ADELIO

68 10 55
                                    

27 lipca

— I ostatni dzień za nami! — powiedziałem uśmiechnięty.

Zeskoczyłem ze schodka, na który przed chwilą wszedłem. Spojrzałem na Vivenzio idącego obok mnie. Jego wzrok był utkwiony w ziemi, wyglądał jakby gorączkowo nad czymś rozmyślał. Od mniej więcej godziny zachowywał się co najmniej dziwnie. Nie mówił za dużo i nie miał pewnej siebie postawy. Ignorowałem to jednak, uznając, że może to być spowodowane zmęczeniem.

Chłopak pokiwał głową. Zmarszczyłem brwi, ale w żaden sposób tego nie skomentowałem.

Dalej zmierzaliśmy w kierunku naszego tymczasowego "miejsca zamieszkania". Wczoraj w ciągu dnia Vi oznajmił mi, że wraz z Gaią wyruszają jutro z rana w dalszą podróż. Sami nie byli pewni, gdzie następnie się udadzą, ale wiedzieli, że dłużej nie mogą tu zostać. W końcu nie dość, że policja zapewne ich szukała i zostanie w jednym miejscu więcej, niż kilka dni mogło być ryzykowne, to jeszcze ojciec chłopaka na pewno w końcu pomyślałby o tym, że mogą się tu znajdować. Ja z Hervè też uznaliśmy, że jutro wrócimy do Wenecji. Nie planowaliśmy nawet zostać tu aż cztery dni, ale tak jakoś wyszło.

Gdy brnęliśmy naprzód, ciężar sytuacji wisiał w powietrzu. Vi i Gaia zostawiali wszystko w poszukiwaniu schronienia, a ja nie mogłem nie odczuwać ukłucia smutku z ich powodu. Odgłos naszych kroków na wydeptanej ścieżce odbijał się echem w ciszy, a każdy krok odzwierciedlał słodko-gorzką rzeczywistość okoliczności. Cieszyłem się, że miałem okazję ich spotkać. Próbowałem nawet nakłonić Vivenzio do podania nam jakiegoś ich numeru telefonu, ale oboje postanowili nie brać ze sobą komórek. Poza tym uznali, że jak już wyjdą na prostą, to pierwsi się do nas odezwą.

Nagle chłopak się zatrzymał. Zdziwiony również stanąłem w miejscu i rozejrzałem się wokół, ale nie dostrzegłem niczego podejrzanego. Już chciałem zadać pytanie, ale czarnowłosy zaczął mówić.

— Adelio. — Jego głos był niezwykle spokojny, ale po brązowych oczach mogłem powiedzieć, że coś było nie tak. — Jest mała zmiana planów.

Nawet nie zdążyłem w żaden sposób zareagować, gdy odwrócił mnie, po czym wyjął z plecaka kopertę z pieniędzmi, które dziś zarobiliśmy. Przez te kilka dni wszystkie pieniądze wkładaliśmy do kopert, które wcześniej dał nam Dario, a na koniec dnia oddawaliśmy je Riccardo. Mężczyzna zapewne dopiero później przekazywał je temu pierwszemu.

— Co robisz? — zapytałem głosem drżącym z mieszaniny strachu i ciekawości.

Twarz Vivenzio była nieczytelna, gdy otwierał kopertę, odsłaniając plik banknotów. Wziął głęboki oddech, zanim przemówił ściszonym głosem.

— Nie oddamy dzisiaj tych pieniędzy. — Vi nie odwracając oczu od koperty, wyjął z niej całą zawartość, a dopiero potem na mnie zerknął. — Potrzebuję ich.

Jego oczy wpatrywały się we mnie z nutką smutku.

— Co? — Mój głos brzmiał nienaturalnie, gdy uświadamiałem sobie co mógł mieć na myśli chłopak.

Vi wypuścił powietrze przez nos.

— Wiesz, że musimy z Gaią mieć trochę gotówki na naszą wyprawę do jej mamy. — Podszedł do mnie bliżej, kładąc mi rękę na ramieniu. Domyśliłem się, że tym gestem chciał mnie uspokoić i sprawić bym zgodził się na jego kradzież, bo inaczej nie mogłem tego nazwać. — Dzisiejszą wypłatę dostaniesz i każdy będzie zadowolony. — Nic nie odpowiedziałem przez dłuższą chwilę, aż w końcu czarnowłosy westchnął głośno i odwrócił się do mnie plecami. — Adelio, tu są z trzy tysiące. Wiesz jak bardzo to nam pomoże?

Droga po Marzenia | bxb Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz