PÍA

72 8 6
                                    

31 lipca
Pampeluna

Czy gdybym w tamtej chwili zamordowała mojego młodszego brata, którego śmierci bym nie przeżyła, to byłabym psychiczna czy tylko postradała zmysły?

— Przysięgam, że jeśli jeszcze raz westchniesz zirytowana na telefon, to cię uduszę. — Posłałam przelotne spojrzenie Leandrze.

Siedziała na łóżku, w ręce trzymając lusterko i tusz do rzęs. Było jakoś przed ósmą. Dziewczyny szykowały się na zajęcia z obozowiczami. Ja już dawno byłam gotowa, ponieważ kolejną, cholerną noc z rzędu nie mogłam spać z powodu Adelio. Zawsze bardzo się o niego martwiłam, jednak tym razem nie miałam nawet pojęcia gdzie się znajdował.

— Przestań — skarciła ją Camila, gdy ja byłam w czasie wysyłania milionowej wiadomości do mojego brata. I kolejny raz zostałam przez niego zignorowana. — Pía się martwi, to normalne.

Lubiłam Camilę, była prosta do dogadania się z nią. A teraz nie potrzebowałam osób, które by mnie wkurzały. Już wystarczająco byłam wściekła na brata.

Wybrałam numer Adelio i znów próbowałam swoich sił w dodzwonieniu się do niego. Kolejny raz nic. I następny. Westchnęłam głośno, przeklinając pod nosem. Leandra wstała ze swojego łóżka. Nie zdążyłam nawet zarejestrować momentu, w którym wyrwała mi telefon z dłoni, ustając naprzeciwko mnie. Była niższa.

— Nie widzisz, że on cię ignoruje? — Pogardliwy uśmiech na jej twarzy sprawiał, że miałam ochotę ją uderzyć. — Gdybym ja dostała wiadomość z zapytaniem gdzie jestem, bo w miejscu w którym powinnam być mnie nie ma, to też bym nie odpowiadała.

Uniosłam brwi. Nic nie odpowiedziałam. Zdawałam sobie sprawę, że nie postąpiłam mądrze, wysyłając mu taka wiadomość. Ale kto mógł mnie winić? Działanie pod wpływem emocji robiło swoje.

— Może po prostu śpi, albo ma rozładowany telefon? — Nie musiałam nawet patrzeć na Camilę, żeby wiedzieć, iż się uśmiecha.

Lea lustrowała moją twarz jak największe arcydzieło, mimo że na jej twarzy widniał zadziorny uśmieszek. Oblizała usta i odwróciła wzrok w stronę Cam.

— Od trzech dni? — zapytała prześmiewczo, a rudowłosa dziewczyna spuściła wzrok, wracając do poprzedniej czynności, czyli przeglądania social mediów. Leandra wróciła oczami na mnie. — Ta Carla dziś wraca ze swojej rzekomej choroby, poczekaj, spotkaj się z nią i wyjaśnił.

Zamyśliłam się przez moment, a potem pokiwałam głową. Wyrwałam swój telefon z jej ręki.

— Jeszcze raz dotkniesz mojego telefonu, a nigdy nie będziesz już spać spokojnie. — Zagroziłam z uśmiechem.  Nachyliłam się w jej stronę. — I przestań być taka oczywista — dodałam szeptem.

Pomachałam Camili, ignorując zirytowane spojrzenie drugiej, po czym wyszłam na zbiórkę.

* * *

— To ciekawe, że twoja babcia nie widziała cię w domu przez ostatnie kilka dni — powiedziałam zamyślona, kładąc dłoń na ramieniu Carli, gdy w końcu po całym dniu ją znalazłam, idącą w stronę swojego domku. Dziewczyna wzdrygnęła się pod wpływem mojego dotyku, po czym stanęła w miejscu i wzięła głęboki wdech. — Musisz zawsze wygrywać w chowanego. — Zabrałam rękę, a ta odwróciła się w moją stronę z uśmiechem na ustach. Odwzajemniłam go w sztuczny sposób. — Więc, gdzie mój brat?

— Pewnie gdzieś tu... — zaczęła, ale jej przerwałam.

— Nie, Carla. — Mój głos był spokojny. — Nie kłam jeśli chodzi o niego.

Carla milczała. Czekałam cierpliwie, aż się odezwie, aż wytłumaczy o co tu chodzi i gdzie podziewa się mój idiotyczny brat. Milczała. Sekundę. Dwadzieścia sekund. Minutę. Westchnęła. Zaśmiałam się żałośnie. Byłam już tym zmęczona. Byłam zmęczona Adelio.

— Dobra, dzwonię do mamy, ona już nie będzie taka pobłażliwa jak ja. — Wiedziałam, że w jakiś sposób zadziała to na Carlę.

W końcu była partnerem w zbrodni Adelio, a oni nigdy nie pozwalali by ktoś przeszkadzał im w ich planie. Byli jak anioły stróże dla siebie nawazjem. Zazdrościłam im tego.

— Pía. Proszę. — Gdy zaczęłam odchodzić blondynka złapała mnie za nadgarstek.

Zatrzymałam się. Nie potrzebowałam skarżyć na Adelio, potrzebowałam wiedzieć gdzie jest i czemu tam jest. Odwróciłam się z powrotem w stronę Blanco, a ta puściła mój nadgarstek, wzdychając.

— Pięć minut. — Skrzyżowałam ręce na piersi, spoglądając na nią z góry.

Wiedziałam, że czasami się mnie bała, co niekiedy było zabawne.

— Spełnia marzenia. — Jej twarz rozjaśnił uśmiech. — Podróżuje po krajach. Poznaje nowe osoby. A co najważniejsze, żyje.

Czy to było bardzo egoistyczne, że chciałam mieć Adelio obok siebie? Wiedzieć co robi, jak się czuje?

Nie lubiłam tego uczucia. Byłam jego starszą siostrą, którą, jak każdy młodszy brat, powinien odepchnąć, gdy stał się nastolatkiem. Ale w jego przypadku on nie miał nawet na to siły. Nasza relacja wciąż była dobra. Może, choć to brzmi strasznie, byłoby mi łatwiej być siostrą zdrowego chłopca.

— Za niecałe dwa tygodnie ma siedemnaste urodziny. Odpowiedz sobie sama na pytanie ile z tych siedemnastu lat żył naprawdę. — Carla kontynowała.

— Okłamał rodzinę, pojechał w nieznane podróżować! Jest po śmiertelnej chorobie i Bóg wie gdzie on jest! — Nie mogłam poradzić nic na to, że buzowała we mnie złość. — Ty to usprawiedliwiasz? — zapytałam, prychając.

— Pía, on żyje. W każdym tego słowa znaczeniu.

— To dzieciak — powiedziałam twardo. — Głupi, nierozsądny dzieciak.

Ruszyłam w kierunku drewnianej chatki. Carla wiedziała, że chcę zadzownić do swojej mamy. Miałam wrażenie, że tego nie zrobię, że dostanę racjonalne wytłumaczenie tego co on wyrabiał, ale nie byłam w stanie postąpić inaczej w tej chwili. Zdążyłam przejść dwa metry, gdy usłyszałam za sobą głos.

— Co jeśli umrze? — Dźwięk tego ostatniego słowa przyprawił mnie o mdłości. — Wiem, że każdy może umrzeć w każdej chwili, ale co jeśli człowiek umiera bez życia? Jeśli umiera w momencie, gdy już dawno był martwy. Co to za śmierć?

— Nie mów o tym. Nie mów o umieraniu. — Gwałtownie odwróciłam się w jej stronę.

Miałam ochotę jej przywalić.

— Nie mówię o umieraniu, mówię o życiu. Zasługuje na przestrzeń, na nadrobienie tego wszystkiego. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam go tak beztroskiego i szczęśliwego.
Stałyśmy w ciszy przez dwie minuty, oczekując mojej decyzji.

Gdzie był mój rozsądek?

Do cholery.

Droga po Marzenia | bxb Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz