HERVÈ

84 12 16
                                    

23 lipca
Berno

Od tej nocnej rozmowy z Adelio przez całą drogę do Włoch towarzyszyło mi dziwne uczucie. Coś w środku żołądka mnie ściskało i choć na początku byłem zmęczony, później nie zmrużyłem oka. Tamten dzień z Adelio 2.0 był wyczerpujący, ale jednocześnie dał mi do myślenia, nie sądziłem, że kiedykolwiek otworzę się przed Adelio i powiem mu dlaczego zgodziłem się z nim podróżować.

Zapomniałem jednak, że nocami najczęściej odbywają się najbardziej szczere rozmowy. Nigdy za dnia i nie do końca to rozumiałem.

Życie nocne zawsze wydawało się sto razy lepsze od każdego innego, to znaczy kiedyś.
Powiedziałem za dużo i teraz, gdy siedziałem za kierownicą, kierując się do następnego kraju na liście chłopaka, który po tym jak mnie obudził, postanowił w najlepsze odsypiać, żałowałem.

Nie powinienem był mu tego mówić, prawie w ogóle się nie znaliśmy. Zresztą pod koniec rozmowy ustaliliśmy, że nawet nie chcemy się poznawać, ale do diaska! Ta gadka o śmierci, nieszczęśliwym życiu i o tym, dlaczego wybrałem się w tę podróż, to było za dużo. Za dużo dla Hervè, który musiał żyć za dnia.

Zerknąłem na Adelio, który siedział na miejscu pasażera z głową opartą o szybę i spał. Jego twarz była niezwykle blada i przypominał w tym momencie śmierć. Byłem ciekaw, czy gorączka już mu całkowicie przeszła. Udało nam się ją trochę zbić, a poprzedniego dnia było już dużo lepiej, ale zawsze mogła wrócić.

Westchnąłem cicho, włączając radio. Pierwszy raz od bardzo dawna cisza mnie przytłaczała. Musiałem czymś zagłuszyć swoje myśli. Skoczna melodia wypełniła samochód, skupiłem się na drodze i z całych sił, starałem się o niczym nie myśleć.
O dziwo, przyszło mi to bardzo dobrze.

Następne godziny minęły mi na słuchaniu radia i zerkaniu na śpiącego chłopaka. Zdążyłem przez ten czas zauważyć ogromne wory pod jego oczami, niezwykle długie rzęsy, które muskały policzki i różowe usta, które tak często były wykrzywione w uśmiechu.
Gdy przekroczyłem granicę Włoch, postanowiłem obudzić chłopaka. To on jeździł palcem po kartce i wybierał miasta w danych krajach, zaraz po tym jak ułożył nam trasę do Polski. Nie miałem pojęcia gdzie się kierować. Jak na razie staliśmy na jakimś parkingu, gdzie nie było praktycznie nikogo.

Wyszedłem z samochodu, po czym zapaliłem papierosa i podszedłem do drzwi od strony pasażera. Otworzyłem je.

— Wstawaj! — krzyknąłem.

Adelio wykonał jakieś dziwne ruchy rękami, uderzając się dłonią w sufit samochodu, krzycząc jednocześnie, że mam go nie zmieniać w karalucha. Uniosłem kącik ust ku górze, trochę żałowałem, że nie mogłem tego zrobić. Oparłem się o drzwi, wypuszczając z ust dym papierosowy.

— Nie zjadajcie mi palców! One nie są marchewkami! — krzyczał, a ja parsknąłem śmiechem. Co on miał w głowie? — Ja nie śpię!

— To super, bo właśnie czeka nas walka z wielkimi królikami, które chcą zjeść twoje palce — oznajmiłem, zaciągając się papierosem. Na jego niewinnej twarzy pojawił się grymas strachu. Zagryzłem wargę, chcąc powstrzymać śmiech, ale nie bardzo mi wyszło. — Kurwa dzieciaku, ale masz porąbane sny — dodałem po chwili.

— Już jesteśmy? — spytał, przecierając oczy. Jego klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała, co świadczyło, że faktycznie go wystraszyłem. Odwróciłem wzrok, czując nutkę winy. — To czemu nie jedziemy?

— Bo nie wiem do jakiego miasta się kierować — odparłem, mając nadzieję, że nie powie niczego oddalonego o setki kilometrów.

Po pierwsze: byłem zmęczony i nie miałem ochoty aż tak długo jechać.

Droga po Marzenia | bxb Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz