HERVÈ

71 11 37
                                    

31 lipca
Bregencja

Coś mi nie pasowało. Mieliśmy paliwo, słońce grzało i właśnie przemierzaliśmy Austrię, ale bez Carli. Pożegnaliśmy ją kilka godzin temu, a ja czułem się dziwnie. Znów byłem sam na sam z Adelio i... nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo. Australijskie radio cicho grało, a chłopak z zachwytem podziwiał krajobraz za oknem, co dało mi przestrzeń na zamknięcie się we własnym umyśle.

Ostatnie dni, zwłaszcza te we Włoszech były bardzo intensywne. W pewnych momentach nie poznawałem sam siebie, byłem za bardzo ludzki.

— Nasze kolejne marzenie to spędzenie nocy w muzeum — odezwał się nagle Adelio. Zerknąłem na niego. Już się uśmiechał i patrzył na mnie z błyskiem w oku.

— Po pierwsze, to nie nasze marzenie, tylko twoje. — Musiałem to podkreślić, bo czułem się bardzo nieswojo z tym co usłyszałem.

Byliśmy Hervè i Adelio. Nie Adervé. Dwie całkiem inne osoby.

— A po drugie, eksponaty w naszym świecie nie ożywają — powiedziałem, uśmiechając się kącikiem ust. — Takie rzeczy to tylko w filmach.

— Zamknij się — mruknął pod nosem, ale wiedziałem, że nie jest na mnie obrażony, a to co powiedziałem nawet go rozbawiło. Szybkie odwrócenie głowy i uwydatnienie policzków go zdradziło. — Jak nie chcesz porzucać kości Tirexowi to nie, ale nawet nie wiesz co tracisz — powiedział, co sprawiło, że musiałem pokręcić głową.

— Wiesz co sobie myślę? — spytałem, zerkając na niego. Odczekałem moment z odpowiedzią. Dwa samochody nas wyminęły. — Że Tirexowi byłoby bardzo smutno, gdybym się z nim nie pobawił —rzekłem, znów na niego zerkając. Jego głowa skierowała się w moją stronę, a na ustach widniał uśmiech.

— Tak, przyjaciel pewnie za tobą tęskni — stwierdził, a ja parsknąłem śmiechem.

— Jestem tylko dwa lata od ciebie starszy — odparłem, gdy podjechaliśmy pod wskazany adres.

Był to niewielki motel w Bregencji, bo na żaden hotel nie było nas stać. Ktoś, gdyby zobaczył nas z boku, stwierdziłby, że mamy nie latać tak po krajach, tylko sobie odpuścić. Moim zdaniem my właśnie przeżywaliśmy ciekawą przygodę, której nie chciałem teraz przerywać. Naprawdę nie widziało mi się wracanie do domu, do matki alkoholiczki, która widzi we mnie bankomat.

— Nie wygląda źle — powiedział nagle Adelio, wysiadając z samochodu. Zrobiłem to samo, pakując od razu papierosa w usta. — Przydałoby się tutaj tylko nieco odświeżyć.

— Wielki pan dekorator wnętrz — mruknąłem, odpalając papierosa. — Możesz im doradzić — rzuciłem, patrząc na niego spod byka, by zobaczyć jak jawnie wywraca oczami.

— Jeszcze będziesz mnie błagał bym urządził ci mieszkanie za pół ceny — odparł, unosząc podbródek do góry. Ciało zwrócił w moją stronę. Spapugowałem po nim, uważając by nie wypuścić na niego dymu.

— Z pewnością będę chciał mieć pełno brokatu na ścianach, pluszaki w każdym kącie i cekiny na rogach stołu.

Adelio zrobił zniesmaczoną minę, przez co na środku jego czoła pojawiła się delikatna zmarszczka, która przykuła mój wzrok. Zjechałem wzrokiem na jego pełne usta, gdy mi odpowiadał. Patrzyłem jak się poruszają, nie mogąc się od nich oderwać. Tak pięknie lśniły w słońcu, choć pęknięte po lewej stronie, dalej tworzyły zadziwiający obraz, który zachęcał do bliższego przyjrzenia im się. Gdy moje myśli zaczęły zbiegać na tory, z których nie byłem specjalnie zadowolony odsunąłem się i porządnie zaciągnąłem papierosem.

Droga po Marzenia | bxb Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz