mnie zaczynało dobijać. Byłam sama w wielkim domu, dalej słyszałam śmiech syna, czułam miłość męża, ale w rzeczywistości byłam sama. Ta butelka, którą prawie zbiłam tak silnie mnie przyciągała, że z moich oczu poleciały łzy.

Musiałam się napić.

Wtedy jednak przypomniała mi się kłótnia z Hervè.

Dalej mocno ją ściskając wstałam z kanapy i poszłam do pokoju syna, czując jak bardzo boli mnie głowa. Dziwiłam się, że jeszcze żyję, a Hervè wytrzymał ze mną tyle lat. Gdy tylko przeszłam przez próg zamkniętego dotychczas pokoju, poczułam znajomy zapach. Widziałam rozrzucone rzeczy i brak deskorolki, która zawsze mnie tak irytowała, ale była tym co Hervè uwielbiał.

On odszedł.

Weszłam w głąb pokoju. Pustka mi doskwierała jak nigdy dotąd. W tym momencie butelka alkoholu, którą trzymałam wydawała się ważyć z tonę. Podniosłam ją i patrzyłam na nią.

Chwile mijały, a ja nie potrafiłam opuścić jej na dół. Dopiero, gdy kątem oka dostrzegłam niepościelone łóżko Hervè, ona upadła na dywan. Podeszłam do posłania jak zahipnotyzowana, coś mokrego moczyło mi policzka. Położyłam się w nim, zaciągając się zapachem syna i w tym momencie z moich ust wydobył się głośny szloch.

— Wróć! — krzyknęłam, czując jak moje serce, złamane dawno temu, rwie się na jeszcze mniejsze kawałki, które zatrute były trucizną poczucia winy.

Droga po Marzenia | bxb Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz